ROZDZIAŁ 35

60 3 0
                                    


Czas pędził tak szybko, że zanim się obejrzałam, był sobotni ranek przed ślubem mojego młodszego braciszka Piotra z Martą. Dni poprzedzające to wydarzenie były czystą wariacją. Zaczęli się zjeżdżać goście weselni. Około stu osób zaproszonych zostało na tę uroczystość. Pięćdziesiąt osób jest przejezdnych. Poupychaliśmy ich, gdzie się dało. Ja oddałam swoje mieszkanie na rzecz rodziny z Krakowa. Małżeństwo z trojgiem dzieci w wieku studenckim i ich partnerom. A ja ze Stasiem na ten czas ulokowaliśmy się u Wiktora w pokoju gościnnym. U rodziców goście, u Roberta i Krzyśka goście. Miśkowi się jedynie upiekło, bo on wynajmuje mieszkanie z koleżanką. Rano przyjechała moja Daniela, zrobić mi włosy i makijaż. Trochę to trwało. Wiktor i Stasiu czekali na dole i grali w jakąś grę na konsoli. Mężczyźni to mają dobrze. Włożą garnitur, krawat, eleganckie buty i już. A my kobiety? Co za niesprawiedliwość. Wizyta u kosmetyczki, wizażystki i fryzjerki oczywiście. No cóż. Ale było warto. Dzieło Danieli jak zawsze mi się podobało. Zrobiła mi delikatnego koka, makijaż w złotach i brązach. Mam złotą szyfonową i jedwabną sukienkę, złote pantofelki na mega koturnach. Kiedy już się ubrałam i miałam zamiar ubrać Stasia, z zaskoczeniem zobaczyłam, że Wiktor pomógł ubrać się młodemu, a teraz uczy go samodzielnie wiązać krawat. Wzruszyłam się.

-No proszę- powiedziałam. - Moi dwaj mężczyźni, jacy przystojni.

-Oj mamo...- rzucił Stasiu lekko zawstydzając się od mojego komplementu.

- Wow... po prostu wow...- tyle Wik wykrztusił na mój widok.

To chyba o czymś świadczy, dodam z satysfakcją.

Pojechaliśmy do rodziców na błogosławieństwo. Nie odbyło się bez łez i wzruszeń. Następnie msza w pięknym kościółku. Przyszło wielu przyjaciół pary młodej. Po krótkiej, aczkolwiek pięknej uroczystości goście rozpoczęli wręczenie prezentów oraz składanie życzeń młodej parze, co trwało w nieskończoność.

-Mamo, głodny jestem, długo jeszcze???- marudził Staś.

-Trzymaj - z kieszeni Wiktor wyciągnął batonika czekoladowego i dał małemu.

Stasiu natomiast nie posiadał się z radości zjedzenia słodycza.

-Myślisz o wszystkim, co jeszcze masz w tych magicznych kieszeniach ?- zapytałam żartując.

-Nie interesuj się szpiegostwem mała.

Kiedy w końcu wszyscy goście pogratulowali młodej parze, mogliśmy już wyruszyć w drogę do sali weselnej. Piotr i Marta wybrali dworek za miastem. Jakieś dwadzieścia kilometrów. To było piękne miejsce pod lasem. Było tam spa, kilka restauracji i sal bankietowych oraz hotel. My jako najbliższa rodzina dostaliśmy pokoje, bo na drugi dzień odbywały się tam poprawiny. Nasza sala była piękna, cała w odcieniach lilii i różu, dekoracje w tych samych tonacjach. Po uroczystym wejściu nowożeńców, odśpiewaniu "Sto lat" młodej parze i wzniesieniu toastu różowym szampanem, goście zasiedli do stołów. Po chwili podano obiad, ku ogromnej radości mojego syna. Zabawa się zaczęła. Tańce, wódka, goście, śmiechy. Jestem szczęśliwa, że młoda para zdecydowała się na DJ'a. Nie mam nic przeciwko orkiestrom i zespołom, ale nienawidzę, kiedy ktoś kaleczy dobrą muzę swoją wersją utworu. Z tego też powodu więcej tańczyłam. Nawet się zdziwiłam, że Wiktor potrafi tańczyć. Początkowo zapierał się nogami i rękami, ale w końcu dał się namówić. Potem nawet tańczył z moją mamą, z panną młoda i kilkoma dziewczynami, które się do niego śliniły, włączając moją kuzynkę Olę, która próbowała go uwieść na grillu urodzinowym Robiego. Dzieciaki biegały, nie dało się nad nimi zapanować. Po torcie, który miał być po dwudziestej drugiej miały już iść spać. Wszystkie starsze dzieciaki dostały pokój wspólny. Moja mama zgłosiła się na ochotnika razem ze swoją siostrą do pilnowania pociech. Kiedy to dzieciaki udały się do swojego pokoju, poszłam z paroma gośćmi weselnymi zapalić na świeże powietrze. Zauważyłam dopiero teraz, że w sali obok też jest wesele. Wejście na tę drugą salę było trochę dalej. Kiedy goście zapuścili się ciut dalej w teren, to mogliby się wymieszać. Stałam z grupką ludzi pomiędzy dwoma salami weselnymi. Kiedy moi towarzysze skończyli palić, mnie ciekawość poniosła i poszłam do sali obok. Chciałam tylko zerknąć. Piękna para młoda zabawiała gości. Popatrzyłam i stwierdziłam, że nasza sala jest ładniejsza i mamy lepszą muzykę, bo tu grała orkiestra i okropnie kaleczyła wspaniały utwór muzyczny. Aż rozbolały mnie uszy. Odeszłam stamtąd. Zapaliłam jeszcze jednego papierosa. Kiedy miałam już wracać na nasze wesele, poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciłam się pewna, że to Wiktor. A tu niespodzianka. Oczy wyszły mi z orbit. Szok. Elias. Ubrany we wspaniały garnitur, pewnie szyty na miarę. Uśmiechał się do mnie łobuzersko.

"ZE STALI"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz