Zatrzymaliśmy się na środku rzeki, gdzie planowaliśmy spędzić pierwsza noc. Edmund pomógł mi wyjść z łodzi, całe szczęście. Moja stop poślizgnęła się na jednym z kamieni i gdyby nie czarnowłosy, leżałabym teraz plackiem na plaży. Nawet nie wiedzieć kiedy Łucja oddaliła się od nas.
-O witaj!- zaczęła, kiedy zbliżyła się niebezpiecznie blisko niedźwiedzia.- Spokojnie my z wizytą.
-Proszę się cofnąć Wasza Wysokość!- powiedział karzeł, a je dopiero wtedy zobaczyłam w jak niedobrym położeniu znalazła się najmłodsza Pevensie.
Zwierzę wydało z siebie warkot skierowany w stronę małej. Nagle niespokojnie się poruszyło i ruszyło pędem w jej kierunku. Zuza wyciągnęła łuk, a ja, wyplątałam się z ramion Edmunda i poderwałam się do Łucji. Chwyciłam jej małą dłoń ciągnąc w bezpieczne miejsce, lecz potknęłyśmy się o wystający konar. Runęłyśmy na kamieniste podłoże, a ja przyciągnęłam Łucje do siebie, chcąc ją ewentualnie uchronić własnym ciałem przed atakiem niedźwiedzia.
-Strzelaj! Zuza strzelaj!- krzyczeli jeden przez drugiego do sparaliżowanej ze strachu Zuzanny.
W jednym momencie niedźwiedź runął na ziemie tuż obok nas, a ja wydałam z siebie przeraźliwy krzyk. Jednak to nie była strzała Zuzanny, lecz karła, który ściskał w rękach łuk zostawiony przeze mnie w łodzi. Po krótkiej chwili byłam już w silnym uścisku Edka, który wyciągał miecz w stronę zwierza. Pogładziłam jego rozpalony policzek.
-Spokojnie! Edmund on jest martwy możesz mnie puścić!- zaśmiałam się przytulając go mocno, a jego ramiona zacisnęły się wokół mnie jeszcze mocniej.-Zaraz stracę przytomność, jeśli mnie nie puścisz.
-Dlaczego nie posłuchał?- zapytał Piotr, który nadal stał wyciągniętym mieczem.
-Pewnie był bez śniadania- mruknął karzeł i wrzucił łuk z powrotem do łódki.
Podeszła do mnie roztrzęsiona Łucja, którą mocno uścisnęłam. Biedna Łusia, była roztrzęsiona jak galaretka. Gdy tylko na milimetr odsunęłam się od Łusi zostałam przyciągnięta bo boku bruneta. Ktoś tutaj chyba, aż za bardzo się przejął.
-Zwykły niedźwiedź?- zapytała najmłodsza, której oczy szkliły się jak dwie, wielkie krople rosy.
-Chyba wcale nie umiał mówić Łucja.- powiedziałam spokojnie i pogładziłam ją po włosach.
-Tak długo traktowano go jak dzikie zwierzę, że w końcu się nim stał. Narnia nie jest już taka jak za waszych czasów!- mówiąc to karzeł wydłubał mu oko, a ja o mało nie zwymiotowałam.- Przywitajcie się z naszą dzisiejszą kolacją.
~~~~~~
Rano, po śniadaniu które ledwo przeszło mi przez gardło, ruszyliśmy w dalszą drogę. W ciszy przepłynęliśmy jeszcze kawałek rzeką. I choć nie nudziłam się na naszej malej łódce, przyznam że wyjście na brzeg było dla mnie wielką ulgą. Kiedy wydostaliśmy się z doliny rzecznej, atmosfera rozweseliła się i każdemu wrócił dobry nastrój. Przez całą drogę śmiałam się z Łucją i Zuzanna, pomimo tego że szliśmy już bardzo długo.
-Gdzie my w ogóle jesteśmy?- zapytała Zuza, która zwolniła ze zmęczenia.
-Bo wy kobiety nie macie kompasu w głowie!- powiedział dumnie najstarszy Pevensie, który już od dłuższego czasu nas prowadził w tylko sobie znanym kierunku.
-Wiesz, mózg zajmuje sporo miejsca Piotruś!-odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niego zadziornie.- Nie możemy poprosić naszego PK, żeby wskazał nam drogę?- mruknęłam.

CZYTASZ
Regnare// Edmund Pevensie
FanficLudzie mówią, żeby zawsze słuchać swojego serca, a co jeśli moje serce jest rozdarte? Nigdy nie sądziłam, że staniesz się dla mnie tak ważny. Stałeś się moim światem, moim oddechem i życiem. Mijaliśmy się w życiu jak dwie rozłączone dusze, które cze...