Veintisiete

363 15 2
                                    

Pov. Colton

Otworzyłem swoje oczy dopiero w momencie, w którym samochód całkowicie zatrzymał się tuż obok mojego bloku. Drżenia ustały, a do środka wpadło światło z ulicznej lampy. Westchnąłem rozespany, ziewając przeciągle. Naprawdę chciało mi się spać, a bujanie auta jedynie wzmacniało ten efekt. Byłbym jednak głupcem, gdybym pozwolił sobie stracić świadomość w takim momencie.

- Jesteśmy - zakomunikował Joshua niskim, lekko ochrypłym tonem. Zerknąłem w bok, przyglądając się jego zmęczonej twarzy. Zawsze wyglądał przez to o wiele starzej i poważniej. Nadmiar obowiązków i ciągłe niewyspanie się mocno na niego oddziaływały.

- Dzięki - mruknąłem pod nosem, odpinając swój pas. Zreflektowałem się, zauważając, że zrobiłem to za szybko, jak na osobę, która udawała pijaną. To była jedna z wielu sztuczek, jakimi się posługiwałem. Przy nietrzeźwej osobie człowiek od razu stawał się bardziej wylewny, co nieraz już wykorzystałem. - Jedź ostrożnie - złapałem za klamkę, jednak zanim zdążyłem za nią pociągnąć, ubiegło mnie jego chrząknięcie.

- Colton - odwróciłem głowę, spoglądając na niego z uniesioną brwią. Chwilę milczał, mrużąc oczy. Wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał. Bruzda na jego czole powiększyła się, kiedy ścisnął palcami nasadę swojego nosa.

- Tak? - rzuciłem niecierpliwie, gdy wciąż nic nie odpowiadał, jakby starał się zaoszczędzić czas.

- Znamy się już długo... - przyznał, nie ściągając ze mnie swojego spojrzenia. Oddychał miarowo, a mięśnie jego szczęki pozostawały rozluźnione. - A ostatnio, zachowujesz się dosyć dziwnie - stwierdził wymijająco. Chwilę zajęło, zanim przeszedł do sedna. - Jesteś nieobecny, pijesz o wiele więcej, niż zazwyczaj... - oblizał swoje wargi, nachylając się nieznacznie w moim kierunku. Ten gest miał na celu pogłębić ważność tej chwili i utwierdzić mnie w przekonaniu, że to, co chłopak miał za chwilę powiedzieć, było bardzo istotne. - Jesteś pewien, że wszystko w porządku? Jeśli nie, nie bój się mówić... Wiesz, że mi możesz ufać - powiedział to tak pewnie i szczerze, że aż chciało się mu wierzyć. Miałem ochotę zaklaskać na tę próbę zamydlenia mi oczu. Była aż nad wyraz przekonująca.

- Ufam ci - skłamałem bez problemu. Nawet nie drgnęła mi przy tym powieka. - A to, że zachowuje się nieco inaczej... - wymusiłem uśmiech na swojej twarzy, opadając plecami na fotel. - Żenię się - powiedziałem najdumniejszym głosem, na jaki tylko było mnie stać.

- Tak szybko? - wypalił, zanim zdołał to przemyśleć. Mam cię.

- Po co zwlekać? Jestem zdecydowany. Valentina również. Nie możemy bez siebie żyć, a w takim przypadku ślub to jedynie formalność - wzruszyłem ramionami. Nie powinienem był mu tego zdradzać i miałem tego świadomość. Nie mogłem się jednak powstrzymać. Czekałem, na jego reakcje, jednak mężczyzna zdołał już nałożyć na siebie maskę obojętności. No nic... może innym razem.

- Mam nadzieję, że jestem zaproszony - zapytał nieco ironicznie, na co parsknąłem pod nosem.

- Oczywiście - poklepałem jego bark. - Specjalnie dla ciebie znajdę jakieś... - umilkłem w połowie, gdy mój wzrok napotkał czarnego Rolls-Royca zaparkowanego nieopodal nas. Nie sposób było go przeoczyć, choć stał zakamuflowany pomiędzy innymi samochodami. Mój entuzjazm opadł, podobnie jak kącik ust. Nie musiałem długo główkować nad tym, do kogo należał, ani po co przyjechał tutaj jego właściciel. Zerknąłem badawczo na budynek, czując w sercu ukłucie smutku. Nie miałem jednak prawa, by kogokolwiek oceniać, szczególnie gdy ja sam...

- Co znajdziesz? - dopytał Josh, przywracając mnie do rzeczywistości. Spojrzałem na niego zaskoczony, nagle zapominając, o czym w ogóle mówiłem.

- Miejsce - skinąłem, powracając do grania wyluzowanego i w pełni zadowolonego ze swojego życia faceta. - W pierwszym rzędzie - błysnąłem białym uśmiechem.

- W takim razie muszę przyjść - kącik jego ust drgnął, a wzrok rozbłysł zadowoleniem. Zdawałem sobie sprawę, że on również zauważył samochód. W końcu nie był głupcem. - Hej, a może wyskoczymy gdzieś w następny weekend? - zapytał, ponownie zatrzymując mnie przed wyjściem.

- Kto wie? Czemu nie... - zamyśliłem się na moment, zastanawiając, czy nie miałem zaplanowanych innych zajęć. - Chociaż czekaj... - przygryzłem dolną wargę, marszcząc czoło. - W piątek nie mieliśmy mieć konferencji? - jakiś czas temu szef zwołał naradę odnośnie do nowego projektu - wtedy ustaliliśmy wstępny zarys działań. Jednak zanim ruszylibyśmy z jego realizacją, musieliśmy wszystko dokładnie dopracować. Cieszyłem się, że miałem w tym czynny udział. To dawało mi szanse na pozyskanie cennych informacji.

- Odwołana - odparł wymijająco, zaraz jednak dodając:

- Szef jedzie w delegacje. Do Rzymu. Nie będzie go przez cały tydzień - wyjaśnił, na co skinąłem.

- W takim razie chyba nic nie stoi nam na przeszkodzie - zgodziłem się.

- Zupełnie nic - potwierdził tajemniczo.

A D D I C T I O N to desire #2 [+18] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz