ROZDZIAŁ 7

65 5 0
                                    

Pracę skończyłam o czasie. Piątek to najgorszy dzień na trójmiejskich drogach. Korki, korki i jeszcze raz korki. Milion turystów nie pomaga w sprawnym poruszaniu się po mieście. Moi rodzice zabierają dziś Stasia na weekend do Łeby. Muszę go im dostarczyć na drugi koniec Gdańska. To wcale nie było łatwe. Mały tak się cieszył perspektywą łażenia po wydmach i kąpaniu się w morzu. Mimo że w Gdańsku mamy plażę i morze, to mój syn uparcie twierdzi, że to nie morze, ale zatoka. A w Łebie będzie nad otwartym morzem. Dla mnie woda, to woda. Ale mały się cieszy. No i super. Spędzi miły weekend w towarzystwie dziadków.

Wracając do domu zrobiłam zakupy. Miałam już gotowy plan na przyjście miłego chłopaczka. Przygotowałam na kolację kurczaka zapiekanego z ziemniaczkami, surówkę ze świeżych warzyw w delikatnym sosie ziołowym. Wino już się chłodziło, dwie butelki. Deser zrobiłam już wczoraj. Było to tiramisu, które uwielbiałam. Wszystko było już gotowe. Poza mną. Spojrzałam na zegarek. Była 17:30. Za pół godziny przyjdzie informatyk. Zdążę się wykąpać. Tak też zrobiłam. Zadzwonił telefon, akurat wtedy, kiedy już turban miałam na głowie i szlafrok na sobie. To była Ewela.

- No siema, siema rozpustnico - przywitała mnie. - I co gotowa na balangę??

- Ej, babo jedna nie mierz mnie swoją miarą. Nie jestem gotowa, bo dzwonisz i zawracasz mi dupę. Właśnie się wykąpałam – mówię do Eweliny, kiedy właśnie słyszę domofon. To pewnie informatyk, punktualnie o osiemnastej. - Poczekaj chwilę. - mówię do Eweli. - Wpuszczę tylko informatyka i już dalej gadamy - otworzyłam drzwi.

Przywitał mnie miły uśmiech.

- Witam- powiedział.- Ja do komputera.

- Tak, tak, proszę tędy- mówię i uświadamiam sobie, że jestem nie ubrana.

Tylko szlafrok i to nie taki aż do samej ziemi, ale krótki cienki, bo letni. No dobra, nie myślę o tym. Ze słuchawką przy uchu prowadzę gościa do sypialni gdzie stoi komputer. Zapytałam, czy nie chce czegoś do picia. Kiedy odmówił, zostawiłam go, by mógł spokojnie pracować.

- Okej- mówię do Eweli. - Już jestem. Przyszedł informatyk do mojego złomu.

- Czemu nie kupisz sobie lepszego sprzętu?

- Bo nie. Co mam na siebie włożyć? – pytam przyjaciółkę udając się do łazienki na piętrze, która przylega do mojej sypialni.

- Coś seksy. Może tę małą czarną mini?- proponuje

- Nie, jest za krótka, zbyt obcisła i ma za duży dekolt - poza tym, dodaję w myślach już się w nią nie mieszczę, bo dupa mi utyła.- Wymyśl coś innego - błagam.

- No dobra, to tę srebrną z koronkami i czarne szpilki, tak wiem, że ich nie znosisz, ale trzeba się poświęcić dla sprawy- mówi Ewela i chyba myślę, że ma rację.- Milka? Czy ty jesteś tego pewna, że to dobry pomysł? A jak okaże się jakiś zboczeńcem lub psychopatą zabójcą?- mówi zaniepokojona.

-Ewelina, już przemyślałam sprawę - mówiąc to wchodzę migiem do sypialni, w której pracuje informatyk. Znajduję srebrną kieckę, buty i szybko zabieram je do łazienki.- Nie martw się. Dam sobie radę z tym chłopakiem. Wcale nie jestem taka bezbronna, pamiętasz?- tu nawołuję do pewnej zabawnej historii, ale opowiem wam o niej kiedy indziej.

- Przekonujesz mnie czy siebie?- pyta, a ja zaskoczona sama nie wiem.

- Że też musisz znać mnie lepiej niż ja sama. To zrobimy tak. Jesteśmy umówieni na dwudziestą. Zadzwoń do mnie około kwadrans po dwudziestej, wtedy powinniśmy siedzieć przy kolacji. W razie jak coś będzie nie tak, to powiem "ojoj, co się stało?". Wtedy ty wykrzyczysz jakiś dramat do słuchawki, tak by było głośno słychać. Wtedy powiem, że musi już iść, bo przyjaciółka jest w potrzebie. Dobry plan??- mówię do Ewelinki.

- Nooo...- przeciąga. – Niech będzie. Będę chociaż trochę spokojniejsza.

- Wiesz, wcale bym się na to nie pisała, taka sterowana randka w ciemno i ewentualny happy end-em to nie jest w moim stylu. Ale miło będzie mieć męskie towarzystwo na moich zasadach, nie uważasz??- mówię głosem bardzo zdecydowanym.

- Okej, okej. Ale jak coś, to ja go sobie też zamówię- śmieje się do słuchawki. - Oczywiście, jeżeli będzie tak dobry w łóżku, jak mówiła Eliza.

- Jeżeli do tego dojdzie, to oczywiście albo zaprzeczę, albo potwierdzę - mówiąc to odkładam słuchawkę i uśmiecham się.

WTF? Czy rzeczywiście dopuszczam taki koniec tego wieczoru? Zadaję sobie to pytanie, w międzyczasie upinam włosy w luźny romantyczny warkocz, maluję się ciut bardziej niż zazwyczaj. Widząc efekt w lustrze jestem zadowolona. Wkładam pończochy samonośne, bo nienawidzę cholernych rajstop. Wymyślił je mężczyzna nienawidzący kobiet. Jestem tego pewna. Wkładam sukienkę potem szpilki. Jest w miarę porządnie. Dobrze się czuję. Fuckensik. Potrzebne mi duże lustro, by zobaczyć efekt końcowy w całości. No to idę do sypialni, gdzie takowe lustro wisi. Informatyk dalej pracuje, nie odrywa oczu od mojego komputera. Widzę się w lustrze i kurwa mać... jestem zadowolona, nawet bardzo. No dobrze mam jeszcze kilka minut do przybycia mojego gości. Odwracam się do informatyka i pytam:

- Czy niczego nie potrzebujesz? Jak idzie?

- Jest do uratowania - mówi i podnosi na mnie wzrok. Unosi brwi do góry i taksuje mnie od stóp do głów. Widzę na jego twarzy ... sama nie wiem, podziw? - Nic mi nie trzeba.

Chce powiedzieć coś jeszcze, kiedy słyszę dzwonek domofonu. Patrzę na zegarek, jest dopiero za piętnaście dwudziesta. Czyżby przyszedł za wcześnie, panikuję.

-Przepraszam, oczekuję gościa, daj znać jakbyś czegoś potrzebował- mówię i lecę otworzyć. Naciskam przycisk otwarcia drzwi domofonu. Po chwili słyszę dzwonek u drzwi.

- Uspokój się kretynko – mówię do siebie.- Dasz radę, nie denerwuj się- biorę głęboki oddech i otwieram drzwi.

"ZE STALI"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz