ROZDZIAŁ 6

65 6 0
                                    

Odezwij się kretynko, mówiłam sama do siebie. Skoro powiedziałaś A, to trzeba powiedzieć B.

- Hej- tu robię pauzę. - Dostałam twój numer telefonu od Elizy- mówię starając się, by mój głos nie drżał zbytnio. W słuchawce usłyszałam Hmmm, niski dźwięk zwiastujący obietnicę – I chciałabym...- urywam, bo nie mogę znaleźć odpowiedniego słowa.

- I chciałabyś dostać to samo co ona- kończy za mnie głos w słuchawce.

- Tak, właśnie tak.- dukam.

- Okej- słyszę.- Z wielką przyjemnością. Kiedy i gdzie?- pyta.

Podaje mu mój adres i wyznaczam najbliższy piątek o dwudziestej u mnie w domu. Chłopaczek zgadza się i jesteśmy umówieni. WTF? Co ja najlepszego narobiłam? Przecież to niemądre i całkiem nie w moim stylu. Jednak jakiś wewnętrzny głos krzyczy, że do odważnych świat należy. Całkiem niedawno postanowiłam sobie, że będę kobietą ze stali. Nic mnie nie złamie i poradzę sobie ze wszystkimi trudnościami, które zgotuje mi los. Z tego przejęcia poszłam znowu zapalić. Chciałabym się zrelaksować przy lampce wina lub dwóch i obejrzeć swój ulubiony serial, ale nagle przypominam sobie, że mój komputer jest wyautowany. Trzeba zadzwonić do informatyka, którego poleciła mi pani Sobieska. Dzwonię do informatyka.

- Halo- odzywa się głos po drugiej stronie.

-Witam, potrzebuję informatyka. Padł mi komputer i trzeba go naprawić. Poleciła cię pani Sobieska. Pomożesz mi?- pytam z nadzieją.

- Oczywiście, postaram się. Co się stało ze sprzętem?

- Nie wiem, nie znam się. Zawiesił się i już nie mogę go włączyć. Kiedy mógłbyś go naprawić. Nie ukrywam, że zależy mi na czasie.

- Okej, okej, Już... sprawdzę kalendarz... najszybciej to mogę być w piątek około osiemnastej, pasuje Pani?- pyta.

- Tak oczywiście.- mówię uradowana.

Podaję mu adres i rozłączam się. Ale zaraz chwileczkę. W piątek jestem już umówiona z tym chłopaczkiem. No tak, ale dopiero na dwudziestą. Chyba zdąży naprawić mi kompa w dwie godziny. Ponoć jest dobry w tym, co robi. Dobra, ogarnę ich dwóch. Tak więc byle do piątku.

Szybko zleciały dni. W piątek rano w pracy było spore zamieszanie. Coś mi mówiło, że to będzie ciężki i długi dzień, a ja mam przecież plany na wieczór.

-Hej Emila, słyszałaś już najnowszą nowinę?- pyta mnie Kamila, dziewczyna, z którą pracuję i chyba ją lubię najbardziej ze wszystkich współpracowników.

- Hej, nie a co znowu?- pytam już podenerwowana, że mój wspaniały szef znowu wpadł na debilny pomysł i zaangażuje w niego wszystkich pomimo ich sprzeciwu.

- Będziemy mieli nowego Dyrektora Działu Finansowego. Przeniósł się z któregoś z oddziałów za granicą. I ponoć to niezły towar- mówi i już się ślini.

- Nic nie wiem. To będzie nasz szef?

No nie. Nie cierpię zmian. Już ugadałam się z jednym i znam go, a on zna mnie. A tu ktoś nowy wpada i trzeba zaczynać od początku znajomość i zaufanie. Ble, rzygać mi się chce na samą myśl. Po Kamili widzę, że jest bardzo podekscytowana tym wydarzeniem.

- Już nie mogę się doczekać, aż go przedstawią- piszczy z radości.

- To jeszcze będzie oficjalne przedstawienie?- pytam zdziwiona.

Wtem przychodzi mój szef Darek, oznajmia wszem i wobec, że o dziesiątej jest obowiązkowe spotkanie wszystkich w konferencyjnej. Czyli tak, będzie oficjalne odsłonięcie nowego nabytku firmy. Zabieram się do swojej pracy, bo mam jej dość dużo. Wpadłam w wir pracy i nim się obejrzałam wybiła dziesiąta zero trzy. O kurwa, spóźnię się. Zrywam się od biurka w prędkością światła i biegnę do sali spotkań. Wszyscy już są. Szef przemawia, wszyscy słuchają. Wtem ja otwieram drzwi i wślizguję się niezauważona, aż tu nagle drzwi zatrzaskują się z impetem. Nagle nastaje cisza i oczy wszystkich zgromadzonych na sali są skierowane na mnie. O fuckensik. Służbowo nie lubię być w centrum uwagi. Uśmiecham się głupkowato i przepraszam za spóźnienie. Szef patrzy na mnie spod byka i z jego ust wychodzą następujące słowa:

- Emilia, jak to miło, że postanowiłaś do nas dołączyć – mówi złośliwie i tak głośno, by każdy usłyszał.

Nie, no teraz to już zupełnie jestem czerwona niczym buraczek. Tak. Upokorzenie to mój chleb powszedni. Tylko rzadziej zdarza się na tle zawodowym. Szef kontynuował swoją wypowiedź i już wszyscy patrzeli na niego.

-Powitajcie w zespole, Gerarda Rosenbauma, naszego nowego Dyrektora Finansowego. Gerard przeniósł się z naszego oddziału w Kolonii w Niemczech, gdzie od pięciu lat pełnił tam taką samą funkcję- ciągnie szef. - Powitajcie go serdecznie.

Podaje rękę jakiemuś facetowi, on wstaje i się przedstawia. To właśnie był Gerard Rosenbaum. Na oko całkiem nieźle wygląda, tak jak twierdziła Kamila. Daję mu mnie więcej czterdzieści pięć lat. Ma surową męską urodę. Szeroką szczękę, wąski nos, ładne usta. Kiedyś miał czarne włosy, lecz teraz dominował już siwy kolor. Muszę przyznać, że dobrze się prezentował. Kiedy dodał parę słów od siebie, salę obiegł jego głos. Wszyscy jakby zamarli i słuchali go z ogromnym skupieniem. To był jeden z tych facetów, którzy jak wchodzą to wypełniają sobą całe pomieszczenie. Coś niesamowitego. Robi wrażenie. Wtedy dostrzegłam Kamilę wpatrzoną w niego jak w obrazek. Zaśliniła już pół sali...

Spotkanie dobiegło końca. Wszyscy wrócili do swoich zajęć i wszystko wróciło do normy. Wtedy tak jeszcze myślałam.

"ZE STALI"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz