ROZDZIAŁ 13

63 4 0
                                    


Cały tydzień już nie mogłam się doczekać przyjazdu Krystiana. Uwielbiałam jego towarzystwo. Mimo że nie widzieliśmy się od dwóch lat, to często rozmawialiśmy przez telefon i skypa. Ale to nie to samo, co spotkanie twarzą w twarz.

Czas się w pracy dłużył. Dyrektor ciągle wisiał nade mną w biurze. Zadawał milion głupich pytań. I cały czas przesiadywał koło mnie. Potrzebowałam przestrzeni. Źle się czułam, kiedy był tak blisko, aż za blisko mnie. Czułam, że się duszę. Co chwilę chodziłam na papierosa, a to do toalety, czy po herbatę. Kiedy wracałam do biura on już tam na mnie czekał. To było straszne. Tak minął tydzień. W piątek nawet w pracy było widać mój entuzjazm. Był on spowodowany oczywiście przyjazdem Krystiana.

W kuchni biurowej spotkałam Kamilę, która koniecznie chciała wiedzieć czemu mam taki dobry humor.

-No gadaj, czemu tak promieniejesz? To chyba nie zasługa dyrcia, który nie odstępuję cię na krok od kilku dni?- mówiąc to zrobiła głupią minę. Uśmiechnęłam się.

-Nie, skąd. Cieszę się, bo dziś przylatuje Krystian. A wiesz czym to się skończy. To będzie szalony weekend. Tak za nim tęskniłam... - urwałam właśnie, bo do kuchni wszedł Gerard- dyrektor fiut. Taka ksywka mi się podoba i będę go tak nazywać.

-Witam - powiedział do Kamili.

- Dzień dobry panie dyrektorze- powiedziała z wymuszoną uprzejmością Kamila i już jej tu nie było.

-Przerwałem coś ważnego?

- Nie, to nic takiego. Rozmawiałyśmy o planach na weekend. Tyle - odpowiedziałam jakbym się tłumaczyła?? WTF?

-Tak? - uniósł brew - A jakie pani ma plany?- zapytał.

-Moje plany prywatne, to nie pańska sprawa. Wracajmy do pracy.

Co on sobie myśli? Nie dość, że prześladuje mnie w pracy, to jeszcze chce w weekend??? Co za dupek. Wracam do biura, a on udaje się za mną. Patrzę na zegarek, jeszcze tylko dwie godziny i do domu. Moja mama odbiera Stasia ze szkoły, bo idzie dziś na basen. Później go przyprowadzi. Stasiu, ucieszył się na wizytę naszego gościa. Muszę coś wymyślić na kolację. Zrobię zapiekane bułeczki z farszem pieczarkowym z mozarellą i pietruszką. Muszę kupić piwo. Krystian je lubi. Plan już jest.

Przed końcem pracy znowu spotkałam Gerarda przed windą, znowu. Ja pierdole. Serio? No i znowu to niezręczna cisza.

-Przepraszam panią za to niestosowne pytanie. Nie mam prawa ingerować w pani życie prywatne. Proszę mi wybaczyć. Mam nadzieję, że to nie wpłynie na profesjonalizm w naszej współpracy- powiedział dyrcio fiut.

-Przeprosiny przyjęte- odpowiedziałam najbardziej dyplomatycznie jak potrafiłam.

Może wcale żaden z niego fiut?

-Miłego weekendu życzę pani. Do widzenia.

-Wzajemnie, do poniedziałku- powiedziałam wysiadając z windy.

A może jeszcze będą z niego ludzie? Potrafi przeprosić i przyznać się do błędu. Może wcale nie jest taki zły? Dobra, zmiana tematu. Trzeba jechać na zakupy. Po godzinie byłam już w domu ze wszystkim, czego potrzebowałam. Przyszykowałam farsz do zapiekanek. Piwo już się chłodzi. Dzwonił Krystian, że jest już po spotkaniu i jedzie do mnie. Po osiemnastej zadzwonił domofon. Już jest.

-Słońce moje! - wykrzyknął Krystian, objął mnie i obkręcił się.

-Krysia, tak się cieszę - ucałowałam go w usta jak zawsze mieliśmy w zwyczaju na powitanie i pożegnanie.

"ZE STALI"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz