Rozdział 7

3.6K 99 6
                                    

Rozdział 7

Vittoria


- O matko jaka Ty piękna.

To pierwsze słowa jakie usłyszałam od matki Corrado. Zadziwiające, że kobieta nie czuję się zawstydzona czy skrępowana tym na czym nas przyłapała, tak jak ja, a wręcz przeciwnie uśmiecha się od ucha do ucha i patrzy na nas z szczęściem w oczach. Corrado nie jest podobny do niej ani trochę jedyne co po niej odziedziczył to kolor włosów, są tak samo ciemno-brązowe. Kobieta jest drobnej postury, ma błękitne oczy i okrągłą twarz. Na pierwszy rzut oka wydaje się miłą i uprzejmą osobą.

- No nie wieże, jak mój wnuk sprawił, że taka piękność go zechciała? Jak ty to zrobiłeś Corrado?

Zza pleców rodziców Corrado wyłania się starsza postać mężczyzny. To za pewnie jego dziadek. Kogo jeszcze dzisiaj poznam?

- Ojcze mógłbyś nie zawstydzać partnerki swojego wnuka i opanować swój entuzjazm. - odpowiada jak do tej pory milczący ojciec Corrado. Cholera on i Corrado to dwie krople wody praktycznie. Mają takie same rysy twarzy i posturę. Obydwoje są umięśnieni, lecz po jego ojcu widać już, że wiek zrobił z nim swoje. Na jego twarzy można zauważyć delikatne zmarszczki i pojedyncze siwe włosy wśród ich głębokiej czerni. Jego oczy są jasno-brązowe, jedyną wspólną cechą jakie Corrado po rodzicach odziedziczył to oczy ma takie jak u swojej matki i ojca. Resztę ewidentnie prócz włosów ma po ojcu.

Stoję blisko Corrado i czekam na rozwój sytuacji, jestem maksymalnie zestresowana co wyczuwa Corrado bo łapię mnie w pasie i delikatnie w uspokajający sposób masuję moją talię. To miłe z jego strony, stara się.

- Boże ale wy będziecie mieć piękne dzieci. Myśleliście już nad tym gdzie wybudujecie swój nowy dom. Kiedy ślub i najważniejsze kiedy jedziemy po suknie trzeba załatwić sale, orkiestrę, kwiaciarnie i skontaktować się z księdzem.

Jakie dzieci? Jaki ślub, i jaki dom do cholery no!? Chyba zaraz zejdę na zawał. Mama Corrado chce dalej kontynuować swoją wypowiedz, ale na szczęście przerywa jej Corrado. Spadłeś mi teraz z nieba, albo raczej zszedłeś z piekła.

- Mamo doceniam, że chcesz dla nas jak najlepiej, ale nie wszystko od razu proszę Cię, bo mi ją wystraszysz. - ostatnie słowa Corrado szepcze, chyba miałam ich nie słyszeć, ale usłyszałam i faktycznie jestem przerażona jej słowami, co na pewno pokazuję mój wyraz twarzy.

- Matko kochanie faktycznie wybacz, po prostu się ekscytuję tym, że Corrado wreszcie ma przy sobie kogoś ważniejszego niż praca. - mówi zatroskanie jego mama. - Mów mi Laura kochanie, albo mamo jak wolisz. - zaraz po słowach jego mamy zostaję porwana w jej ramiona. Nie ufnie odwzajemniam uścisk jego mamy i delikatnie uśmiecham, ma kobieta charakterek, w przeciągu kilku minut powiedziała więcej niż wszyscy razem wzięci w tym pokoju, chyba się polubimy.

- Nic się nie stało. Miło mi Panią poznać. - odpowiadam gdy kobieta mnie puszcza i uśmiecham się delikatnie.

- Dobra mam już już oddaj mi ją. - mówi Corrado, jest nawet słodki jak chce.

- Aj daj spokój ty się nią jeszcze nacieszysz całe życie, a ja nie wiem ile mi zostało daj spokój synku.

Na wspomnienie słowa synku przygryzam delikatnie wargę z rozbawienia, Corrado to zauważa i od razu mrozi mnie wzrokiem na co ja jeszcze bardziej próbuję się powstrzymać od uśmiechu.

- No dobra koniec tych przywitań z Laurą chodź do dziadka się przytul ptaszynko. - mówi po czym dodaje. - Corrado ty też wieki cię nie widziałem pracoholiku.

CORRADOOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz