Dotarłem do Central Parku bez większych przeszkód. I gdy już myślałem, że to koniec moich problemów, to już po chwili zrozumiałem, że nawet sam ten park był cholernie ogromny. A przez zaklęcie maskujące nie mogłem choćby namierzyć Viv po samej jej energii, więc straciłem kolejne minuty na bezsensownych poszukiwaniach dziewczyny. Kierując się więc prozaicznymi poszlakami, poszedłem w przeciwległym kierunku do uciekającego tłumu. Ignorując coraz bardziej napierającą na mój umysł destrukcyjną właściwość zaklęcia, skanowałem otoczenie czujnym wzrokiem, mając nadzieję, że szybko dotrę do celu.
I w końcu udało mi się.
Kilkanaście metrów przed blondynem zauważyłem kilku rozsianych śmiertelników, którzy wyposażeni w różne rodzaje broni zdawali się patrolować teren.
Nie wierzyłem, by Chris zdradził swoje położenie celowo, nie w takim miejscu. Stał na środku pola piknikowego, otoczony zielenią traw, kwietnikami, nieopodal był jakiś mostek umożliwiający przejście na drugą stronę jakiegoś małego jeziora, a pozostawione gdzieniegdzie koce, piłki czy inne kosze tylko uwydatniały absurd tej scenerii.
Naprawdę niemożliwe, by to tu Chris chciał zwabić Viv. Bo i po co? Takie położenie nie miało absolutnie żadnych walorów defensywnych czy ofensywnych.
W dodatku sam mężczyzna wyglądał na... złamanego. Chyba inaczej nie mogłem sobie tego wytłumaczyć. Kolor jego skóry nie różnił się od bladoszaro-żółtego mułu, na twarzy miał zaschnięte ślady krwi, a ubranie poszarpane, zupełnie, jakby faktycznie pojawił się na Ziemi przypadkowo, podczas kolejnej ucieczki. Co mogło oznaczać, że Asgard wciąż go ścigał. Albo, że Surt popełnił te same błędy, co jego poprzecznicy, przez co nie zdołał zabić blondyna, a co najwyżej go uszkodzić.
Mimo wszystko, jednak udało mu się w jakikolwiek sposób skrępować Viv. A może raczej nie mu, a Anthonemu schowanemu za maską skafandra, który utrzymywał wyraźnie poturbowaną dziewczynę na kolanach przed blondynem.
Przez chwilę moje serce zabiło szybciej, co udało mi się zniwelować, nie tylko magią, ale i samą myślą, że sama była sobie winna. Że gdyby nie była tak głupio uparta i jednak posłuchała mnie, nic by się jej nie stało.
- Nie miałaś prawa go zabijać!- grzmiał stojący nad Viv blondyn.
Więc widząc, że ten był zajęty słowotokiem superzłoczyńcy, powoli podszedłem w jego kierunku, wciąż upewniając się, że ten mnie nie wyczuje. Byłem coraz bardziej osłabiony zaklęciem maskującym, a uczucie kłucia w kark przerodziło się w świdrujący ból przejmujący coraz większy stopień mojej uwagi, co oznaczało mniej więcej tyle, że faktycznie kończył się czas, w którym byłem w stanie utrzymać energię na odpowiednim poziomie.
- Mogę powiedzieć przepraszam, jeśli poprawi ci to humor - ironiczny komentarz dziewczyny sprowokował blondyna do kopnięcia jej prosto w brzuch, przez który Viv skuliła się, zaczynając kaszleć.
Miałem tylko nadzieję, że następnym razem bogini jednak schowa ego i ugryzie się w język, bo takie gwałtowne ruchy przeciwnika tylko utrudniały mi zadanie.
- Całe swoje życie marzyłem o chwili, w której pozbawię Hadesa życia. Chciałem, by cierpiał. A ty mi to odebrałaś. Co ty sobie myślałaś? Czy jak zwykle twoje kapryśne szczeniactwo dało górę? - syczał wciąż nabuzowany Chris.
Gdy Viv próbowała podnieść wzrok z ziemi, stojący za nią Tony tylko docisnął dłoń, którą trzymał ją za kark, bardziej pochylając dziewczynę do przodu. Gdy zakaszlała, na jej brodzie zobaczyłem kropelki krwi.
- Nie możesz choć raz zrobić tego, co do ciebie należy dobrze? Musisz być we wszystkim tak paskudnie beznadziejna?
Gdy oni prowadzili między sobą miłą konwersację, mi udało się namierzyć monolit. Blondyn oczywiście miał go przy sobie, tym razem jednak, zamiast schowany w kieszeni, był zawieszony na jego szyi. To sprawiało, że zabranie mu artefaktu było odrobinę trudniejsze, bo większość opcji zabrania mu go wiązało się z powodowaniem odruchów czuciowych, których nie mogłem maskować. A ludzka skóra była szczególnie podatna na takie bodźce. Dlatego musiałem być naprawdę delikatny, jeśli chciałem niepostrzeżenie okraść Chrisa.
CZYTASZ
Bóg w dolinie gniewu || Zakończone
FanfictionCudowna rodzina, kochający mąż, sukcesy w pracy. Kto nie marzy o takim życiu? Vivece nawet się to nie śniło. A teraz, gdy to wszystko ma, docenia każdą chwilę spędzoną w towarzystwie Narviego, Hel, Lokiego i reszty gromadki. Żyje jak w bajce. Jednak...