Lubię Jak Się Uśmiechasz.

1.1K 39 2
                                    

-Jak temu zapobiec?- zapytała Łucja wpatrując się z nadzieją we właściciela wyspy.

-Przezwyciężając jego magię.- powiedział, jak gdyby to była najbardziej oczywista informacja.- Takich mieczy jak twój,- zwrócił się do Edmunda, wskazując palcem na wystającą rękojeść.- istnieje jeszcze sześć.

-Widziałeś je?- zapytał czarnowłosy, który od momentu wyruszenia z Samotnych Wysp nie rozstawał się z mieczem.

-Tak- odparł pośpiesznie staruszek.

-Sześciu lordów.- zaczął Kaspian i spojrzał wyczekująco na Koriakina. - Przepływali tędy?

-Oh tak, wiele lat temu.

-Dokąd się udali?- ciągnął młody władca, a w jego ciemnych oczach zapłonęły iskierki podniecenia.

-Tam, dokąd ich wysłałem.- odparł i uśmiechnął się pod nosem.-By zdjąć zły czar podążajcie za błękitną gwiazdą, aż do wyspy Ramandu. Wszystkie siedem mieczy złożycie na Stole Aslana, dopiero wówczas zbudzi się drzemiąca w nich siła, lecz strzeżcie się każde z was zostanie poddane próbie.

-To znaczy?- zapytałam i popatrzyłam w ciemne oczy staruszka.

-Do czasu złożenia mieczy na stole złe moce są nad nami górą. Dołożą wszelkich starań, by zwieść was na pokuszenie. Bądźcie silni, nie dajcie się omamić, by zwalczyć ciemności wokoło, trzeba pokonać mroczne siły własnej duszy.- przestrzegł nas, a ja poczułam jak zaciska mi się gula w gardle.

***

   Jesteśmy na pełnym morzu już od ponad dwóch tygodni, próbując odszukać na niebie gwiazdę. Koriakin mówił, że będziemy wiedzieć, gdy j zobaczymy. Na samym początku męczył nas sztorm, a teraz bezwietrzna pogoda. Nie będziemy w stanie długo tak pociągnąć, marynarze zaczynają się niecierpliwić, a m stajemy się o wiele prostszym łupem dla wszystkiego co złe.

-A więc tkwimy tutaj.- oznajmił Drinian stawiając małą figurkę na mapie. Spotkaliśmy się wszyscy w kajucie Kaspiana, żeby wymyślić sposób wydostania się z tej beznadziejnej sytuacji.- Nawet, jeśli zmniejszę racje żywnościowe o połowę, prowiantu starczy na dwa tygodnie. Już najwyższy czas, aby zawrócić mój panie. Nie ma gwarancji, że w najbliższych dniach dostrzeżemy Błękitną Gwiazdę, nie przy tej pogodzie, a bez niej Ramandu to istna igła w stogu siana. Najpewniej ominiemy ją i popłyniemy ku krawędzi świata

-Chyba, że pożre nas wąż morski.- rzucił Edmund. Popatrzyłam na niego oburzonym spojrzeniem i uderzyłam w tył głowy.

-Chodzi mi o to, że załoga zaczyna szaleć, przyszło nam żeglować po dziwnych wodach. Nigdy jeszcze takich nie widziałem, a pływam całe swoje życie.

-Czy w takim razie Kapitanie byłby pan łaskaw zawiadomić, że przerywamy poszukiwania krewnych mojego lorda?- powiedział Kaspian nie odrywając wzroku od mapy.

-Wracam na mostek. -westchnął Drinian i spojrzał na każde z nas po kolei.- Ale ostrzegam Panie, morze lubi igrać z umysłami marynarzy.

   Ubrał swój czarny płaszcz i opuścił pomieszczenie. W słowach Driniana było na pewno dużo racji i zdrowego rozsądku. Nie powinniśmy igrać z bezczynnością, z tego zawsze wychodzą złe rzeczy.  Sama poszłam za przykładem kapitana i opuściłam kajutę. Poczułam się przytłoczona całym dniem i jedyne czego chciałam to położyć się spać.

   Próbowałam zasnąć wiele razy tamtej nocy, jednak w momencie, gdy zamykałam oczy przychodziły do mnie koszmary. Zawsze te same obrazy, powtarzające się ciągle w mojej głowie niczym modlitwa strudzonego umysłu. Z ostatniego, i tak lekkiego, snu obudziła mnie Łucja, która krzyczał imię Aslana. Otworzyłam szeroko oczy i o mały włos nie wypadłam z hamaka. Dziewczyna była blada i wyglądała jak gdyby za chwile miała zejść z tego świata.

- Zły sen?- szepnęłam w jej stronę, a ona skierowała na mnie swoje przerażone spojrzenie.

- To tylko koszmar- zapewniła mnie i odchrząknęła nerwowo.

-Ja też nie mogę spać.- westchnęłam i wyciągnęłam ku niej rękę.- Chodź ze mną, pójdziemy do Edmunda. Może on coś na to poradzi. 

   Gdy weszłyśmy Kaspian nerwowo przekręcał się w swoim hamaku, natomiast Edmund jakby wyrwany z jakiegoś koszmarnego snu o mały włos nie zdzieliłby mnie mieczem prosto w twarz. Nagły rumor obudził młodego władcę, który popatrzył na mnie i Łucje zdziwionymi oczami.

-To wy.- odezwał się w końcu Edmund, który wyraźnie odetchnął z ulgą.

-Nie mogłyśmy spać.- powiedziałam i poczułam jak przez moje ciało przechodzi zimny dreszcz.

-Niech zgadnę, miałyście koszmary?- powiedział patrząc na nas wszystkich.- Albo wszyscy poszaleliśmy albo ktoś nam mąci w głowach.

-Oby się to szybko skończyło, bo wyczuwam kłopoty.- młodsza Pevensie wdrapała się na pusty hamak.- Postarajmy się choć chwile odpocząć, Niewyspani raczej się niczemu nie przysłużymy. 

   Resztę nocy spędziłam razem z Edmundem na jego hamaku. Dopiero nad ranem udało mi się spokojnie zasnąć. Wstając rano o mały włos wylądowałabym twarzą na zimnej podłodze, gdyby nie refleks Edmunda, który złapał mnie w ostatniej chwili. Popatrzył na mnie rozbawiony, a ja zaczerwieniłam się jak piwonia.

-Gdzie ci tak śpieszno?- zaśmiał się i poczochrał moje włosy.

   Przyciągnął mnie z powrotem do siebie, ja jednak wsparłam się na łokciu i złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek. Odgarnęłam ręką ciemne włosy, które padły mu na czoło i uśmiechnęłam się wesoło. Mogłabym witać każdy dzień takim widokiem.

-Lubię jak się uśmiechasz.- powiedział gładząc mój zaróżowiony policzek.

-Słyszysz? Sztorm ustał!- spojrzałam w okienko, przez które wpadały słoneczne promyki.

   Poderwałam się prędko z hamaka i wręcz biegiem ruszyłam do swojej kajuty. W oddali słychać było śmiech Edmunda. Na domiar złego zderzyłam się z kimś i kolejny raz spadłabym na podłogę, jednak ta osoba zdążyła mnie złapać za ramie. Odgarnęłam niesforne kosmyki włosów z twarzy i uśmiechnęłam się szeroko. Kaspian spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem jednak uśmiechnął się pokazując białe zęby.

-Widzę, że humor dopisuje od rana.- zaśmiał się głośno.- Zobaczyliśmy nowy ląd, więc proszę cię o większe skupienie.- i pstryknął mnie palcem w nos.

- Tak jest Wasza Wysokość!- dygnęłam teatralnie śmiejąc się w głos i szybkim krokiem ruszyłam do swojej kajuty.

***

   Wypłynęliśmy łodziami do następnej wyspy, w zasadzie pierwszej od bardzo dawna. Wyglądała na bardzo rozległą i kompletnie nie przystosowaną do życia. Była dość płaska a wybrzeże błyszczało stosami kamieni.

-Wątpię czy lordowie się tutaj zatrzymali, nie widać żadnych oznak życia.- oznajmił Ryczypisk, który rozglądał się z dziobu.

-Tak.- krzyknął Kaspian w jego stronę.- Mimo wszystko weź ludzi i poszukajcie wody i żywności. My w czwórkę rozejrzymy się po wyspie.

-Chwileczkę, chyba w piątkę!-odezwał się Eustachy, które ostatnie dni spędził pod pokładem. Rzadko do nas wychodził, a jeśli już to robił był niezadowolony.- Nie przydzielajcie mnie znowu do tego szczura!

-Słyszałem to!

-Gumowe ucho.-mruknął sam do siebie, a ja pokręciłam głową z lekkim uśmiechem.

-To słyszałem również!- cała załoga zachichotała, a blondyn zarumienił się nieznacznie.

   Wciągnęliśmy łodzie na brzeg, a my zgodnie z planem poszliśmy się rozejrzeć. Wyspa nie wyglądała przyjaźnie, była jałowa i pełna kamieni. Powątpiewam, aby ktokolwiek znalazł tutaj coś do jedzenia. Tym bardziej lordowie nie mili czego tutaj szukać.

Regnare// Edmund PevensieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz