Cinco

569 17 0
                                    

Wszechogarniający ból mięśni i suchość w gardle były pierwszymi, co poczułam, gdy tylko powróciła moja świadomość. Zmarszczyłam powieki, zakrywając twarz kołdrą. Jęknęłam cicho, pocierając czoło, gdy mój żołądek wykonał obrót. Zerwałam się z miejsca, przytykając do ust dłoń. Zdążyłam dobiec do łazienki, nim pochyliłam się nam sedesem. Oczy zaszły mi mgłą, gdy próbowałam zwrócić resztki jedzenia. Miałam wrażenie, że zaraz wyzionę ducha! Oparłam się o chłodną ścianę, przyciągając nogi do klatki piersiowej. Ułożyłam czoło na kolanach, gdyż wpadające przez niezasłonięte okna światło, niesamowicie mnie raziło. Nie był to pierwszy raz, gdy miałam kaca, jednak był równie bolesny co wszystkie poprzednie. Dopiero po dziesięciu minutach zwlekłam się z podłogi, podchodząc do umywalki. Przemyłam twarz zimną wodą oraz przepłukałam buzię. Miałam na sobie stary, przetarty T-shirt Coltona i bieliznę, co oznaczało, że chłopak musiał mnie przebrać. Przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze. Wyglądałam... okropnie, czemu nie można było się dziwić. Makijaż rozmazał mi się po twarzy, a włosy poplątały w każdą stronę. Gdy kolejna próba rozczesania ich spełzła na niczym, postanowiłam, że po prostu zwiąże je w małą kitkę tuż nad karkiem. Resztki cienia i tuszu zmazałam płynem, a na skórę nałożyłam krem nawilżający. Miałam nadzieję, że moje działania, choć odrobinę zniwelują skutki wczorajszej imprezy. Z niemrawą miną zeszłam na dół w poszukiwaniu jakichś tabletek przeciwbólowych. Musiałam także jak najszybciej się czegoś napić. Moje gardło szczypało, jakbym nie przyswajała żadnych napoi od co najmniej miesiąca!

Weszłam do kuchni, pocierając zmęczone powieki. Zdumiałam, gdy dostrzegłam, że zegar wskazywał jedenastą czterdzieści trzy. Jak to możliwe, że było już tak późno? 

Wyciągnęłam z szafki czystą szklankę, a następnie nalałam do niej przegotowanej wody. Zwiesiłam głowę, gdy przez przypadek upuściłam czajnik. Poczułam, jak do mojej głowy dociera milion ostrych igiełek, przyprawiając ją o nie mały ból. Zanim upiłam choćby łyk, dotarł do mnie męski głos. Wyprostowałam się jak struna.

- No, proszę. Któż to zaszczycił nas swoją obecnością? - obróciłam się gwałtownie, prawie wylewając zawartość naczynia. Uchyliłam usta, gdy zauważyłam, że w progu pomieszczenia stał nie kto inny jak mój tato. Opierał się o framugę, z zaplecionymi na piersi rękoma. Miał na sobie niebieską bluzkę z logo ulubionego zespołu koszykarskiego, którą kiedyś podarowałam mu na urodziny oraz ciemne spodnie. Spoglądał na mnie z uniesioną do góry lewą brwią. Jego wargi rozciągnięte były w kpiącym uśmiechu.

- Co ty tutaj robisz? - zapytałam, odstawiając szklankę na blat. Gdy chwilowy szok minął, pognałam w jego stronę, mocno się przytulając. Mężczyzna sapnął nieco zaskoczony siłą, jakiej użyłam. Pogłaskał mnie po głowie, składając pocałunek na jej czubku. Na policzku poczułam przyjemne ciepło, a w uchu zabrzmiało mi równomierne bicie jego serca.

- Śmierdzisz alkoholem - stwierdził, gdy odsunęłam się na kilka cali. Skrzywił się, jednak odwzajemnił mój uśmiech. - Przyjechałem sprawdzić, jak sobie radzicie. Jak domniemam nie najlepiej - zlustrował mnie wymownie wzrokiem. Puściłam w niepamięć tę uwagę.

- Mama też tutaj jest? - wychyliłam się zza jego ramienia, spojrzeniem szukając rodzicielki. Chwilowy zapał szybko został stłumiony zawiedzeniu, gdy mężczyzna powiedział:

- Niestety nie mogła przyjechać. Za to wysłała mnie, bo nie odbierasz od niej telefonów - obrzucił mnie karcącym wzrokiem. Rozejrzałam się dookoła, próbując namierzyć położenie smartfonu. Niestety nigdzie go nie było, zupełnie jakby sam diabeł nakrył go ogonem.

- Nie pamiętam, gdzie zostawiłam komórkę - przyznałam. Najprawdopodobniej zostawiłam ją w torebce. Gdzie u licha była moja torebka? Podrapałam się po karku.

A D D I C T I O N to desire #2 [+18] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz