Zawsze Będziemy Rodziną.

618 20 0
                                    

-Spójrzcie! Narnijczycy!- krzyknął jeden z marynarzy Wędrowca do Świtu.-Narnijczycy!

   Gael rozpromieniła się łapiąc ojca za rękę. Pociągnęła go w stronę burty i wskoczyli do wody. W jednej z łodzi siedziała kobieta podobna do dziewczynki, a na jej twarzy błyszczały łzy. Krzyczała w ich stronę kurczowo trzymając się łódki. Edmund objął mnie ramieniem, a ja przyciągnęłam do nas jeszcze Łucję, która uśmiechała się od ucha do ucha.

-Udało się! Wiedziałam, że nam się uda!- powiedziała brunetka, gdy podszedł do nas Kaspian. Młody władca uśmiechał się szeroko i klepnął delikatnie Edmunda w ramie.

-W takich wojowników nie da się zwątpić, moja droga Łucjo.- rzucił brunet i objął dziewczynę ramieniem. 

-Wydaje mi się, że największe gratulacje należą się naszemu smokowi.- powiedziałam odrywając się od Edka.- Właśnie, gdzie jest Eustachy?

-Jestem tutaj! Łucja! Edmund! W wodzie!- ktoś krzyczał.- Aida! Kaspianie!

   Spojrzeliśmy po sobie z delikatnymi uśmieszkami i ruszyliśmy na drugą stronę pokładu. Wychyliliśmy się przez burtę  i spojrzeliśmy w dół, gdzie znajdował się blondyn. Nie był już smokiem, tylko Eustachym. Normalnym chłopcem.

-Znów jestem sobą! Jestem sobą!- krzyczał, a my uśmiechaliśmy się w jego stronę.

-Eustachy!- krzyknął Ryczypisk.- Widzę, że już ci przeszło.- po czym z okrzykiem na ustach wskoczył do wody. A gdy tylko jej spróbował wykrzyknął-Jest słodka! Na Aslana, to nie jest woda morska!

-To ląd Aslana.- powiedział Kaspian i mocno wciągnął ciepłe powietrze.- musi być blisko.

-Wyrzucić kotwicę!- powiedziałam w stronę Driniana, a ten tylko skinął głową.- Nie wiem jak wy, ale ja potrzebuje suchego ubrania.

   Wszyscy przytaknęli na moje słowa. Suchy materiał przyjemnie muskał moją skórę, szczególnie po noszeniu zbroi. Zebraliśmy się na pokładzie po niecałym kwadransie, żeby przeprawić się łódką w stronę, w której jak nam się wydawało, znajdował się ląd Aslana. Wyobraźcie sobie tylko, pełne słońce i przyjemny wietrzyk otulające wasze twarze. Krystalicznie czysta woda usiana gdzieniegdzie fioletowym kwieciem lilii wodnych. Rozglądałam się energicznie, tylko po to, żeby zapamiętać z tego widoku jak najwięcej. Aby poczuć w tym miejscy jak najwięcej i jak najdłużej utrzymać ten widok w swojej pamięci. Wciągnęłam głęboko powietrze i przymknęłam oczy, delektując się spokojem tej chwili.

-Przyjaciele, jesteśmy na miejscu!- oznajmił Ryczypisk tym samym budząc mnie z własnych myśli. - Zdecydowanie jesteśmy na miejscu.

   Z małą pomocą Edmunda wyszłam z łodzi i trzymając go za rękę ruszyłam za Kaspianem. Wpatrywałam się w wielką fale, która jakby nieruchomo piętrzyła się przed nami. Wyglądała jak wielka brama oddzielająca Narnie od czegoś co jest na wyciągnięcie ręki, czegoś pięknego. Mój wzrok jednak oderwał się szybko od tej dziwnej anomalii i skupił się na czymś zupełnie innym.

-Aslanie?-zapytałam i automatycznie przetarłam oczy, jakby nie do końca im wierząc. 

-Witajcie moi drodzy! Wypełniliście zadanie. Jestem z was bardzo dumny!- powiedział tym samym, niezmiennym od lat, aksamitnie ciepłym głosem. W naszej szarej i zwykle ponurej Anglii tak bardzo mi go brakowało.-Przebyliście daleką drogę. Wasza podróż dobiegła już końca.

-To naprawdę twój ląd?- zapytała Łucja i wskazała głową na plaże, na której staliśmy. 

-Nie.- powiedział spoglądając na wielką falę, a w jego miodowych oczach pojawił się ciepły ogień.- Mój ląd leży jeszcze dalej. Daleko poza tą falą.

-Czy mieszka tam mój ojciec?- zapytał Kaspian.- Czy o tam jest?

-O tym możesz przekonać się tylko ty sam mój synu, wiedz jednak, że jeśli pójdziesz dalej nie wrócisz już nigdy.- odparł Wielki Lew.

   Młody władca ruszył w stronę fali, zatopił w niej rękę, ale nie ruszył w jej głębinę. Zawrócił w naszym kierunku. Westchnął ciężko i otarł mokrą dłoń w spodnie. Na początku w jego oczach widać było cień żalu, jednak zaraz wróciły do swojego ciepłego odcieniu brązu.

-Jednak zostajesz?- zapytał Edmund.- Nie chcesz zobaczyć się z ojcem? Przecież zawsze tego pragnąłeś.

- Zawiódłbym ojca zrzekając się wszystkiego, za co on oddał życie. Zamiast gonić za tym co straciłem, muszę przyjąć to, co mi dano. A dano mi królestwo i poddanych.- tu zwrócił się do Wielkiego Lwa.- Przysięgam stać się lepszym królem!

-Już się nim stałeś. Narnia nie mogła liczyć na lepszego władcy od ciebie Kaspianie.- powiedział Aslan- Dzieci?

-Chyba powinniśmy powoli wracać.- powiedziałam i w tym momencie dotarło do mnie jak ciężko musiało być Piotrowi i Zuzannie. Jak wiele musieli tutaj zostawić.

-Myślałam, że chcesz tu zostać.- zwróciła się do mnie Łucja.- Że nie chcesz wracać do matki.

-Bardzo chce zostać tutaj, ale tam jest nasz dom. Tam są nasze rodziny. Prawda? Czekają na nas.-uśmiechnęłam się w jej stronę.- Czas stać się dorosłym Łusiu.

-Wielmożny Panie!-odezwał się Ryczypisk, kłaniając się - zawsze odkąd sięgam pamięcią, zawsze marzyłam, aby zobaczyć twój ląd. Przeżyłem wiele wspaniałych chwil na tym świecie, ale to pragnienie nigdy we mnie nie osłabło. Wiem, że nie jestem tego godzien, jednak, jeśli mi tylko pozwolisz to złożę na wieki swoją broń, by móc wreszcie na własne oczy zobaczyć twój kraj!

-Mój kraj jest ojczyzną szlachetnych serc, takich jak twoje. Bez względu na to w jak drobnej biją piersi- powiedział Aslan.

-Zasłużyłeś na to Ryczypisku.- powiedziałam i ukłoniłam się przed nim.- To był zaszczyt poznać tak walecznego przyjaciela.

Waleczny rycerz z Narnii pożegnał się z nami, po czym wskoczył na małą łódkę, która zabrała go daleko poza piętrzącą się falę. W jednej chwili zniknął nam z oczu.

-To nasza ostatnia wizyta tutaj prawda?- zapytałam ocierając pojedynczą łzę z mojego policzka.

-Tak.- potwierdził Wielki Lew- Jesteście już dorośli moja najdroższa. Tak jak Piotr i Zuzanna.

-Odwiedzisz kiedyś nasz świat Aslanie?- Zapytała Łucja, która przycisnęła się do mojego boku, a ja poczułam się jakbyśmy były w Narnii po raz pierwszy. Znowu czułam się jak małe dziecko.

-Będę nad wami czuwał. Zawsze! Pewnego dnia spotkamy się znowu. Szybciej niż myślicie, dzieci.

Aslan ryknął głośno i otworzyło się przejście, którym mieliśmy udać się do domu. Ścisnęłam rękę Edmunda, czując jak niechybne rozstanie czeka na nas po drugiej stronie przejścia.

-Zastępowaliście mi rodzinne, której nie mam.- powiedział Kaspian- Mówię i o tobie Eustachy!

-Zawsze będziemy rodziną.- powiedziałam w jego stronę i wyciągnęłam ku niemu ręce.- Nigdy o tym nie zapominaj.

   Przytuliłam go najmocniej jak tylko mogłam. Tak ciężko było mi go żegnać, zostawiać tutaj samego. Następnie podbiegłam do Aslana i pogłaskałam po łbie. Łzy płynęły mi wodospadami po policzkach, jednak to jest urok pożegnania. Złapałam Edmunda za rękę, wiedząc, że w naszym świecie będziemy w dwóch różnych miejscach. Przeszliśmy przez przejście, a wszystko co było za nami rozpłynęło się niczym mgła.

   Pojawiłam się w tym samym miejscu, w którym dostałam się do Narnii. Spojrzałam na swoje odbicie w wodzie fontanny i ujrzałam tą samą Aidę, którą byłam sekundę temu. Miałam na sobie ciemną sukienkę i buty na małym obcasie. Westchnęłam ciężko i podniosłam się z murka. Na domiar mojego smutku rozpętała się ulewa, jednak mi nigdzie się nie śpieszyło. Szłam powoli cała przemoknięta do restauracji, cieszyłam się każdą kroplą i każdą kałużą w którą wdepnęłam. W restauracji czekała na mnie zmartwiona matka w Williamem. Gdy tylko dojrzeli mnie z okna wypadli w deszczu, aby sprawdzić czy nic mi nie jest. Okryli ręcznikiem i sprowadzili do środka. Po gościach nie było już ani śladu. A ja nie potrafiłam powiedzieć ani słowa, tylko cały czas płakałam. Bo właśnie w tym dniu zakończyła się moja przygoda w Narnii.

Regnare// Edmund PevensieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz