14

2.7K 95 31
                                    

Mia

     Bezsilność. Najgorsze z możliwych uczuć. To właśnie ono mnie ogarniało przez ostatnie dni. Wiedza, że najważniejsza dla ciebie osoba jest bezbronna z dala od domu lub leży martwa, w nieznanym ci miejscu jest straszna, ale to fakt, że nie jesteś w stanie nic zrobić, żeby jej pomóc jest tak paraliżujący i przerażający za razem.

     Przez moją głowę przeleciały setki możliwych scenariuszy tej sytuacji i ani jedna z nich mi się nie podobała, byłam bliska obłędu. Ciągłe gdybanie i rozmyślanie, co będzie później, skutecznie spędzało mi sen z powiek. Jednak najgorsza wizja podsunęła mi najprostsze rozwiązanie. Gdyby śmierć zabrała mojego brata, poszłabym razem z nim, w końcu to zawsze mu obiecywałam, że zawsze będę obok, bez znaczenia gdzie, choćby to miało być w innej rzeczywistości.

     Zabiłabym się, tak po prostu, nie zważając na nic, choć należę do osób, które potępiają samobójstwo. Uważam, że nie jest to rozwiązanie problemu, a ucieczka od niego, wręcz mogłabym to nazwać aktem tchórzostwa. Lecz dla Justina byłabym gotowa to zrobić bez mrugnięcia okiem, byleby bezboleśnie i szybko.

     Widząc przychodzące nad ranem połączenie od Lucas'a, byłam przygotowana na najgorsze lub na informację, że jednak nie jest w stanie mi pomóc, dlatego też, gdy usłyszałam inny, tak znajomy mi głos, nie uwierzyłam w to i mnie zamurowało, a później wybuchłam głośnym szlochem. Dopiero w momencie, kiedy Justin kazał mi przestać beczeć, na moich ustach pojawił się słaby uśmiech i wiedziałam, że wszystko jest z nim w porządku.

     Razem z rodzicami w pośpiechu pojechaliśmy pod wskazany adres. Z tego wszystkiego zapomniałam nawet powiadomić swoich chłopaków, że wychodzimy z domu i wydzwaniali jak poparzeni, gdy usłyszeli oddalający się dźwięk silnika. Chyba zwariowałam, bo po prostu ich wyśmiałam i z szerokim uśmiechem na ustach, oznajmiłam, że mają dzień wolny.

      Po wszystkich stęsknionych uściskach i ostatnich łzach, na które sobie pozwoliłam, poszliśmy do posiadłości Evans'a. Zaznaczam, że się wykłócałam, bo chciałam zabrać młodego od razu do domu, ale argument o prywatnym lekarzu, który czeka w środku, żeby wykonać podstawowe badania , mnie przekonał. Mówiąc szczerze, przez te emocje, kompletnie o tym nie pomyślałam. 

     Bardzo uprzejma, brunetka, może trochę starsza od mojej mamy, przygotowała dla Justina posiłek, bo jak się okazało nie miał nic w ustach przez ten cały czas. Dziękowałam i przepraszałam za kłopot chyba kilkadziesiąt razy, ale kiedy zagroziła, że w końcu zdzieli mnie ścierką za wygadywanie głupot, dałam jej spokój i wróciłam do salonu, do reszty.

     Siedzieliśmy w ciszy, przeplatanej mlaskaniem młodego, co było jak miód na moje uszy i nawet nie chciałam go opieprzyć, żeby zachowywał się kulturalnie. Choć pomimo lekkiego uśmiechu, którym bez przerwy obdarowywałam brata, wewnątrz byłam wściekła, bo nie wiedziałam, kto i dlaczego mu to zrobił. I że niby byli pewni, że ja będę wiedziała, do kogo się zwrócić. Jak mogli przewidzieć, że zadzwonię do swojego, aktualnie największego, wrzodu na dupie? No chyba, że to on za tym stoi, czego nie mogę wykluczyć, przecież mu nie ufam.

     Mijały kolejne minuty, aż wreszcie zebrałam się na odwagę i kiwnęłam do Lucasa, niemo zapraszając go do odejścia na bok. Grzecznie podreptał za mną do jak mniemam baru, który był pomieszczeniem sąsiadującym z salonem. Tak się domyślałam, bo za średniej wielkości wyspą z sześcioma krzesłami na wysokich nogach, była pokaźna kolekcja alkoholi rozciągająca się prawie na całą ścianę. Gdy się odwróciłam w jego stronę, stał przede mną z rękoma luźno włożonymi w kieszenie spodni i z tym swoim obojętnym wyrazem twarzy. Po kilku wdechach uznałam, że w końcu powinnam się odezwać.

PLANNED FUTUREOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz