13

2.6K 93 16
                                    

Lucas

- Gotowi? - zapytałem chłopaków, wychodząc z mojej posiadłości.

- Tak, szefie! - odpowiedział mi Gabe, szef ochrony. To on odpowiada za zorganizowanie grupy, oraz za zatrudnianie i szkolenie nowych.

     Przed domem stały już cztery SUV'y wypełnione ludźmi i gotowe do drogi. Jedynie Gabe nie wsiadł do środka, czekając na mnie. Przed wejściem do auta, spojrzałem jeszcze raz na mój ubiór, upewniając się, że wszystko mam na miejscu. Dwie Beretty 92FS schowane w kabury, trzy zapasowe magazynki, dwa Karambity ukryte w nogawkach spodni i kilka małych noży do rzucania, pod rękawami. Dotknąłem swojej klatki piersiowej, sprawdzając czy nie zapomniałem o kamizelce, którą obowiązkowo każdy z nas nosi na akcje. Pracują dla mnie najlepsi ludzie, ale po co mamy ułatwiać wrogom zdanie, niech się trochę pomęczą celując w głowę, jeśli chcą, któregoś z nas sprzątnąć. W pełni gotowy, wsiadłem do samochodu.

      Po kilkudziesięciu minutach już staliśmy w prywatnym porcie na obrzeżach miasta. Dobrze, że dawno temu doradziłem ojcu zakup tych terenów, bo ten kretyn nigdy by na to nie wpadł. A tak to przynajmniej policja nie wpada tu jak do siebie, bo szanowne gliny, trzymają się zasad prawnych. Niestety nie wszyscy, szanują cudzą własność, tak jak na przykład Moretti, który wysłał dzisiaj do nas, w odwiedziny swoje pieski.

-  Czemu zawdzięczam tą przyjemność? - zapytałem Conti'ego z nieukrywanym sarkazmem.

- Stęskniłem się - jak da się zauważyć, consigliere Vincenzo ma zajebiste poczucie humoru.

- Muszę ci sprawić przykrość, bo ja za tobą wcale. Mów czego chcesz - wycedziłem, przez zaciśnięte zęby, bo moja cierpliwość była już na skraju.

- Z żalem informuję, że twój towar dzisiaj nie dopłynie - teatralnie złapał się za serce. - Bo od jakiś...- zerknął na swój lewy nadgarstek, przyglądając się uważnie zegarkowi. -... czterdziestu minut, znajduje się w naszym magazynie.

- Co ty pieprzysz!? - krzyknąłem, zaciskając pięści i podchodząc do niego kilka kroków bliżej, tak że teraz miałem go na wyciągnięcie ręki.

- Oh, po co te nerwy - cmoknął. - Szef lubi wielkie wejścia. Za kilka dni przylatuje do kraju i chce się z tobą spotkać.

- W dupie mam to, czego Moretti chce! - przerwałem mu. Kurwa, nie będę tańczył, tak jak mi zagra ten staruch. Nie mógłby siedzieć w tych swoich Włoszech i spokojnie dogorywać? Przecież on już jest jedną nogą w trumnie. Co ja gadam! Już jest tam prawie całym ciałem, tylko jedną nogą jest jeszcze na ziemi.

- Ochłoń! Porozmawiacie i może odzyskasz towar - skończył się głupio uśmiechać i w końcu przybrał poważny ton. - Vincenzo ma dla ciebie propozycje, ale więcej powie ci osobiście. Jak już przyleci do Kalifornii to się z tobą skontaktuje - nie czekając na moją odpowiedź, wsiadł do samochodu i odjechał.

     Oddychaj Lucas! Oddychaj! Trzymaj nerwy na wodzy! Powtarzałem sobie jak mantrę. Jednak to nic nie dało. Podszedłem szybkim krokiem do samochodu i uderzyłem pięścią w maskę. Kolejne nieplanowane straty, kurwa, muszę się wziąć z garść i ogarnąć to wszystko. Miałem ochotę wsiąść w samolot i od razu spotkać się z tym włoskim bossem. Przecież kilka lat temu zawarł z John'em sojusz i mieli się nie wpierdalać w swoje interesy, więc co on teraz odpierdala.

     Nie miałem za dużo czasu na rozmyślania, bo usłyszałem dźwięk mojego telefonu. Numer nieznany. Byłem tak wściekły, że zamierzałem to olać, ale jakiś wewnętrzny głos podpowiedział mi, że nie powinienem tego robić. Słuszna decyzja, bo dzwoniła do mnie Mia. Chciałem przełożyć rozmowę na kolejny dzień, ale oczywiście ten uparty kociak nie dał mi możliwości rozłączenia się.

PLANNED FUTUREOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz