Łowcy Niewolników.

1.3K 48 1
                                    

   Cały wczorajszy dzień spędziłam w kajucie Kaspiana, razem z Łucją. Przeglądałyśmy mapy i wertowałyśmy księgi, żeby dowiedzieć się co wydarzyło się przez ostatnie trzy lata. Oczywiście zarówno Ryczypisk jak i nasz młody Król, bardzo chętnie by nam o tym opowiedzieli, ja jednak wolałam nacieszyć się czasem z Łusią. Drinian okazał się na tyle pomocny, że czasem przez przypadek, mówi o wiele więcej niż powinien. Jak się okazało, Kaspian wydał już rozkaz na odbudowę ozdoby w koronie Narnii. Ker-Paravel ma stanąć na nowo na brzegu morza.

   Dopadłam chłopaka na pokładzie i uściskałam go z całej siły. Na początku wydał się zaskoczony, jednak za chwilę oddał uścisk. Wystarczyło jedno spojrzenie na kapitana, aby Kaspian domyślił się dlaczego jestem taka wesoła. Zaśmiałam się głośno i jeszcze mocniej do niego przylgnęłam, a dłonie chłopaka zataczały kółka na moich plecach. Nigdy nie przypuściłabym, że poczuje się wtedy tak bezpieczna.

~~~~~~

-Widać ląd! - krzyknął jeden z żeglarzy stojących na bocianim gnieździe. Patrzył przez lunetę i palcem wskazywał przed siebie, idealnie w punkt w którym zobaczył kawałek suchej ziemi.

Ja, Kaspian, Edmund i Drinian zebraliśmy się na dziobie Wędrowca do Świtu. Zaraz później dołączyła do nas Łucja wraz z Ryczypiskiem, który kręcił się podekscytowany.

-To Samotne Wyspy.- powiedział Drinian, który spojrzał teraz przez swoją lunetę.- Widać już Wąski Port.- i wskazał mi palcem daleki punkt na horyzoncie.

-Archipelag zawsze należał do Narnii.- zauważyłam, kiedy nie dojrzałam tam żadnej znajomej flagi.

-Podejrzana sprawa.- mruknął kapitan.-Coś mi tutaj ewidentnie śmierdzi i to nie są moi żeglarze. 

-Proponuję wysłać kogoś na zwiady.- powiedział Edmund, który zerkał teraz przez lunetę.-Drinian! Rozdysponuj ludzi.

-Wasza Wysokość mi wybaczy, ale na pokładzie to Król Kaspian jest moim przełożonym. 

-Racja.- mruknął bez przekonania i cofnął się o krok, aby kapitan mógł lepiej widzieć młodego władcę.

-Wyślemy dwie łodzie.- powiedział Kaspian i rozejrzał się po pokładzie.- Drinian wybierz odpowiednich ludzi! My również wybierzemy się na małą przygodę.- i puścił oczko w moją stronę, a ja zaśmiałam się pod nosem.

-Spuścić szalupy! Zwinąć żagle i przygotować się do rzucenia kotwicy! - krzyczał minotaur, a reszta załogi uwijała się jak pszczoły w ulu. 

-Ej, nie przejmuj się.- powiedziałam przyciskając swoją dłoń do ramienia Edmunda, a ten spiął się nieznacznie.

-Postaram się jak najlepiej umiem.- mruknął i uśmiechnął się do mnie szeroko.

   Wypłynęliśmy łodziami wprost na Wąski Port. Wszędzie panowała grobowa cisza a port, który powinien być wypełniony rybakami i handlarzami stał pusty. Całe miasto wydawało się niemal opuszczone.

-Na przód, na nieznany ląd!- powiedziała Ryczypisk, wyciągnął szpadę i skierował ją w stronę brzegu.- Ku nowym przygodom!

Jeden z marynarzy pomógł mi wyjść z łodzi, ale swoją pomoc zaoferował mi także Kaspian, który uśmiechał się do mnie wielkim uśmiechem. Przyjęłam jego dłoń i przyznam, że troszkę się zaczerwieniłam. 

-Nie lepiej było by zaczekać do jutra?- usłyszałam przerażony głos Eustachego i zadarłam głowę szybko za siebie.

-Uznałbym to za dyshonor, gdybyśmy zwlekali z wyjściem na ląd.- odparł spokojnie Ryczypisk, posłał chłopcu wymowne spojrzenie i ruszył śmiało do przodu.

-Posłuchajcie!-powiedziałam razem z Łucją. Popatrzyłam na dziewczynkę i obie zaśmiałyśmy się.- Pochwali się wszyscy gdzieś? - dokończyła.

-Z życiem Morświnie jeden!- szczur wyciągnął łapkę w stronę Eustachego, aby pomóc mu wyjść.

-Doskonale sam sobie poradzę! - powiedziawszy to runął twarzą na kamienne schody portu, a ja parsknęłam niekontrolowanym śmiechem.

-Wy jesteście na prawdę spokrewnieni? - Zapytał Kaspian i spojrzał na naszą trójkę.

-Ja nie!- powiedziałem unosząc ręce w górę. Młody Król uśmiechnął się do mnie i objął ramieniem, prowadzić w głąb portu.

   Rodzeństwo Pevensie uśmiechnęło się tylko na moją wypowiedź. Zaczęliśmy się rozglądać po okolicy. Było bardzo cicho, aż za cicho. Nagle zabił dzwon, więc odruchowo wyciągnęłam miecz. Nad miastem przeleciało tylko stado ptaków i nic więcej się nie wydarzyło. Znowu nastała ta okropna cisza, aż poczułam na plecach nieprzyjemne ciarki.

-Ryczypisk, zostań tu z załogą i zabezpiecz nabrzeże,- powiedział Kaspian, zwracając się do myszy.- my pójdziemy dalej. Jeśli nie wrócimy przed świtem, zacznijcie nas szukać. Zrozumiałeś?

-Tak Wasza Wysokość!- mysz skłoniła się przed nim, spojrzał na mnie i również się skłonił. Odwrócił się szybko i zniknął między budynkami.

   Ruszyliśmy ostrożnie w głąb miasta. Wokół nas znajdowały się domy z jasnego kamienia i grobowa cisza. Drzwi zostały zabarykadowane, a okiennice szczelnie zamknięte. Wszystko wyglądało na dawno opuszczone, jednak dzwon sam z siebie by nie zadzwonił. Coś było tutaj ewidentnie nie w porządku. 

-Nie, tu też nikogo nie ma!- odezwał się Eustachy za nami. Nie musiałam nawet na niego patrzeć, żeby wiedzieć jak bardzo się trzęsie.- To co wracamy?

-Zostań, możesz osłaniać tyły.- zaczął Edek.- Czy coś.- chyba sam do końca nie był pewny  co ma w takiej sytuacji powiedzieć.

-Aaa, tak!-ruszył w naszą stronę. Był kompletnie blady i zapewne gdyby teraz przystanął, zemdlałby jak długi.-Dobra myśl kuzynie, wreszcie myślisz logicznie!

   Kaspian podał Eustachemu krótki miecz, jednak chłopak wydawał się jeszcze bardziej przerażony. Przyjął jednak ostrze i chyba nie spodziewał, że będzie aż tak ciężki.

-Dobra, osłania was.- powiedział z nerwowym uśmiechem.- Spokojna głowa!

   Nie wątpię w żadnym wypadku w jego inteligencję, ale Scrubb nie wydawał się w idealnym obrońcą. Wcisnęłam się między Kaspiana i Edmunda, aby wejść do środka. W budynku panował przenikliwy chłód, a jedynym źródłem światła były małe okna, przypominające te w starych romańskich kościołach, które i tak nie dawały zbyt dużo światła. Moje ciało przeszedł dreszcz, nie związany z chłodem pomieszczenia, lecz jak gdyby moim ciałem zawładnął niepokój. Było tutaj niepokojąco, to nienormalne żeby całe miasto tak nagle wyparowało.

-Jakby co to ja mogę wracać - usłyszałam głos blondyna

   Na samym środku znajdowało się małe wzniesienie ze skrzyń. Przybliżyłam się do tej sterty, gdzie zauważyłam wielką księgę. Było tam pełno nazwisk. Jedne skreślone, drugie świeżo napisane, a przy każdym z nich jakaś wycena.

-Ciekawe co to za ludzie? - powiedziała Łucja, która zerkała mi teraz przez ramie.

-I dlaczego ich wykreślono? - zauważył Edek.

-Chyba chodziło o jakieś opłaty.-mruknęła najmłodsza sama do siebie.

-Łowcy Niewolników!- powiedziałam razem z Kaspianem i spojrzałam na niego przerażona.

   Nagle dzwony zaczęły bić, a po liniach zsunęli się jacyś ludzie, którzy bez większego zastanowienia zaatakowali nas. Moje serce wywinęło fikołka, jednak od razu stanęłam naprzeciw nim z mieczem w dłoni. Zaatakowało mnie dwóch mężczyzn z krótkimi mieczami. Walka na miecze jest trochę jak taniec, ciężko o tym zapomnieć. Pierwsze uderzenie przeciwnika jest trochę jak kubeł z adrenaliną, która zaczyna buzować w żyłach. Moje pierwsze ruchy były lekko niepewne i ostrożne, jednak każdy kolejny atak wprawiał moją pewność siebie w blogi stan. Miecz z każdą sekundą poruszał się szybciej i pewniej, kątem oka dostrzegłam chwilę niepewności w oczach jednego z przeciwników, podcięłam mu nogi pozwalając go na ziemię. Byłam gotowa na następny atak, gdy do moich uszu dobiegł przeraźliwy pisk. Mój wzrok padł na Eustachego, który był trzymany przez jakiegoś człowieka.

-Jeśli nie chcecie, żeby ta baba znów zaczęła się wydzierać, to dobrze wam radzę, rzućcie broń!

Regnare// Edmund PevensieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz