Jeśli miałabym wymienić konkretną datę, kiedy moje życie zawaliło się po raz pierwszy, zaryzykowałabym stwierdzeniem, iż była to późna jesień, gdy miałam niecałe jedenaście lat. Późnym wieczorem w trzeci dzień tygodnia razem z rodzicami pochowaliśmy mojego odwiecznego kompana w podróży - pana Jacksona. Starego, schorowanego dachowca, który wydał swoje ostatnie tchnienie na poniszczonym, zaplamionym, starym dywanie na poddaszu. Płakałam rzewnie, przyciskając policzek do piersi matki, gdy tata zakopywał go pod ziemią w ogródku. Wtedy, jako młoda, nastoletnia dziewczynka, uważałam tę stratę, jako najboleśniejszą w całym moim dotychczasowym i przyszłym życiu. O dziwo, wystarczyło zaledwie kilka miesięcy, bym całkowicie wyparła z głowy obraz rudego kota.
Kilka lat później uważałam to wspomnienie za błahostkę w porównaniu do pierwszego, złamanego serca. Pierwsze razy z reguły należały do tych najbardziej zapamiętywanych. Pierwszy pocałunek, pierwszy samochód, pierwszy raz... Choć niekiedy te momenty nie należały do najprzyjemniejszych, z całą pewnością były tymi, do których wracało się z największą nostalgią.
Teraz, widząc zapłakaną twarzyczkę Valentiny Perry, która ubolewa nad stratą kota, miałam ochotę zaśmiać się głośno, mocno ją przytulić i szepnąć na ucho, by nie martwiła się takimi drobnostkami, gdyż w życiu czekają na nią jeszcze większe zmartwienia.
Zastanawiałam się, czy właśnie na tym polegało życie. Na doświadczaniu przykrych zdarzeń, uodparnianiu się na nie i kroczeniu dalej, by za chwilę znów zostać spoliczkowanym przez los. Mała Tina była naiwna. Młoda i zbyt wrażliwa. Dorosła Valentina miała już pewien bagaż doświadczeń i potrafiła poradzić sobie w trudnych sytuacjach. Obie jednak cechował nadmierny pozytywizm. Łudziły się, że świat jest kolorowy i choć ten na każdym kroku pokazywał im, że tak nie jest, te wytrwale obstawały przy swoim.
Leżałam na prawym boku, podpierając policzek na wewnętrznej stronie dłoni. Choć spałam zaledwie kilka godzin, czułam się nad wyraz wypoczęta. Nie doskwierał mi ucisk w głowie, a oczy nie kleiły się przy każdym mrugnięciu. Wpatrywałam się w spokojną, nieświadomą twarz chłopaka przede mną, jak na złość nie mogąc zebrać myśli. Nie potrafiłam dumać o niczym konkretnym, choć tak wiele rzeczy miałam teraz na głowie. Równy, płytki oddech, synchroniczne bicie serca i rozluźnione mięśnie - przyglądałam się temu wszystkiemu z uwagą, dopóki nie zapragnęłam go dotknąć. Ostrożnie wyciągnęłam swoją dłoń, przejeżdżając opuszkami po odkryty ramieniu. Gładziłam aksamitną skórę, badając każde, kolejne wgłębienie. Choć starałam się działać naprawdę delikatnie, chłopak szybko wyczuł moje działania. Westchnął pod nosem, po czym nie otwierając oczu, odwrócił się w moją stronę. Wyglądał, jakby znajdował się na granicy snu i jawy. Chwilę rozważałam, które z nich przeważy, dopóki mężczyzna nie mruknął pod nosem cichego:
- Dzień dobry.
- Dzień dobry - odparłam szeptem, wycofując swoją rękę. W następnej sekundzie powieki szatyna z trudem uniosły się do góry, a brązowe tęczówki odnalazły moje spojrzenie. Trwaliśmy w milczeniu przez długą minutę, po prostu się w siebie wpatrując. - Wszystko w porządku? - odezwałam się pierwsza, na co chłopak skinął prawie niezauważalnie.
- Która godzina?
- Po dziewiątej - odparłam z nutką zaskoczenia, gdy zerknęłam na pobliski zegar. Gdy kładłam się do łóżka, zegar wskazywał dopiero siódmą trzydzieści. Nie spostrzegłam się, gdy czas umknął przed moim nosem. - Zrobiłam śniadanie - kiwnęłam na stolik za plecami mężczyzny, na który zaraz powędrował jego wzrok. Mocna kawa, choć teraz już zapewne zimna, oraz dwa, świeżo upieczone rogale cieszyły nozdrza, drażniąc je swoim zapachem.
- Wygląda smakowicie - stwierdził, podnosząc się do siadu. Również to zrobiłam, przyglądając się, jak sięga po tackę, by za chwilę położyć ją sobie na kolanach. - Jadłaś już? - dopytał, wgryzając się w pieczywo. Skinęłam głową, oblizując swoje wargi. Wydarzenia z ostatniego wieczoru nadal nad nami wisiały, choć żadne z nas nie chciało do nich wracać. Cieszyłam się na tę kolej rzeczy. Ciężko było mi wyjaśnić, co napadło mnie podczas wspólnej kąpieli - i choć próbowałam to zrobić już dwukrotnie, nie byłam w stanie znaleźć odpowiednich słów. - Więc... - zaczął chłopak z pełną buzią. Upił łyk kawy, przełykając zawartość buzi.
CZYTASZ
A D D I C T I O N to desire #2 [+18] ✔
RomanceUWAGA! TA TRYLOGIA NIE JEST PRZEZNACZONA DLA OSÓB WYSOKO WRAŻLIWYCH. ZAKOŃCZONE II część trylogii Addiction Wyprowadzka z domu rodzinnego jest dla Valentiny ogromnym krokiem w dorosłość - podobnie jak zamieszkanie z chłopakiem. Jej marzenia o rozwij...