To Jak Taniec Synu!

1.1K 39 1
                                    

   Oderwałam się ze śmiechem od Kaspiana i złapałam go pod ramię. Dygnęłam teatralnie w stronę Edmunda, który tylko pokręcił głową i zaraz znalazł się przy moim boku. Z podniesionymi czołami ruszyliśmy ku zatoce. Szliśmy uśmiechając się przyjaźnie do mieszkańców Samotnych Wysp wiwatujących na naszą cześć. Jestem ciekawa ile czasu trwali w uścisku ludzi, którzy najechali ich i pozbawili wolności. Pomachałam wesoło do dzieci, które zaciekawione nam się przyglądały. Edmund objął mnie ramieniem a ja traciłam go biodrem i złożyłam na jego policzku delikatnego buziaka. Chłopak uśmiechał się ściskając mnie jeszcze bardziej.

-Wasza Wysokość! Wasza Wysokość! - do naszej grupy biegł mężczyzna, jednak zdążył się zbliżyć pochwycił go Drinian aby chronić swego władcę. - Moja żonę zabrali dzisiaj rano. Błagam weźcie mnie ze sobą! Znam dobrze te wody, pływam na nich od dziecka.

   Kaspian rzucił okiem w moją stronę, czekając na jakiś sygnał. Skinęłam głową na znak aprobaty, każdy dobry marynarz się przyda. Szczególnie, że zaczynamy teraz wpływać na mało znane wody.

-Dobrze, popłyniesz.-powiedział brunet klepiąc mężczyznę po ramieniu.- Drinian wyznaczy ci stanowisko. 

-Panie mój! Królu!- zaczął jakiś staruszek, był bardzo stary a jego broda ciągnęła się aż do pasa. Wyglądał na bardzo zmęczonego, przynajmniej tak mi się wydawało. -Podarował mi go niegdyś twój ojciec. Wszystkie te lata przeleżał bezpiecznie w pieczarze. 

-To stara narnijska klinga.- powiedział Edmund przyglądając się przez ramie Kaspiana. Chyba nigdy nie był tak bardzo zaaferowany żadną rzeczą. 

-Pochodzi ze złotego wieku. Wykuto siedem takich mieczy, były darami Aslana dla obrońców Narnii. Twój ojciec powierzył nam pieczę nad nimi. Proszę weź go.- powiedział kierując swe słowa do młodego króla.-Teraz należy do ciebie i oby dobrze ci posłużył. 

   Kaspian wziął delikatnie miecz z rąk lorda. Przyglądał jej się uważnie, wykonując przy tym bardzo powolne i delikatne ruchy. Wyglądało to jakby bał się, że miecz rozsypie mu się w palcach i zostanie z niego tylko kupka piachu.

-Dziękuję Ci. Odnajdziemy mieszkańców twego grodu.- uśmiechnął się nieznacznie do starca.

   Król spojrzał na Edmunda wręczając mu miecz. Mam wrażenie, że chłopak był bardzo zadowolony z tego prezentu. W jego miodowych oczach zapłonęły ogniska podekscytowania. Położyłam dłoń na ego plechach i uśmiechnęłam się, kiedy popatrzył na mnie zamglonym wzrokiem. Zaśmiałam się cicho i rzuciłam okiem w stronę Łucji, która wesoło rozmawiała z dziećmi. Mogłabym tutaj stać, na tym placyku godzinami i patrzeć na szczęśliwe twarze ludzi. Nie dane było nam zostać nam na Samotnych Wyspach ani chwili dłużej, Drinian naglił aby ruszać w dalszą drogę. Dalekie podróże niosą ze sobą pewną dozę tajemnicy i w takich chwilach ludzie często słuchają swojego serca. Tylko czy serce potrafi podjąć ważne decyzje kiedy trzeba?

  Rankiem, po całkiem dobrze przespanej nocy, na statku wszyscy zebrali się do pracy, no może oprócz Eustachego, który siedział samotnie między beczkami i pisał coś w swoim zeszycie. Często było mi go po prostu żal, że nie ma się do kogo odezwać. Każdy z obecnych tutaj, albo pochodzi z Narnii, albo w niej już był. Nikt tak jak Eustachy nie czuł się zagubiony, i nikt nie mógł zrozumieć do końca co teraz przeżywa. Razem z Ryczypiskiem zachwycaliśmy się powolnym procesem czyszczenia miecza przez Edmunda. Wszakże była to jedna z lepszych kling jakie miałam okazję widzieć, a przynajmniej tyle ile mogłam jej zobaczyć. 

-Będzie wspaniałe się prezentował, ciekawe czy produkują też mniejsze rozmiary?- rzuciła mysz na co zachichotałam. 

   Do mojego ucha dotarły jakieś urywki słów. Wzrok powędrował na kuzyna rodzeństwa, który rozmawiał z mewą. O ile pamięć mnie nie myli to zawsze on twierdził, że jesteśmy obłąkani. Każdy wie, że mewy nie potrafią gadać, no prawie każdy. Nie tylko ja zwróciłam na to uwagę, ale także wszyscy na pokładzie Wędrowca do Świtu. Chłopak zaczerwienił się i odgonił ręką ptaka, który skrzeknął na niego i ruszył ku błękitowi nieba. 

   Siedziałam na beczce, tuż nad Edmundem, ciesząc się ciepłem słońca. Brunet nadal zajęty był czyszczeniem miecza, a zadawanie mu jakichkolwiek pytań było zbyteczne. Jedyne co mi odpowiadał to krótkie pomruki. Przymknęłam oczy i rozkoszowałam się chłodnym powietrzem na twarzy, jednak nie trwało to długo. Moje zielone oczy z zawrotna prędkością skierowały się ku zamieszaniu jakie wywoływał Eustachy wraz z Ryczypiskiem.

-Cóż to, próbujesz czmychnąć? - zaczęła mysz z wyciągnięta szpada w stronę blondyna. -Zapomniałeś, że jesteśmy na statku?

-Słuchaj, załatwmy to kulturalnie - tłumaczył blondyn unosząc dłonie w geście obronnym.

-Raz to za kradzież!- mysz rozcięła mu koszulę, z której wypadła mała kulka. - Dwa to za kłamstwo! I trzy - Ryczypisk uderzył chłopca pomarańcza w twarz.-to na pamiątkę!

   Wszyscy na statku zaczęli cicho się śmiać. Nawet Edmund oderwał wzrok od pracy i wydał się całkiem zainteresowany. Eustachy złapał się jakiegoś przytępionego miecza.

-Ha ha ha, to mi się podoba!- rzekła mysz i niemal można by rzec, że urosła o kilka centymetrów.-A więc jednak pojedynek! Łap!

   Ryczypisk krzyknął w moją stronę. Nabił pomarańcze na czubek mieczyka i rzucił w moją stronę. Sama zapewne dostałabym w twarz, gdyby nie refleks. 

-No dalej, pokaż co potrafisz!-mówił Ryczypisk, raz po raz unikając ciosów chłopca.-To było to? Skup się! Skup się! Słuchaj, nie machaj jak pijany cepem. Postawa! Klinga wyżej! W górę! O tak, no!

   Mysz prowokowała chłopaka, co nie obeszło się bez wesołych śmiechów. Nawet Edmund, który do tej pory wykazywał zainteresowania kuzynem był teraz żywo zainteresowany. W sumie ciężko się dziwić. Rzadko kiedy mamy okazję widzieć kogoś z rodziny, na którego krzyczy mysz z mieczykiem.

-Bądź zwinny, bądź zwinny! To jak taniec synu! Jakbyś tańczył balet!

   W pewnym momencie, kiedy Eustachy nabrał trochę walecznej obławy, chłopak zaatakował swojego przeciwnika z niezwykłą skutecznością. Moja dłoń automatycznie powędrowała w stronę ust. Ryczypisk poślizgnął się i zaczął spadać za burtę. Poczułam na kolanie ciepłą dłoń Edmunda, który uśmiechał się rozbawiony. Byłam już całkiem pewna, że mysz utonie w morskiej toni, lecz Ryczypisk pojawił się tuż za chłopcem przewracając go jednym szybkim kopnięciem. Eustachy zachwiał się i wpadł w kosze. Jeden z nich przewrócił się z głuchym jęknięciem i z wnętrza wyszła mała dziewczynka. 

-Patrzcie.-powiedziała Łucja i wskazała palcem na nowego członka załogi.

-Gael? Skąd się tutaj wzięłaś?

   Wszyscy jedynie patrzyli na rozwój wydarzeń w kompletnej ciszy, jakby zamienili się w posągi. Wstałam pospiesznie ze swego miejsca ruszając ku dziewczynce. Razem ze mną poszła także Łucja, która uśmiechała się wesoło. Dziewczynka była przerażona i patrzyła na nas swoimi wielkimi, ciemnymi oczami szukając jakiegoś wytłumaczenia. 

-Dobrych marynarzy nigdy za wiele.- powiedziałam wręczając jej pomarańcze . Uśmiechnęłam się do niej, a ona tylko kiwnęła głową.- Witamy na pokładzie.

-Wasze Wysokości!- ukłoniła się dziewczynka, ewidentnie speszona. 

-Jestem Łucja, a to Aida. Chodź z nami, znajdziemy ci jakieś nowe ubranie.-wyciągnęłyśmy w jej stronę ręce i zaczęłyśmy prowadzić do kajut.

-Ruszać się chłopcy! - krzyknął Drinian, którego głos słychać pewnie było w każdym zakątku morza.- Spektakl skończony, do roboty!

Regnare// Edmund PevensieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz