Droga Łusiu!

1.7K 47 3
                                    

 Minęły dokładnie trzy lata. Trzy lata od momentu mojego ostatniego spotkania z czwórką Pevensie. Od tego czasu, i od pamiętnych wakacji w Finchley, widziałam się z nimi może kilka razy. Zapewne utrudniały to moje wielokrotne przeprowadzki i rzadkie powroty do Londynu. Rodzicielka chcąc zapomnieć o bolesnych wspomnieniach, zostawionych po ojcu, sprzedała dom, a my musiałyśmy wyjechać. Najpierw przeniosłam się wraz z nią do Manchesteru; gdzie Alexandra poznała Williama. Następnym przystankiem był Liverpool, Oxford, Brighton i kolejny raz jestem w trakcie przeprowadzki, tym razem do Cambridge. Wielki, stare miasto z jednym z lepszych uniwersytetów w kraju, i na świecie. Mogłam się przynajmniej pochwalić ładną kolekcją pocztówek, które kupowałam w każdym miejscu.

   Matka i William założyli firmę z nieruchomościami i żeby poszerzyć jej zasięgi często muszą zmieniać swoje miejsce zamieszkania. Przez co ja nie mam stałego miejsca. Ciągłe przeprowadzki nie pozwoliły mi poznać nikogo komu mogłabym opowiedzieć o moich troskach i zmartwieniach. Rodzeństwo Pevensie było pierwszymi osobami, które otrzymały moje pełne zaufanie. Jedyny kontakt jaki nam pozostał to sporadyczne wymieniane korespondencji, choć i na to powoli zaczynało brakować czasu. Tęsknię za wiecznie uśmiechniętą Łucją, za dumnym Piotrem, przemądrzałą Zuzanną, najbardziej jednak memu sercu brakowało Edmunda. Edmund, ten złośliwy chłopak zabrał cześć mojego serca, którego już nigdy nie odzyskam. Po powrocie do Anglii, nigdy nie rozmawialiśmy o tym co zaszło w Narnii. To chyba nie był czas, w którym bylibyśmy na tyle dojrzali na dyskusję o uczuciach. Nigdy jednak nie rozstawałam się ze wspomnieniami o jego pocałunkach, dotyku i całym nim. Dwójkę starszego rodzeństwa miałam okazję spotkać prawie rok temu, gdy przelotne odwiedziłam Londyn. To był jeden z najmilszych dni jaki przeżyłam w tej szarej, angielskiej rzeczywistości. Szkoda tylko, że nie miałam możliwości spotkać się z nimi wszystkimi.

   Czy zmieniłam się przez ten czas? Pewnym jest, że wydoroślałam i wyrosłam. Z dziewczynki stałam się szesnastoletnią panną, która zwracała na siebie uwagę na ulicy. Moje rysy twarzy wyostrzyły się, a kości policzkowe były bardziej widoczne. Włosy były dłuższe i kontrastowały z moimi zielonymi oczami. Zwracałam na siebie uwagę, sama nie wiem dlaczego. Matka nawet kilkukrotnie próbowała umówić mnie z synami swoich koleżanek, ale każdy z nich był taki sam. Tak samo zadufany w sobie i kompletnie nie w moim typie. Może problem nie tkwił w nich, ale na pewno tkwił on we mnie. Żaden nie był Edmundem Pevensie o miodowych oczach i czarnej czuprynie. 

   Siedziałam właśnie w moim małym pokoiku, z którego z łatwością widziałam toczące się fale Morza Północnego, i skrobałam szybko list do najmłodszej z rodzeństwa Pevensie. Brunetka pisała do mnie często i bardzo rozlegle opisywała co się u nich dzieje. Nie mogę narzekać, również Edmund starał się pisać do mnie regularnie, jednak Łucja Pevensie była niekwestionowaną królową pisania listów. 

"Brighton, 1945

Droga Łusiu!

   Dziękuję Ci za twój ostatni list. Miło słyszeć, że zarówno u ciebie jak i u pozostałego rodzeństwa wszystko w porządku. Mam ci tyle do opowiedzenia! Jednak najpierw pragnę Cię poinformować iż w tym tygodniu przeprowadzam się do Cambridge wraz z matką i Williamem. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że znowu będziemy mieszkać w tym samym mieście! Czy byłabyś skłonna się ze mną spotkać? Oczywiście Edmund też jest mile widziany. Przesyłam także mój nowy adres, aby twój list został dostarczony w odpowiednie miejsce:

Aida Anderson
Maids Causeway 58
CB1 1RL
Abbey
Cambridge
Cambridgshire
Anglia

Oby nasze spotkanie odbyło się jak najszybciej. Strasznie za wami tęsknie! w Cambridge powinnam być już jutro po południu.

Liczę na twoją szybką odpowiedź!
Całusy,
Aida"

  Uśmiechnęłam się sama do siebie i złożyłam list na pół. Wsadziłam go do koperty i zakleiła, jeszcze spacer na pocztę i będę mogła odetchnąć. W ostatnim liście Łucji dowiedziałam się, że ona wraz z bratem musieli przenieść się do wujostwa. Pani Helena wraz z Zuzanna wizytowały ojca rodzeństwa w Ameryce. Nawet nie chce wspominać jakie piękne listy dostaje od Zuzy. Przysłała mi nawet pocztówkę z Nowego Jorku. Jeśli chodzi o Piotra, to aktualnie przebywa u profesora Kirke, w tym samym magicznym miejscu, z którego pierwszy raz dostaliśmy się do Narnii. Pomaga profesorowi z domem, nie ma się co dziwić Digory Kirke nie należał już do najmłodszych osób. 

~~~~~~

"Cambridge, 1945

Droga Aido!

   To cudowna wiadomość! Oczywiście moje szczęście podziela również Edmund. Jestem przekonana, że mój starszy brat coś do ciebie czuje. Gdy tylko się o tym dowiedział jego twarz bardzo się rozpromieniła. Odkąd wprowadziliśmy się do wujostwa był to bardzo rzadki widok. Tak dawno Cię nie widziałam, dlatego w moim jak i Edka imieniu pragnę zaprosić Cię na kubek różanej herbaty i ciasto. Mam nadzieję, że przyjmiesz naszą propozycje. Można powiedzieć, że moją, ponieważ Edmund nie ma o tym pojęcia. Czy pasuje Ci następny piątek?

Odpisz szybko!
Łucja"

   List nadszedł trzy dni po przeprowadzce. Od razu wyrwałam go z ręki listonosza i zaszyłam się w pokoju. Czytałam list z taką uwagą, jakby zależeć miał od mojego życia. Samo wspomnienie o Edmundzie sprawiło, że moje serce nagle przyspieszyło. Tak dawno go nie widziałam i chyba zaczęłam się obawiać, że teraz nie będzie odwzajemniał uczucia którym nadal go darzę. Może już dawno kogoś znalazł, a ja pozostanę tylko jednym dobrym wspomnieniem. Chyba zaczynam panikować, a powinnam jak najszybciej odpisać Łucji. Piątek jest za cztery dni, a ja nie mam najmniejszego pojęcia jak działa tutejsza poczta. Aida, weź się w garść.

-Aida! Trzeba iść na rynek po marchew! - krzyknęła matka wyrywając mnie tym samym ze snu na jawie. 

   W taki oto sposobem ubrana w granatową sukienkę, dobrze dopasowaną w tali i rozszerzająca się nieznacznie za linią bioder, byłam gotowa wyjść z domu. Delikatnie bufiaste rękawki sięgające tuż nad łokieć i ściągnięta paskiem w tali. Czarne buty na małym obcasie, zapinane przy kostce odbijały głuchy dźwięk od drewnianej podłogi. Na ramiona założyłam jasny płaszcz, nie zapominając uprzednio o zabraniu torebki. Matka dbała o niewiele rzeczy w swoim życiu, jednak jedną z nich był zawsze dobry wygląd. Jeśli nie wyglądałaś jak nowa lalka nie wyjdziesz z domu. 
   Cambridge nie oznaczało się tego dnia wyjątkową pogodą. Zachmurzenie i silny wiatr, czyli standardowa pogoda jaką mogła nas zachwycić Anglia. Nigdy nie będzie na tyle dobra, aby się nią w stu procentach cieszyć, może dlatego że w Narnii rzadkością były załamania pogody. Moje rozpuszczone włosy z wielkim podmuchem wiatru zasłony mi oczy, przez co wpadłam na jakąś dziewczynę. Zatoczyłyśmy się obydwie, na szczęście nie upadając na chodnik. tylko tego by brakowało, żebyśmy zaliczyły upadek na oczach wielu ludzi.

-Przepraszam Panią najmocniej.- zaczęłam ogarniać niesforne kosmyki, które przykleiły mi się do twarzy.- Sama Pani rozumie, pogoda dzisiaj nie jest najlepsza. Mam nadzieję, że jest Pani cała.

-Aida? - zapytał dobrze znany mi słodki głosik. Tylko jedna dziewczyna miała taki głos.

   Podniosłam wzrok, odrzucając ostanie kosmyki z twarzy. Doskonale znałam posiadacze owego głosu. Nic się nie zmieniła, dalej była tak samo urocza.

-Łucja!- pisnęłam ucieszona i rzuciłam się dziewczynie na szyje.

"choć świat nie został stworzony dla ludzie, my zostaliśmy stworzeni dla niego"















Regnare// Edmund PevensieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz