Treinta

376 13 1
                                    

Ze snu wybudziło mnie ciepło. Uciążliwe uczucie duszności, na które po moim karku spłynęła kropla potu. Zaplotłam grzywkę za ucho, zsuwając kołdrę na wysokość swoich bioder. Westchnęłam pod nosem, pocierając zmęczone powieki. Uśmiechnęłam się, gdy pod policzkiem wyczułam miękką fakturę. Odchyliłam się odrobinę do tyłu, by móc z łatwością unieść swój wzrok. I wtedy też ją zobaczyłam... Wykrzywioną w rozluźnieniu, z wygładzonymi zmarszczkami, męską twarz. Oparłam się na podbródku, nie mogąc oderwać od niej swojego spojrzenia.

Zed wyglądał tak niewinnie i bezbronnie, kiedy spał. Wszystkie zmartwienia opuszczały jego ciało, a zostawał jedynie błogi spokój. Rozczulił mnie jego widok. Uniosłam swoją dłoń najciszej, jak tylko byłam w stanie, by móc zsunąć opadający na jego czoło kosmyk hebanowych włosów. Nie mogąc się powstrzymać, zahaczyłam także palcem o skroń, po której zjechałam do linii brody. To był pierwszy raz, kiedy mogłam bez przeszkód i towarzystwa jego intensywnego spojrzenia, przyjrzeć się mu z tak bliska. Był piękny. Gdyby ktoś zapytał mnie, jak wyobrażałam sobie anioła, powiedziałabym, że miałby twarz Villina. Gładką, niesamowicie symetryczną, z wielkimi, błyszczącymi oczyma, idealnie prostym nosem i pełnymi wargami. Wszystko w nim było takie perfekcyjne - nie tylko w wyglądzie. To, jaką siłą emanował, z jaką gracją stawiał kolejny krok... każde słowo, jakie wypadało przez jego usta, każdy pocałunek, jaki zostawiał na mojej skórze i każdy grzech, jakiego się dopuścił... Był moją własną definicją ideału. Czasem zastanawiałam się, jak to było możliwe, iż Bóg był w stanie stworzyć kogoś tak doskonałego - wręcz pozbawionego wad!

Odruchowo cofnęłam swoją dłoń, gdy spomiędzy rozchylonych warg bruneta wydostał się cichy pomruk. Poczułam, jak jego dłonie zaciskają się na moich biodrach, a jabłko adama drga, gdy przełknął ślinę. Nie opierałam się, kiedy z nadal zamkniętymi oczami wciągnął mnie na swoje ciało. Oparłam dłonie na jego klatce piersiowej, podpierając się, by móc lepiej go widzieć. Powoli rozchylił swoje powieki, a błękitne, jak bezchmurne niebo tęczówki odnalazły moje.

- Nie mam nic przeciwko budzeniu się tak każdego dnia - wychrypiał zaspanym tonem, unosząc oba kącik swoich ust. Przygryzłam dolną wargę, usłyszawszy jego głos. Nie mogłam nic poradzić na nagły nalot owadów do mojego żołądka. Zagościły się tam już jakiś czas temu, skutecznie uprzykrzając mi życie za każdym razem, kiedy w zasięgu mojego dotyku pojawiał się brunet.

- Dzień dobry - mruknęłam cicho, przytulając się do wyrzeźbionej piersi. Pocałowałam miejsce, w którym znajdowało się jego serce, by po chwili oprzeć o nie policzek.

- Wyspałaś się? - zapytał, biorąc w dwa palce kosmyk moich włosów. Okręcił go, lekko pociągając w swoją stronę.

- Mhm... - zamruczałam cicho, gdy powolnymi ruchami zaczął masować tył mojej głowy. - Potrzebowałam takiej drzemki - stwierdziłam, okrążając jego brodawkę opuszkami palców. Pamiętałam jedynie, że zaraz po tym, jak rozpakowałam swoje rzeczy, wzięłam krótki prysznic. Moment, w którym kładłam się do łóżka, skrupulatnie umknął mojemu umysłowi. - A ty?

- Jak nigdy wcześniej - odparł z nutką rozbawienia. Zaraz jednak zassał gwałtownie powietrze do ust, zaciskając mięśnie swojej szczęki. Zanim zdążyłam zapytać, co się stało, powiedział:

- Valentino, jeśli nie chcesz, żebym wziął cię tu i teraz to nie wierć się tak, proszę - wymamrotał z trudem, na co zastygłam w bezruchu. Gdy zrozumiałam, o co mu chodziło, zachichotałam głośno, aż zadrżała mi klatka piersiowa, po czym posłusznie przewróciłam się na bok. - Nie mówiłem, żebyś ze mnie zeszła, tylko przestała ocierać się o mojego fiuta - sprostował, zerkając na mnie z uniesioną, lewą brwią. Wsparłam się na dłoniach, nie przestając się uśmiechać. Sama jego obecność sprawiała, że z przestrzeni pod moją czaszką robiła się miękka papka!

A D D I C T I O N to desire #2 [+18] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz