Siete

489 14 1
                                    

Skrzywiłam się, gdy do moich uszu dotarło głośne trzaśnięcie. Jeśli właśnie w taki sposób chłopak miał się zachowywać za każdym razem, gdy o coś się posprzeczamy, to czekała nas wymiana drzwi. Najlepiej na jakieś stalowe z mocnymi zawiasami, by na pewno wytrzymały siłę jego uderzeń. Miałam ochotę jęknąć z bezsilności, gdyż wiedziałam, że czekała nas długa rozmowa. Niestety szatyn unikał jej jak ognia, nie mając nawet ochoty wysłuchać moich argumentów. Wyrysował w swojej głowie całokształt sytuacji, będąc święcie przekonanym o swojej racji. Czasami bywał tak uparty, że to aż bolało. Niesiony emocjami, działał instynktownie, co przyćmiewało zdrowy rozsądek. Powinien nauczyć się trzymania nerwów na wodzy, a nie zachowywać się jak rozkapryszony dzieciak. To było wyczerpujące dla nas obojga. Ta wieczna pogoń i niezrozumienie... Dlaczego nie mogliśmy po prostu przegadać tego, co leżało nam na sercach? Czy wymagałam zbyt dużo, pragnąc, by jedynie mnie wysłuchał?

Od momentu, w którym wyszedł z kuchni, nie odezwał się w moją stronę ani słowem. Z tyłu głowy wiedziałam, że jego reakcja spowodowana była gorszym dniem, jednak nie był to pierwszy raz. To zaczęło się po przyjeździe mojego taty... Stał się o wiele bardziej nerwowy, drażniły go małe rzeczy i nie potrafił się na niczym skupić w stu procentach. Nie wspominałam już o tym, że przez cały czas chodził spięty. Rzecz w tym, że gdy ja miewałam zły humor, szukałam pomocy, a chłopak preferował milczenie.

- Colton - westchnęłam bezsilnie, chowając twarz w dłonie. Nie miałam siły się z nim kłócić. Nie po tak długim dniu i zdecydowanie nie przy kolacji. Wolałam spędzić ten wieczór w miłej atmosferze i nie mogłam się pogodzić z tym, że tę szansę odebrał mi jakiś głupi list. - Wiesz, jak niedorzeczny jest twój gniew? - dopytałam, unosząc na niego swoje spojrzenie. Mężczyzna stał kawałek dalej, kręcąc z niedowierzaniem głową. W dłoniach ściskał białą kartkę, jakby to miało pomóc się mu uspokoić. Jego nozdrza falowały, a oddech spłyciał, sugerując, że był naprawdę wkurzony. Czy naprawdę zwykły liścik był w stanie aż tak na niego wpłynąć?

- Nie obchodzi mnie to - wzruszył ramionami. Ton, którego użył nie był już tak miły. Potarł twarz, przymykając powieki.

- A powinno - odparłam równie oschle. Zaczynał działać mi na nerwy, wyolbrzymiając tak nieistotne sprawy. Obwiniał mnie o kłamstwa, nie mając ku temu żadnych podstaw. Dlaczego od razu zakładał, że miałam z tym coś wspólnego? - Ktoś się pomylił i wrzucił go do nieodpowiedniej skrzynki - powtarzałam jak mantrę, mając nadzieję, że w końcu to do niego dotrze. - Zachowujesz się, jakby to była jakaś zbrodnia - wydusiłam, oblizałam usta. - A to zwykły list - podkreśliłam raz jeszcze. W końcu nie było w nim nic obraźliwego. Nie była to także żadna groźba. Stawiałam na niewinny żart młodzieży, która postanowili zabawić się ludzkim kosztem.

- Nie rozumiesz, Valentino - podniósł głos, spoglądając na mnie rozchwianym wzrokiem. Brzmiał, jakby obwiniał mnie o to, że nie mogłam pojąć, co siedziało mu w głowie. Jego dłoń zadrżała, a szczęka zacisnęła się mocno. Emocje buzowały w nim, nie mogąc znaleźć ujścia.

- Więc mi wytłumacz! - co było w tym trudnego? Szatyn zignorował jednak moje słowa, tupiąc niecierpliwie nogą. - No, proszę... - dodałam hardo, gdy milczał. - Może uda mi się zrozumieć ten szał - rzuciłam, choć szczerze w to wątpiłam. Nie mogło w końcu istnieć żadne, realne wyjaśnienie ten sytuacji.

- Nieważne - zbył mnie, wzdychając. Odrzucił pomiętą kartkę na blat, jakby zaczęła go parzyć. W jego ruchach przebijała się pewna pogarda. Zmarszczyłam czoło, nie wiedząc, co się działo.

- Tak po prostu wyjdziesz? - zapytałam niedowierzająco, gdy skierował się do wyjścia. Nie mógł do cholery tak sobie wyjść! Do ostatniej sekundy łudziłam się, że jedynie żartuje. Że zaraz uśmiechnie się i krzyknie: Hej, jedynie cię wkręcam!

A D D I C T I O N to desire #2 [+18] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz