Tres

535 18 0
                                    

Pech chciał, że z pozoru niewinne przeziębienie szybko rozwinęło się w grypę. Wystarczyła jedna noc, by ból głowy przerodził się w ból zatok, a katar w kaszel. Gorączka nie ustępowała, wzmagając dreszcze. Pomięte chusteczki walały się po całym mieszkaniu, a zapach choroby wyczuwalny był na dobrą milę.  Właśnie dlatego z samego rana wybrałam się do apteki po odpowiednie leki. W drodze powrotnej wstąpiłam także do baru, gdzie zamówiłam dużą porcję ciepłej zupy. Wolałam nie ryzykować, przyrządzając ją sama w domu.

Zaparkowałam na wolnym miejscu punkt dziewiąta trzydzieści.  Na całe szczęście udało mi się ominąć poranne korki, więc zakupy nie zajęły mi więcej niż pół godziny. Mimo wczesnej pory dnia czułam się zmęczona. W nocy nie spałam zbyt dobrze. Nie byłam w stanie usnąć, gdy nie dalej jak kilkanaście cali ode mnie leżał chory Colton. Martwiłam się o niego, co w zaistniałej sytuacji uważałam za oczywiste.

- Jestem! - krzyknęłam donośnie, informując szatyna o swoim przybyciu. Zaraz jednak przystanęłam w bezruchu, orientując się, że być może właśnie go obudziłam. Gdy wychodziłam, chłopak dopiero kładł się spać. Ból głowy męczył go przez wiele godzin, nie pozwalając zmrużyć oka.

Weszłam do kuchni, odstawiając torbę z zakupami na blat. Wyciągnęłam z niej wszystkie lekarstwa: paracetamol na zbicie gorączki, tabletki przeciwbólowe oraz jakieś witaminy. Wieczorem posiłkowaliśmy się gorącym mlekiem i resztkami syropu, który zabrałam ze sobą z domu. Ustaliliśmy, że do apteki pojadę dopiero rano, jeśli przez te kilka godzin jego stan się nie polepszy. Zupa nadal była ciepła, choć nie tak bardzo, jak była, gdy ją odebrałam.

Na palcach przesmyknęłam się do sypialni. Delikatnie uchyliłam drzwi, zaglądając do środka.

- Nie śpię - zakomunikował mężczyzna, wyczuwając moją obecność. Leżał na wznak, przykryty po szyję ciepłą kołdrą. Na jego czole znajdowała się ścierka namoczona zimną wodą. Powieki miał przymknięte, a wargi wysuszone. Choroba musiała odwodnić jego organizm. Zakodowałam w pamięci, by zrobić mu później kubek ciepłej herbaty.

- Jak się czujesz? - weszłam do środka. Od razu skierowałam się do łóżka, siadając na jego krańcu. Przetarłam palcami policzek szatyna, odkrywając, że był on zimniejszy w porównaniu do poprzednich godzin. To był dobry znak.

- Źle - nie ukrywał prawdy. Widziałam, jak krzywił się z każdym, wypowiedzianym słowem. Skarżył się również na bóle gardła, które skutecznie uprzykrzały mu możność mówienia.

- Zaraz dam ci jakieś lekarstwa - zapewniłam. - Jesteś głodny? Po drodze zahaczyłam o knajpę. Kupiłam krem z marchwi - nie umknęła mi kwaśna mina, którą zrobił chłopak na wspomnienie o marchewkach. Nie był ich wiernym fanem. Niestety w sytuacji jak ta, były one idealnym rozwiązaniem. Zawierały mnóstwo zdrowych witamin, których potrzebował.

- Chyba wolę już głodować - wychrypiał. Przewróciłam na niego oczami, podnosząc się do pionu.

- Przyniosę ci ją. Powinieneś w końcu coś zjeść - stwierdziłam. Musiał nabrać sił, by organizm zwalczył chorobę.

- Powinienem to być w pracy - odgryzł się. - Nie minęły nawet dwa tygodnie, a ja już muszę brać wolne - poskarżył się, uchylając zmęczone powieki. Miał oddalony i zamglony wzrok. - Jak tak dalej pójdzie, to wyleją mnie szybciej, niż zdążę się obejrzeć - jęknął.

- Nie przesadzaj - machnęłam ręką. Chłopak za dużo dramatyzował. - Każdemu zdarza się zachorować - wzruszyłam ramionami. Ciemnooki nie odpowiedział, a jedynie spojrzał się na mnie wątpliwym wzrokiem. Wzięłam to za koniec rozmowy, więc ruszyłam do wyjścia.

Jedzenie przygrzałam w mikrofali i posegregowałam tabletki, ówcześnie czytając ich etykietę. Uznałam to za poważne zadanie. W końcu nie bez powodu niektóre kapsułki zalecało się brać na czczo, a inne - wręcz przeciwnie, dopiero po sowitym posiłku.

A D D I C T I O N to desire #2 [+18] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz