ROZDZIAŁ 1

207 7 0
                                    


Znowu budzą mnie demony przeszłości. A trochę ich było w moim trzydziestoczteroletnim życiu. Wracają co jakiś czas. Są bezwzględne, przebiegłe i uparte. Przychodzą we śnie. Może dlatego, że w realnym życiu, na jawie już dawno wyparłam je z pamięci. Człowiek po takich przejściach nie może rozpamiętywać ich w nieskończoność. I tak też zrobiłam. Żyję dalej. Żyję po swojemu. Jestem silniejsza. Jak to mawiają, co nas nie zabije, to nas wzmocni. No to chyba ja jestem już ze stali.

Obudziłam się zlana potem, niespokojna. Tym razem przyszedł do mnie osobiście. Ale jego twarz była rozmazana. Lecz wiedziałam, że to był on, mój mąż. Byliśmy razem tyle lat. Wszędzie poznałabym jego głos, jego twarz, sylwetkę, jego dotyk. Byłam szczęśliwa. Może nawet za bardzo. Czasem myślę, że wyczerpałam swój limit szczęścia w tym życiu. Ale zaraz potem przywołuję się do porządku. W końcu byłam kiedyś optymistką. I zamierzam znowu nią być. Milka rusz swój wielki tyłek i wstawaj - mówię do siebie.

No i wstaję jak co rano. Przyklejam uśmiech numer pięć i do boju.

- Mamo, mamo.... - słyszę, że mały mnie woła. – Wstałaś już?? - pyta.

- Tak, Dziubku, a co jest??

- Nic, tylko sprawdzam – woła.

Mówi tak codziennie. Sprawdza mnie. Wcześniej nie mogłam spać. Mały to widział. Kiedy wstawał, zastawał mnie w salonie przed telewizorem z kawą w ręku i pod kocem. Moja twarz zdradzała, że mam za sobą nieprzespaną noc. Moje oczy mówiły, że wylały tej nocy, jak i każdej poprzedniej morze łez. Ale ten etap mam za sobą. Sypiam całkiem dobrze, od jakiegoś roku. Już nie płaczę. Zakazałam sobie. Tęsknoty wyzbyć się nie da, ale radze sobie całkiem nieźle, zwarzywszy, że nie ma GO już od dwóch lat.

No ale nawet się nie przedstawiłam, jestem Emilia Bronen, mam trzydzieści cztery lata, mam synka siedmioletniego Stasia i mieszkam we wspaniałym mieście Gdańsk. Jestem właścicielką mieszkania dwupoziomowego w centrum i zarazem jestem związana z bankiem kilkudziesięcioletnim kredytem mieszkaniowym. No ale te informacje nic Wam nie powiedzą o mnie ciekawego. Moja praca też nie jest super wspaniała, ale daje mi satysfakcję i godne życie dla mnie i mojego syna.

A tak na marginesie, zabiłam swojego męża.

Czytając to, myślicie sobie... mąż ją zdradzał, a ona go otruła albo mąż ją bił i zabiła go w obronie własnej. A może za bardzo ją kochał i przytłaczał ją tym uczuciem i go przejechał samochodem... albo...albo...

Możecie tak zgadywać. A prawda jest smutna i niesprawiedliwa. Zawsze uważałam, że każdy otrzymuje to, na co zasłużył. Prędzej, czy później, ale tak będzie. Moja mama mawia, że każde wyrządzone przez nas zło, wraca do nas ze zdwojoną siła. Zastanawiałam się komu i ile tego zła wyrządziłam ja, skoro spotkało mnie takie nieszczęście. Długo zadawałam sobie to pytanie, potem zadawałam je Bogu. Niestety. Żadnej odpowiedzi nie dostałam. I chyba już nie dostanę. Niesprawiedliwość rządzi naszym światem. W tym świecie dominuje zasada silniejszego. On zawsze wygrywa, zawsze osiąga swój cel, zwycięża. Wtedy pomyślałam, że także muszę stać się silniejsza i stało się. Nadal miałam wewnętrzne rozterki, kompleksy. Dla świata stałam się silna. Zabiłam męża. Zabiłam miłość mojego życia.

Wystarczy już moich dramatów życiowych. Opowiem Wam o nich trochę później. W końcu nie chcę byś Ty, czytelniku nabawił się depresji już na wstępie mojej opowieści.

Muszę się przyznać, że uwielbiam dręczyć ludzi. Nawet mi za to płacą. Otóż pracuję w wielkiej międzynarodowej korporacji w dziale finansowym w windykacji. Uwielbiam tę pracę, lubię tłumaczyć ludziom, że trzeba spłacać swoje zobowiązania. Straszę ich komornikiem, sądem, dodatkowymi kosztami. Wtedy gram złego glinę. Patrzę, jak miękną pod ostrzałem moich argumentów i zapewnień, że będzie tak źle dla nich jak mówię. Widzę w ich oczach, że moje słowa docierają. Wyczuwam ich strach. Stają się wtedy potulni i skorzy do współpracy. Tu zaczyna się moja przemiana i gram już dobrego glinę, który za wszelką cenę chce pomóc im w tej beznadziejnej sytuacji. Jestem skuteczna. Dlatego szefowie mnie doceniają, a współpracownicy szanują i lubią. Jestem towarzyska i mam mnóstwo znajomych w firmie. To całkiem fajne miejsce pracy. Chociaż niektórzy z Was mają inne mniemanie o dużych korporacjach. Teraz już wiecie, że jestem spełniona zawodowo. Wiem, co myślicie. Kto normalny lubi się użerać z ludźmi zalegającymi z płatnościami? No właśnie. Ja nie jestem normalna. Nigdy nie byłam. Zawsze miałam tendencję do odchyleń – tak nazwałam moje dziwactwa. Ze wszystkim zawsze u mnie było na odwrót niż u innych osób. Przykłady? Proszę bardzo. Podczas chorób leki, które mi podawano, nie działały tak, jak tego po nich oczekiwali lekarze. Podczas zabiegów kosmetycznych bolało tam, gdzie nie powinno, a tam, gdzie powinno boleć, to nie bolało. Lekarze stwierdzili, że taka moja uroda. Tak, właśnie tak to nazwali. Tu, skończę ten wątek, podsumowując, że jestem inna.

"ZE STALI"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz