8

2.9K 90 21
                                    

Mia

    Przez kilka ostatnich dni, cały swój czas poświęciłam na analizę tego cholernego projektu jachtu Rose. Pomimo godzin pracy, które sobie kiedyś twardo wyznaczyłam i nigdy ich nie przekraczałam, teraz siedziałam do późnych wieczorów w swoim gabinecie, a jak w końcu wygonili mnie na noc do domu, żebym nie spała na tej niewygodnej kanapie, to i tak zabrałam wszystkie papiery ze sobą. I nawet, po mimo tego, że przez ten cały czas bez przerwy, wszystko, po kolei sprawdzałam, to i tak nie jestem jeszcze nawet w połowie.

     Ostatecznie dałam się wyciągnąć z domu i spędzić piątkowy wieczór w klubie. Lucy stała się tak nieznośna, że byłam gotowa zrobić dosłownie wszystko, żeby przestała marudzić. Te jej jęki i tak nie pozwalały mi się skupić na robocie, więc uznałam ze mogę spędzić parę godzin poza domem, dla świętego spokoju.

     Skoro już zgodziłam się na chwile odpoczynku od pracy, to postanowiłam ten czas należnie wykorzystać. Począwszy od tego, że założyłam moją ukochaną, wściekle różową sukienką, która aż krzyczy "jestem tak zajebiście krótka... zastanów się jak łatwo byłoby ci się do mnie dobrać w toalecie...", dzięki której moja pewność siebie wystrzeliła w kosmos, a kończąc na tym, że postanowiłam się całkowicie nawalić, więc zaczęłam zamawiać drinki z whisky.

     Chwilę potańczyłyśmy, po czym usiadłyśmy przy naszej loży, żeby dać naszym nogom chwilę odpoczynku. Jak zaczęłyśmy się delektować naszymi drinkami, moja rudowłosa przyjaciółka pokazała mi, że w loży wyżej siedzi szanowny właściciel Heaven. Pieprzony Lucas Evans we własnej osobie, w towarzystwie dwóch innych przystojniaków i jakiegoś starszego faceta. Czy ja właśnie nazwałam go przystojnym? Jezu... może... no, ale co? Przecież mam zdrowe oczy i potrafię docenić męską urodę. Poza tym, mógłby być nawet Mister Ameryka, a nadal będzie tak samo zepsuty od wewnątrz.

     Trzy szklaneczki rudej później, już znacznie... znacznie bardziej odważna, udałam się prosto do stolika wielkiego pana i władcy. Już wcześniej domyślałam się, że jego mocną stroną są raczej te mniej legalne interesy, bo który z tych obrzydliwie bogatych biznesmenów w Los Angeles nie jest powiązany z mafijnym światem... no żaden, ale dopiero Lucy uświadomiła mi, kim dokładnie jest jego ojciec i dotarło do mnie, że zadarłam z samym księciem tej całej organizacji.

     Czy się bałam konfrontacji z nim? W tym stanie upojenia, miałam wszystko, całkowicie w dupie i zaczęłam wręcz na niego krzyczeć. A jak zaczął łgać, że nie wie o czym mówię, to myślałam, że rozszarpie go własnymi rękoma i mało mnie obchodziło kim jest. 

     Niestety nie miał szans się wytłumaczyć, bo zauważyłam zbliżającego się do nas Bridley'a i serce mi stanęło. Co on kurwa tutaj robił? Przecież już dawno wyjechał z Kalifornii, po tym jak przeleciał wszystkie chętne panienki i teraz pieprzył wszystko co się rusza na innych kontynentach. Więc jakim, kurwa, cudem, teraz stał całkowicie prawdziwy zaledwie metr ode mnie? Dlaczego wrócił?

     Oczywiście zanim zdążyłam przemyśleć, co mam zamiar zrobić i zanim alkohol całkowicie wyparował z mojego organizmu, wpadłam na, jak mi się wtedy wydawało, świetny pomysł i bez zastanowienia zaczęłam paplać.

-...Lucas Evans... mój narzeczony... - wypaliłam, patrząc mu prosto w oczy, mając ogromną nadzieję, że mnie nie odepchnie i nie powie na głos, że to kłamstwo.

     Ciarki przeszły mi po plecach, gdy on się uśmiechnął. Rozumiecie? Wyszczerzył się jak dziecko na widok lizaka, a ja już czułam w kościach, że mój świetny pomysł, wcale nie był taki świetny, a on zdecydowanie coś kombinuje.

- Kotku, nie bądź nieuprzejma, zaproś znajomego do naszego stolika - ja pierdolę, kotku-srotku... nie mógł się po prostu uśmiechać i nie odzywać?

PLANNED FUTUREOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz