Viv
O matko.
Przez dłuższy czas byłam zła na Lokiego, że w czasie nadchodzącej wojny zabrał dzieci ze sobą, tylko po to, by zapytać, co u mnie? Długo też zastanawiałam się nad tym, czy faktycznie dobrze zrobiłam, że nie pomogłam Avengers bardziej, aniżeli tylko zdalnie nadzorując lub dostarczając coś, co być może im się przyda. Jednak dopiero teraz zobaczyłam, że Loki, choć naprawdę się starał i myślał, że zna Midgard, tak naprawdę nie miał pojęcia o życiu w tak wielkim mieście, jakim jest Nowy York.
Nowe auto odebraliśmy już wcześniej. I pomimo kilkunastu przecznic, jakie dzieliło nas od Wieży Starka, bliźniaki poprosiły nas, by tym razem przejechać się metrem. A, że zrobiły to naprawdę ładnie i grzecznie, postanowiliśmy spełnić ich prośbę.
Spod mieszkania mieliśmy raptem siedem przystanków metra do stacji obok Stark Tower i choć dzieciakom podróż bardzo się podobała, to zdecydowanie nie miały jeszcze pojęcia o tym, co jest bezpieczne, a co nie. Loki tak samo. Przez to musiałam się bardzo skupić, by nikomu nic się nie stało, nawet podczas zwykłego przemarszu na stację. I nie dziwiłam się, że Jannet miała taki kłopot z upilnowaniem bliźniaków. Narvi uznał, że spacer wzdłuż krańca peronu będzie idealnym pomysłem w tej samej chwili, w której Helga pobiegła zapytać jakiegoś mężczyznę, dlaczego jego broń wystająca zza paska jest taka mała? W końcu w internecie widziała większe.
Na szczęście koniec końców udało nam się bezpiecznie dotrzeć pod gmach Avengers Tower. Gdy tylko weszliśmy do środka, odetchnęłam z ulgą. Choć na parterze wciąż znajdowała się recepcja, przez co po korytarzach krzątało się wiele osób, ich ilość nadal była niczym w porównaniu z nowojorskim centrum. Już bez problemów dostaliśmy się do windy.
- Witaj, J.A.R.V.I.S. Na górę, poproszę - powiedziałam, gdy drzwi powoli zamykały się.
- Oczywiście, Viv. Swoją drogą, jestem Friday, nowy system operacyjny Tonego, Mimo cię poznać - zmarszczyłam brwi, słysząc modulowany, ale kobiecy głos, w którym na mój gust było zdecydowanie za dużo emocji.
Rozumiałam, że bez Pepper Tony potrzebował obecności jakiejś kobiety, ale zamiana J.A.R.V.I.S.a na zbyt ludzko brzmiącą Friday wydawała mi się już objawem jakiegoś zaburzenia na tle emocjonalnym.
- Ale to co się stało z J.A.R.V.I.S.em?- zapytał Narvi, patrząc w górę na głośniki.
- Jego matryca została dopracowana i wgrana w bioniczne ciało. Pod pewnym względem, J.A.R.V.I.S.em jest teraz Vision - wyjaśnił program.
- Vision?- dopytała Hel.
- Zaraz go poznacie - z chwilą kończenia przez SI wypowiedzi, winda zatrzymała się, a później jej drzwi otworzyły się, zatapiając wnętrze słoneczną łuną.
Salon nie zmienił się na przestrzeni tych trzech dni, w trakcie których po raz ostatni byłam w wieży. Mimo to, dopiero teraz poczułam się tu jak w domu.
- Wujek Tony!- krzyknęła Hel, gdy tylko zobaczyła bruneta czekającego na nas w salonie, po czym pobiegła w jego kierunku, bez pardonu rzucając mu się w ramiona.
Miliarder zdawał się cieszyć na widok dziecka tak samo, jak Hel na widok jego. Z łatwością podniósł moją córkę nad ziemię, mocno przytulając ją do siebie i głaszcząc po włosach.
- Aaa, kogo to ja widzę!?- ciszę przeciął też rozbawiony głos Thora, który zjawił się w naszym polu widzenia zaraz po Tonym.- Toż to najsilniejszy i najdzielniejszy z rodu!- dodał, idąc z otwartymi ramionami w kierunku Narviego.
- Wujek Thor!- Narvi również nie zamierzał kryć radości.
Z tym, że w jego przypadku Thor po prostu obniżył nieco ręce, ustawiając otwarte dłonie przed sobą, tak, że Narvi tuż po zatrzymaniu się przed rosłym blondynem, kilkukrotnie uderzył w jego dłonie, jakby byli podczas treningu.
CZYTASZ
Bóg w dolinie gniewu || Zakończone
FanfictionCudowna rodzina, kochający mąż, sukcesy w pracy. Kto nie marzy o takim życiu? Vivece nawet się to nie śniło. A teraz, gdy to wszystko ma, docenia każdą chwilę spędzoną w towarzystwie Narviego, Hel, Lokiego i reszty gromadki. Żyje jak w bajce. Jednak...