Rozdział 6

268 33 2
                                    

Gdy tylko Loki wszedł do pokoju, od razu wstałam, by z ulgą rzucić mu się w ramiona. Zatrzymałam się jednak w pół kroku, widząc, w jakim był stanie.

Jego włosy były pozlepiane i skołtunione, twarz miał obryzganą krwią i błotem, podobnie jak mundur, który na dodatek był nadpalony w wielu miejscach. Z jego miecza wciąż skapywała czarna posoka, mimo to, Psotnik nie zachowywał się, jakby coś mu dolegało. Wręcz przeciwnie, trzasnął drzwiami, jakby wciąż był w pełni sił.

- Matko, Loki, co ci się stało?- zapytałam zmartwiona.

Ten, spojrzał na mnie z żądzą mordu w oczach, co przy smugach krwi brudzących jego twarz dawało naprawdę mroczny efekt.

- Chyba za dobrze traktujemy podwładnych - warknął, bez przeszkód wbijając miecz w podłogę, po czym gwałtownymi, mocnymi ruchami zaczął rozpinać pas, który chwilę później rzucił na ziemię.- Gdzie jest Hel?- dodał z tą samą wściekłością, podpierając ręce po bokach. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała w szybkim tempie.

- W swoim pokoju. Albo śpi, albo wciąż rozmawia z Hadesem.

- Tym razem to już mocno przesadziła. Nie odpuszczę jej - kontynuował, omiatając pokój mocnym spojrzeniem. Po chwili prychnął z dezaprobatą, jakby odpowiadał na własne myśli.

- Wiem, mówiła - wyznałam, powoli, nieco ostrożnie podchodząc do mężczyzny.

- Tak? A mówiła ci, że o mało mnie przez nią nie zabili?- zapytał ze złością.

- To już chyba bardziej zasługa żołnierzy, którzy do tego dopuścili?- podsunęłam, stając na przeciwko Lokiego.

- Tak, tym też trzeba się zająć - przyznał, po chwili spuszczając wzrok i wysuwając żuchwę do przodu.

Widząc go, tak zdenerwowanego i żądnego krwi, pokręciłam z rozbawieniem głową. Nic się nie zmienił przez te lata.

- Pokaż mi się - szepnęłam, wyciągając dłonie w kierunku twarzy Psotnika. Ten spojrzał na mnie z zapytaniem w oczach, w końcu wzdychając lekko i pozwalając mi się dotknąć. Delikatnie chwyciłam twarz zielonookiego, pobieżnie jej się przyglądając.- Nic ci nie jest?

- Nie, bez przesady. To nie moja krew - mruknął.

- Widzę, że dobry humor cię nie opuszcza?

- Ta, jestem wręcz kurewsko zadowolony - odparł, wprawiając mnie w lekkie osłupienie.

- No, no, no, proszę pana, od kiedy to pan tak brzydko mówi?- zaśmiałam się.

- Nie przesadzaj - warknął, gwałtownym gestem odwracając głowę i cofając się o pół kroku.

- No dobrze, już, spokojnie. Przepraszam - ciągnęłam z lekkim uśmiechem, niezrażona nagłą zmianą humoru Lokiego.- Jak rozumiem, sprawa została rozwiązana?- dodałam, układając dłonie na jego ramionach. Psotnik, jakby odruchowo, chwycił moje biodra, jego mina jednak nie uległa zmianie. Wręcz przeciwnie, w oczach znów pojawił się ten niebezpieczny, ale niesamowicie pociągający błysk.

- Niestety, ta akcja przerodziła się w kolejny bunt. Oddziały wciąż tam walczą, ja po prostu już miałem dość tej hołoty. Poza tym, to oni są od pacyfikowania. U mnie to była sprawa osobista, którą załatwiłem. Reszta to ich działka.

- Mam nadzieję, że nie zabiłeś wszystkich Synelifthi?

- Chyba powinienem. Nie są aż tak potrzebni czy niezastąpieni, a przysparzają więcej kłopotów, niż pożytku.

- Loki.

- Nie zaprzeczysz.

- Nie zaprzeczę - potwierdziłam z lekkim uśmiechem.- Ale są naszymi podwładnymi. Nie możesz skazać całej rasy na zagładę tylko dlatego, bo ich nie lubisz.

Bóg w dolinie gniewu || ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz