Uno

678 23 1
                                    

Uwielbiałam spać i zawsze oddawałam się tej czynności w stu procentach. Sen był czymś dla mnie naprawdę ważnym. Nie dość, że regenerował ciało i umysł, to pozwalał, choć na chwilę odciąć się od rzeczywistości, która niekiedy potrafiła dać w kość...

Jednak nie byłam rannym ptaszkiem. Zaryzykowałabym stwierdzeniem, że bywały dni, w których nie obudziłby mnie nawet najgłośniejszy huk! Asteroida mogłaby uderzyć w ziemię, a ja jedynie chrapnęłabym pod nosem.

Moją zmorą bywały pobudki. Potrzebowałam wtedy ogromnej ilości kofeiny, by zacząć jakkolwiek funkcjonować. To uczucie zamroczenia, które człowiek miał w zwyczaju odczuwać, gdy się rozbudzał, zdawało się nie niknąć, dopóki nie wlałam w siebie kubka świeżo zaparzonej kawy.

Możliwe, że to właśnie dlatego, usłyszawszy dzwonek do drzwi, w pierwszej chwili nawet nie wiedziałam, co się dzieje. Odwróciłam się na drugi bok, zbywając w głąb głowy myśl, że muszę wyjść spod ciepłej pierzynki. Gdy dźwięk nie ustawał, a wręcz przeciwnie - nasilił się, przesunęłam ręką po miejscu obok mnie. Miałam w planach poprosić Coltona o to, by wykurzył intruza. Niestety druga część łóżka była pusta. Perfidnie zmuszona do tego uchyliłam leniwie jedną z powiek, spoglądając na zegar ustawiony tuż przy szafce nocnej.

Ósma trzydzieści. Kogo u licha niosło o tak wczesnej porze? Zwlekłam się z łóżka, przecierając zaspaną twarz dłońmi. Moje włosy sterczały w każdą ze stron, a na policzku widniał ślad odciśniętej poduszki. Ziewnęłam przeciągle, łapiąc za klamkę. Drugą ręką oparłam się o framugę w celu utrzymania równowagi.

Drzwi uchyliły się, a natrętne dzwonienie nareszcie umilkło.

- Słucham? - uniosłam do góry lewą brew, gdy moim oczom ukazała się męska postać. W zasadzie nie spodziewałam się ujrzeć nikogo specjalnego, choć... Stawiałam, że będzie to Colton. Ten strzał był najoczywistszym. Speszyłam się nieco. Facet był wyższy ode mnie o dobre kilkanaście cali. Miał szerokie, rozbudowane barki i tęgi wyraz twarzy. Wyglądał, jakby szedł właśnie na jakieś ekskluzywne spotkanie, ponieważ na jego barkach spoczywała ciemna marynarka. Miałam przeczucie, że na całej długości czarnego garnituru nie odnalazłabym nawet jednego zagięcia. Materiał wydawał się tym z wyższej półki. Strzelałam w markę Armani, chociaż nie zdziwiłabym się, gdyby w grę wchodził o wiele droższy wyrób. Złote spinki do mankietów stanowiły idealne wykończenie całego stroju. Oczy mężczyzny zsunęły się z mojej twarzy na ciało. Poczułam się niezręcznie pod wpływem tego spojrzenia. Szatyn zmarszczył krzaczaste brwi, sznurując usta w cienką linię. Przez ten ruch byłam w stanie dostrzec niewielką bliznę usytuowaną na jego górnej wardze.

Podążyłam za jego wzrokiem, niemal krztusząc się własną śliną. Do jasnej anielki... zapomniałam włożyć na siebie szlafrok! Satynowa koszula nocna z koronkowym stanikiem raczej nie wpasowywały się do listy ubrań, które warto założyć, gdy wychodzi się do ludzi. Zaczerwieniłam się jak burak, w panice zatrzaskując przed mężczyzną drzwi. To był odruch. Nabrałam do ust sporą ilość powietrza, czując się wręcz upokorzona. Czym prędzej pognałam do salonu. Na kanapie odnalazłam koszulkę Coltona, którą szybko na siebie nasunęłam. Sięgała mi ledwo za tyłek, jednak była moją jedyną i ostatnią deską ratunku. Przynajmniej zakrywała więcej niż koronkowe wdzianko. Wróciłam do drzwi, w myślach licząc do piętnastu. Odchrząknęłam, ponownie otwierając drzwi. Tym razem jedynie do połowy, by użyć ich jako zasłonki. Nieznajomy nadal tam stał. Wydawało mi się, że nie ruszył się nawet o cal.

- W czym mogę pomóc? - zapytałam po chwili, starając się zachować stabilny głos. Postanowiłam grać. Zachowywać się tak, jakby sytuacja sprzed chwili wcale nie miała miejsca. Czy po takiej wtopi była jeszcze szansa na nawiązanie neutralnej rozmowy? Cóż... miałam taką nadzieję. Facet uchylił wargi. Uprzedził go jednak melodyjny głos mojego chłopaka.

A D D I C T I O N to desire #2 [+18] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz