Pov. Tony
Zed postradał zmysły. Całkowicie i niezaprzeczalnie mu odbiło. Pokręciłem głową, ściskając nozdrza swojego nosa. Nie sądziłem, że to zajdzie tak daleko. Oczywiście, że nie miałem ku temu nic przeciwko, a przynajmniej dopóki dało się to kontrolować. Jednak teraz... Rozmawiałem z Vincentem. On również nie był zadowolony z tego, co wyrabiał jego syn. Zaufał mi. Kazał trzymać go w ryzach i Bóg mi świadkiem, że starałem się robić wszystko, co w mojej mocy, ale to przechodziło ludzkie pojęcie! Rozumiałem jego punkt widzenia. Może niekoniecznie byłem w stanie wejść w jego buty, ale wiedziałem, dlaczego to wszystko robił. Problem polegał na tym, że już dawno przekroczył wszelkie granice. A jeśli one nie mogły go teraz powstrzymać, to kto mógł?
- Zed - zwróciłem się do niego o wiele twardszym tonem. Chwilę zajęło, zanim obrócił się w moją stronę z obłędem w oczach. Toczył w sobie wewnętrzną walkę. Uczucia nie chciały dopuścić do głosu rozsądku. Silne pragnienie zagłuszało wszystko inne, samolubnie pragnąc zostać zaspokojonym. Spojrzałem na niego wymownie. Oboje wiedzieliśmy, o jak wielką stawkę toczyła się ta gra - jednak tylko ja grałem rozsądnie. Mężczyzna pokręcił głową. Nie chciałem wiedzieć, co właśnie działo się w jego głowie. Wystarczyło mi to szaleństwo wypisane na twarzy.
- Jest za wcześnie... - stwierdził, na co zacisnąłem swoje usta w cienką linię. Zdawał sobie sprawę z ryzyka. Wiedział, jak to wszystko się skończy, jeśli teraz polegnie. Nie mógł zrezygnować. A powinien był to zrobić... - Za wcześnie, jeszcze nie zdążyłem... - urwał, gdy Daisy złapała jego policzki. Znalazła się zdecydowanie zbyt blisko, na co wciągnąłem gwałtownie powietrze do swoich płuc. Mówiłem jej, by trzymała się wyznaczonych zasad, a i tak postanowiła je złamać.
- Zedi - mruknęła piskliwym głosem, od którego rozbolała mnie głowa. Miałem ochotę parsknąć na przezwisko, które mu nadała. Zdecydowanie nie wiedziała, z kim miała do czynienia. Mężczyzna zamrugał, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z jej obecności. Jego tęczówki rozbłysły, a mi pozostało jedynie odliczanie.
Za 3... 2... 1...
- Nie dotykaj mnie nigdy więcej - wypluł przez zaciśnięte zęby, zanim złapał za jej dłonie. Ścisnął je tak mocno, że dziewczyna załkała z bólu. Mogłem przysiąc, iż usłyszałem ciche chrupnięcie. Villin odepchnął ją do siebie, przez co ta upadła na tyłek. Natychmiast się od niego odsunęła, czołgając w tył. Zaciągnąłem się zapachem jej przerażenie. Smakowało jak najlepszy deser. - A ty powiadom mojego ojca, że trzymamy się ustalonego planu - dorzucił, kątem oka zerkając w moją stronę. Nie zdążyłem odpowiedzieć, gdy wyszedł, trzaskając przy tym drzwiami.
Westchnąłem z udręką, już teraz słysząc w głowie frustracje Vincenta. Był równie niezrównoważony, co jego syn, choć przez różnicę wieku mógł wydawać się nieco pokorniejszy. Uniosłem lewą brew, gdy usłyszałem prychnięcie ze strony blondynki. Podniosła się do siadu, pocierając obolałe nadgarstki. Jej skórę pokrywały czerwone ślady. Nie sądziłem, by zniknęły po jednym dniu.
- Poszedł do tej małej szmaty? - rzuciła, wpatrując się w drzwi z niemałą nienawiścią. Zabawne, że jej pewność siebie powróciła dopiero w momencie, w którym Villina już z nami nie było. Byłem ciekaw, co zrobiłby z jej słowami...
- Nie pozwalaj sobie - zganiłem ją burknięciem. Tu już nawet nie chodziło o Zeda. Szczerze polubiłem Valentinę i nie chciałem, by ktokolwiek ją obrażał. Dużo w życiu przeszła, a jeśli sprawy zboczą z toru, może przejść o wiele więcej. Nie skłamałbym, mówiąc, że poprawiła mój komfort życia. Dzięki niej Zed nie chodził już taki pospinany. To zadziwiające, jak bardzo go zmieniła, choć nawet nie była tego świadoma. Wprowadziła promyk światła, rozświetlając tlący się wokół nas od lat mrok. Obawiałem się jedynie, iż jego źródło mogłoby kiedyś wygasnąć. - Powinnaś zająć się pracą i przestać wtykać nos w nieswoje sprawy - dodałem, wstając z kanapy. Poprawiłem pomięte rękawy koszuli, dostrzegając, jak przewróciła oczami. Nie musiała przyjmować mojej rady, jednak powinna była wiedzieć, iż użyczyłem ją jej z dobroci serca. Villin zabrał ją ze sobą jedynie po to, by ogarnęła sprawy związane z firmą. Zakres jej obowiązków był jasny i klarowny. Gdyby tylko się do niego stosowała, wydarzenia sprzed chwili nie miałyby miejsca. - Mówiłem ci, żebyś została na górze. Dlaczego tutaj przyszłaś? - grabiła sobie już od dłuższego czasu, naiwnie wierząc, iż cierpliwość Zeda miała jakieś granice, bo cóż... Nie miała. A przynajmniej nie w jej przypadku.
CZYTASZ
A D D I C T I O N to desire #2 [+18] ✔
RomanceUWAGA! TA TRYLOGIA NIE JEST PRZEZNACZONA DLA OSÓB WYSOKO WRAŻLIWYCH. ZAKOŃCZONE II część trylogii Addiction Wyprowadzka z domu rodzinnego jest dla Valentiny ogromnym krokiem w dorosłość - podobnie jak zamieszkanie z chłopakiem. Jej marzenia o rozwij...