Oto Eustachy!

795 32 1
                                    

   Nikt się nie odzywał, więc szliśmy w ciszy. Jedyne co można było usłyszeć to szuranie kamieni i co jakiś czas do naszych uszu docierały podniesione głosy załogi Wędrowca do Świtu.

-Znaleźliście coś?- zapytał Kaspian, kiedy tylko zbliżyliśmy się do prowizorycznego obozowiska. 

-Ta wyspa to goła skała.- powiedział mężczyzna, którego zabraliśmy z Samotnych Wysp.- Niewiele tu rośnie.- uśmiechnął się słabo w moją stronę.

-A gdzie jest Eustachy?- zapytała Łucja rozglądając się dookoła.

-Zdaje się, że poszedł NIE szukać z nami prowiantu.- powiedział Ryczypisk i również rozejrzał się wokół siebie.

-Eustachy?! Gdzie jesteś?!- krzyczała najmłodsza i zaczęła nerwowo krążyć wokół obozowiska.

-Słuchajcie,- powiedziałam i czułam jak zaczyna mi szybciej bić serce.- mam złe przeczucia.

-Rozejrzę się za nim. - powiedział czarnowłosy nie zwracając na nas większej uwagi. Obrócił się na pięcie i zaczął odchodzić.

-Idę z tobą.- powiedział szybko młody władca i ruszył tuż za Edmundem.

-Zaczekajcie! Pomogę wam!-krzyknęłam. Posłałam Łucji lekki uśmiech i ruszyłam za nimi.

   Przeszliśmy kawałek w głąb wyspy co chwilę nawołując blondyna. Jedyne, co do tej pory udało nam się znaleźć to suche skały i pełno kamieni.

-Eustachy! Eustachy!- krzyczałam, choć czułam już jak zaczyna boleć mnie gardło.

   Podeszliśmy bliżej jakiegoś głębokiego urwiska. Ja chyba zagalopowałam się zbyt daleko  gdyby nie Kaspian leżałabym na samym dnie. Złapał mnie za ramię abym choć trochę złapała równowagę i przyciągnął do swojego boku. Cała czerwona na twarzy wydukałam ciche dziękuje i również objęłam ręką bruneta. Edmund popatrzył na nas spod byka i pewnie gdyby mógł zepchnąłby nas z urwiska. Zazdrość aż z niego buchała.

-Złoto.- powiedziałam i wskazałam na błyszczące przedmioty na dnie urwiska.

-Nie dobrze.- mruknął Kaspian.

   Odszukaliśmy mniej nachylone zbocze, aby żadnemu z nas nic się nie stało. Prowadził nas czarnowłosy, który chyba dostrzegł coś, co należało do jego kuzyna.

-To jego.- powiedział pokazując nam lekko nadpalony but.

   Kawałek dalej leżało jego ubranie, całe zwęglone. Ręka powędrowała mi do ust. Przecież był jeszcze chłopcem.

-O nie!- Edmund uklęknął przy ubraniach biorąc do ręki notatnik Eustachego.

-Przykro mi.- powiedziałam kładąc rękę na jego ramieniu.-To nie twoja wina.

-Przecież był tylko chłopcem. Jak mogłem go zostawić? Co mogło mu się przytrafić?

-W tych stronach? Wszystko. -odpowiedział szybko Kaspian, a ja zgromiłam go wzrokiem. -Nie jemu pierwszemu.- dopowiedział szybko zbliżając się do jakiegoś trupa.- To lord Oktezjan, trzeba tylko znaleźć jego...

-Miecz?- powiedziałam trzymając klingę w rękach.

   Odciągnęłam czarnowłosego od węgielków, a miecz oddałam w ręce Kaspiana. Nie mieliśmy wątpliwości, że blondyn skończył jak jeden z lordów. Nigdy bym nie zgadła tego co się później wydarzyło. Wracaliśmy już na nabrzeże, gdy nagle z wyspy wydobył się okropny ryk. Pierwsza myśl jak przeszła mi przez myśl to wybuch wulkanu, ale to chyba nie był wulkan. Niestety ani ja, ani Kaspian, ani nawet Edmund nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Ziemia zatrzęsła się okropnie, a w powietrzu można było poczuć zapach siarki. Dopiero w momencie, w którym weszliśmy na nabrzeże stało się dla nas jasnym, że był to smok. Moje usta otworzyły się szeroko, a z gardła wydobył się okropny pisk, kiedy wielki gad porwał mnie w swoje łuskowate szpony.

-Aida!- usłyszałam krzyk Edmunda.- Aida!

   Przeleciałam nad Wędrowcem do Świtu panicznie krzycząc imię brunetki. Smok zatoczył półkole wracając w stronę wyspy. Nie pamiętam dnia, w którym tak bardzo krzyczałam. Przelecieliśmy dosłownie nad całą wyspą. Gardło piekło mnie niemiłosiernie, a łzy lały się po twarzy jak wodospad. Za górami jednak ukazał mi się napis wypalony przez stworzenie: "JESTEM EUSTACHY". Na Wszystkich świętych! Krzyknęłam coś do niego wesołym głosem, ale nawet nie pamiętam co. Eustachym-Smok ryknął doniośle i zawrócił w stronę wybrzeża.

-Edmund!- krzyknęłam, choć raczej zabrzmiało to jak rozpaczliwy pisk.

   Eustachy delikatnie odstawił mnie na ziemie, a do mnie z zawrotną prędkością biegł Edmund. Biegł ile miał sił, a ja starałam się ustać na miękkich nogach. Chłopak porwał mnie w ramiona o mały włos nie powalając nas na ziemię.

-Nigdy więcej nie strasz mnie w taki sposób!- powiedział przyciskając mnie do siebie jeszcze mocniej.

-Ej, spokojnie jestem cała i zdrowa!- głaskałam go po plecach, czując ciepło jego ciała i zapach wody morskiej.- Przecież wiesz, że ja zawsze wracam w nienaruszonym stanie.

   Delikatnie oderwałam się od niego i popatrzyłam w te jego miodowe oczy, które zawsze są dla mnie pełne wesołości. Pogładziłam go po policzku i wyrwałam z jego uścisku. Następnie w ramiona porwała mnie Łucja, w której zaczerwienionych oczach zaczynały pojawiać się wesołe ogniki. Kaspian uśmiechnął się szeroko w moją stronę, a ja przytuliłam się do jego boku.

-Moi drodzy!- zwróciłam się do wszystkich schrypniętym głosem.- Nie lękajcie się, on nic wam nie zrobi. Oto Eustachy!

Regnare// Edmund PevensieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz