Veintitrés

386 16 0
                                    

Stało się. Klamka zapadła, a decyzja została podjęta. Odetchnęłam głęboko, wciągając do nozdrzy słodki, waniliowy zapach olejku. Raz jeszcze zerknęłam w samochodowe lusterko, nie mogąc nasycić oczu widokiem własnej siebie. Tym razem postawiłam na radykalną zmianę. Ścięłam włosy o co najmniej połowę ich poprzedniej długości, przez co teraz sięgały mi do ramion. Dodatkowo zaszalałam z ich kolorem, farbując końcówki na fioletowo. Nowe oblicze dodawał mi pewności siebie oraz przenosił do czasów wczesnej młodości. Nigdy nie należałam do buntowniczych nastolatek, choć wielokrotnie eksperymentowałam ze swoim wyglądem. Może właśnie tego było mi potrzeba? Wrócenia pamięcią do czasów, kiedy każdego poranka budziłam się z uśmiechem na ustach, nie mogąc doczekać się, by sprostać wyzwaniom owego dnia? Wtedy życie było dla mnie niczym wspinaczka na Mount Everest. Nie miałam bladego pojęcia, co przyniesie, jednak sama myśl o zdobyciu szczytu motywowała mnie do dalszej drogi. Uśmiechnęłam się na myśl o tamtej Valentinie. Była zdecydowanie zbyt młoda i niedoświadczona, by wiedzieć, że do takiej wędrówki człowiek przygotowuje się latami. Mimo to naprawdę za nią tęskniłam... Jej ambicje i upartość były godne podziwu. Nie mogłam wskazać konkretnego momentu, w którym nasze drogi zaczęły się rozjeżdżać. Może straciłam ją od razu po przyjeździe, a może odchodziła każdego dnia po trochu? Ignorowałam sygnały, które mi wysyłała. Byłam ciekawa, czy kiedykolwiek uda mi się ją ponownie zobaczyć...

Do domu wróciłam kilka minut po osiemnastej. Wizyta w salonie nieco się wydłużyła, przez co miałam zaledwie godzinę, by zdążyć się, naszykować. Jak torpeda wpadłam do mieszkania, niemal potykając się o próg. Rzuciwszy torbę w kąt, ściągnęłam z nóg ciepłe kozaki. Płaszcz odwiesiłam na haczyku, by za chwilę ruszyć do sypialni. Prysznic zdążyłam wziąć jeszcze przed wyjściem, za co dziękowałam Bogu, gdyż teraz nie musiałam się tym głowić. Sukienka, która na mnie czekała nie była zbyt wyszukana. Znalazłam ją na dnie szafy wczoraj wieczorem i już wiedziałam, że będzie idealna. Nie była za długa, gdyż sięgała do połowy łydki, ale i nie zbyt krótka, mimo lekkiego nacięcia po prawej stronie. Dół miała rozkloszowany, za to góra idealnie przylegała do mojego ciała. Była bez ramiączek, więc odkrywała mój nowy tatuaż. W porównaniu z wysokimi butami i błyszczącą torebką prezentowała się wręcz idealnie. Specjalnie na to wydarzenie kupiłam również ozdobną maskę na oczy. Poszłam za pomysłem Avy, nie mając żadnego innego w swojej głowie.

Przystanęłam w półkroku, gdy przed moimi oczyma mignęła męska postać. Cofnęłam się, raz jeszcze zerkając w stronę salonu.

- Wybierasz się dokądś? - zapytałam, przyglądając się odświętnie ubranej sylwetce Coltona. Chłopak stał na środku pomieszczenia, zapinając zegarek na swoim nadgarstku. W czarnym garniturze, białej, rozpiętej koszuli oraz zaczesanych do tyłu włosach prezentował się naprawdę świetnie. Nie zmieniało to jednak faktu, iż nie miał powodu, by gdziekolwiek się stroić. A przynajmniej tak zakładałam.

- Idę na bal - wzruszył ramionami, odwracając wzrok. Uchyliłam usta, nie wiedząc, co powinnam była odpowiedzieć.

- Skąd wiesz? - spytałam, mając z tyłu głowy świadomość, iż nie pisnęłam mu o imprezie ani słówka. Doszłam do wniosku, że proponując mu takie wyjście, w pewien sposób zobowiążę go, by ze mną poszedł. A nie chciałam go do niczego zmuszać, widząc, jak bardzo przygnębiony chodzi na co dzień.

- Lepszym pytaniem byłoby, skąd powinienem się dowiedzieć - posłał mi porozumiewawcze spojrzenie. - Dlaczego mi nie powiedziałaś? - pokręcił głową, mrużąc powieki. Brzmiał, jakby był zły, choć może jedynie sobie to wmawiałam.

- Założyłam, że nie chciałbyś iść - wzruszyłam ramionami. Nawet nie pomyślałabym, że się zgodzi!

- Cóż, mogłaś po prostu zapytać - odburknął, sznurując usta w cienką linię. Chyba naprawdę był zły...

A D D I C T I O N to desire #2 [+18] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz