Wąż Morski

577 27 0
                                    

-Wybaczcie mi!- przymknął oczy i złapał się kurczowo burty zaciskając dłonie tak mocno, że aż zsiniały.- Nie wiem dlaczego akurat o tym musiałem pomyśleć.

   W kilku tylko krokach znalazłam się tuż obok niego i popatrzyłam w toń wody. Tam coś było! I na domiar złego, to coś było ogromne! Wielki cień, który zobaczyłam razem z czarnowłosym pchnął z ogromną siłą Wędrowca do Świtu. Statek przechylił się, przez co wszyscy obecni na pokładzie runęli na twarde deski. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz, a moim umysłem mimowolnie zawładnął lęk. Podniosłam wzrok na Edka, a on zaoferował mi dłoń, którą szybko przyjęłam. Otrzepałam ubranie z niewidzialnego kurzu, rozstawiając nogi nieco szerzej. W takiej pozycji mogłam choć liczyć na trochę lepszą kontrolę nad moją równowagą. Zwróciłam głowę do chłopaka i szepnęłam mu do ucha: "Kiedyś za to oberwiesz, obiecuje."

-To koniec! To koniec!- krzyczał lord i upadł na pokład zasłaniając sobie uszy.- Jest pod nami!

-Gael!- krzyknęłam razem z Łucją.

Młodsza z rodzeństwa Pevensie ruszyła szybkim krokiem po dziewczynkę, która stała sparaliżowana strachem. Gdy obie znalazły się w zasięgu nie dalszym niż moja ręka, wyciągnęłam miecz choć nawet nie byłam do końca przekonana czy na cokolwiek mi się on w takiej sytuacji zda. Wszyscy stanęli w martwej ciszy czekając tylko na kolejny atak bestii. I wtedy dopiero zobaczyliśmy o czym pomyślał Edmund. Tuż obok statku wyłonił się z ciemnej morskiej toni ogromny wąż morski, wyposażony w paszcze o ostrych kłach. Na jego widok ugięły się pode mną kolana, a trzeźwość umysłu przywrócił mi dopiero Eustachy. Nadleciał bardzo szybko i posłał w stronę potwora kłąb ognia, żeby następnie uczepić się jej pazurami. Wąż miotał się chwile, jednak jego siła przewyższyła nawet Eustachego w smoczej skórze. Podbudowany jednak głośnymi krzykami Ryczypiska ponowił próbę natarcia. Obserwowałam całe to starcie z napiętymi mięśniami. Wąż morski porwał Eustachego w zimną otchłań, a następnie rzucił nim o skałę jakby ważył tyle ile poduszka. Smok wydał z siebie ostatni ognisty dech w stronę potwora.

-Giń poczwaro!- krzyknął Lord i wyrzucił miecz, który na nieszczęście trafił prosto w łapę Eustachego.

-Eustachy!- krzyknęła Łucja, choć z perspektywy czasu wiem, że ten nawet jej nie usłyszał.- Zaczekaj! Stój!

   Lord krzyczał coś o zawracaniu i miotał się po pokładzie, ja jednak stałam i tylko patrzyłam w kierunku, w którym odleciał Eustachy. Paraliżował mnie strach, i choć stoczyłam w Narnii wiele bitew ta była najmniej przyjemna z nich wszystkich. Drinian powstrzymał szalonego Lorda i wydał marynarzom rozkazy. Miarowe kroki i podniesione głosy niosły się na wszystkie strony świata. Bestia wydała z siebie głośne ryki i owinęła się wokół Wędrowca do Świtu. Biegłam tuż za Kaspianem, kilkukrotnie tracąc równowagę.

-Kaspianie! Musimy skierować statek na tę skałę!- krzyczałam tak głośno, że gardło zaczęło nie przyjemnie piec.- Może to go powstrzyma!

-Ster prawo na burt!-krzyknął Edmund, który uniósł wysoko miecz Piotra.- Zwabię go na dziób!

  Przebiegł między marynarzami, natomiast ja i Kaspian walczyliśmy ze sterem. Muszę to niestety przyznać, nauka sterowania statkiem w takich warunkach nie należy do najprzyjemniejszych. Czarnowłosy dostał się na dziób i wykorzystał swoją latarkę, świecił nią kilkukrotnie w oczy węża aby go sprowokować. Kreatura obróciła paskudny łeb i wbiła pasze prosto w dziób.

-Edmund!- krzyknęłam, gdyż chłopak zachwiał się niebezpiecznie. I gdyby nie stojąca za mną Łucja, rzuciłabym się ile sił w nogach w jego kierunku. 

-Kusznicy przygotować się do strzału! - krzyczał Drinian ze schodów. 

-Nic mi nie jest!- krzyknął Edmund, który pojawił się na strzępach dzioba.- Nie schodzić z pozycji!

   Łucja strzeliła w potwora, trafiając w jego oko. Wąż morski zawył z bólu i poruszał długim cielskiem z ogromną siłą. Statek poruszał się gwałtownie, powodując tym samym upadek Edmunda. Chłopak przeturlał się przez cały pokład i upadł zemdlony.

-Edmund!- klęknęłam przy nim i stuknęłam w policzek, aby ten wrócił do rzeczywistości.- Nic ci nie jest?!

-Jestem cały.- chłopak odpowiedział natychmiastowo, a na jego ustach pojawił się zadziorny uśmieszek.

    Kreatura zaczęła się zmieniać i przyjęła jeszcze bardziej paskudną formę. Kraken. Obrońca głębin i wróg każdego, kto wyprawia się w morze. Gapiliśmy się w bestię nie zdając sobie sprawy, że zaraz zaatakuje. Wielka ośmiornica cisnęła swe macki wprost na pokład, a ja razem z czarnowłosym padliśmy plackiem na deski pokładu. Przeturlałam się w bezpieczną odległość, chwyciłam miecz i na oślep machnęłam nim wprost w jedną z macek. Potworna macka odskoczyła, a Kraken naparł bardziej na dziób. 

-Pokonamy go!- powiedziałam.- Jeśli chcemy wyjść z tego cało, musimy go jakoś pokonać!

-Trzeba go ściągnąć na brzeg!- rzekł Kaspian i ruszył w stronę lin, dzięki którym chciał się dostać wprost na bocianie gniazdo.

-Ja pójdę!- doskoczył do niego Edmund i zanim młody władca zdążył zareagować, chłopak już wspinał się po linach.

-Przygotować harpuny!-krzyknął Kaspian, odwracając się w stronę swoich marynarzy. 

   Wyrzuciliśmy harpuny na sygnał bruneta, chcieliśmy w ten sposób ułatwić zadanie Edmundowi. Ciągnęliśmy z cała siłą jakie dawały nam mięsnie, jednak żaden człowiek nie jest w stanie długo tak wytrzymać. Popatrzyłam w stronę czarnowłosego, który zastygł niczym kamienny posąg. Tylko tego nam teraz brakowało. "Edmund!" krzyczał Kaspian, lecz ten stał dalej niewzruszony.

-Edmundzie! Ocknij się wreszcie!- wrzasnęłam resztką siły.- Zabij go! Na co czekasz! Zabij go!

    Chłopak otrząsnął się, gdy miecz Piotra błysną niebieską łuną. Krzyknął coś do potwora, a ten ruszył na niego wściekle. Jednym płynnym ruchem Edmund wbił miecz prosto w potwora. Zaczął tracić siły i runął w morską toń. Czarne niczym smoła chmury powoli ustępowały, a między szparami zaczynały pokazywać się pierwsze promienie jasnego słonecznego blasku.

-Czar prysł! Udało się!- krzyknęła Łucja, która tuliła w ramionach Gael.-Edmund! Kaspian! Aida! Spójrzcie tylko!

Wszędzie zaczęło się robić jasno, Łucja miała rację zły czar opuścił to miejsce. Czarnowłosy zszedł bezpiecznie z gniazda, a ja niczym niespełna rozumu rzuciłam mu się na szyję, o mało nie powalając go na ziemię

-Kiedyś dostanę przez ciebie ataku serca!- powiedziałam, przyciskając go mocno do siebie.- Możesz mnie już nigdy tak nie straszyć?

-Nie mogę tego obiecać, ale mogę się postarać.- zaśmiał się, obejmując mnie ramionami.

   Odgarnęłam włosy, które opadły mu na czoło i uśmiechnęłam się. Pogładziłam go po policzku, próbując zapamiętać gładkość jego skóry. Chłopak popatrzył mi w oczy i pocałował tak mocno, jakby miał mnie nigdy już nie zobaczyć.

-Dobrze. Wystarczy tych czułości- powiedziała Łucja, zakładając ręce na biodra.- Jeszcze będziecie mieć całe życie na te czułości. Oszczędźcie nam tego widoku.

Regnare// Edmund PevensieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz