Rozdział 65

120 14 3
                                    

Gdy w sypialni zawitały pierwsze promienie słońca, zrozumiałem, że nawet na chwilę nie zmrużyłem oka, po prostu leżąc w łóżku z Viv u boku. Mimo to, i tak byłem dużo spokojniejszy niż w królestwie. Głównie za sprawą medytacji i opanowania, które bogini odzyskała po prostu spędzając czas z przyjaciółmi. Nawet udało jej się przespać prawie całą noc. Wybudziła się raptem dwa razy, ale wydawało mi się, że samo otoczenie tak znanego jej pokoju z Avengers Tower było w stanie ją wyciszyć. 

Dlatego, gdy jakiś czas później Viv w końcu naprawdę obudziła się, dziwnie łatwo było mi odwzajemnić jej uśmiech.

- Dzień dobry - mruknęła, po chwili przeciągając się i odwracając twarzą do mnie.

- Mmm, ktoś tu ma dobry humor?- odparłem z jeszcze szerszym uśmiechem.

A Viv, zamiast odpowiedzieć, przytuliła się do mojego boku, biorąc głęboki, spokojny wdech. Tak, zdecydowanie miała dobry humor.

Zaśmiałem się pod nosem, obejmując jej ramiona i całując czubek głowy.

- Obudziliście się w najlepszym momencie.

Mimowolnie warknąłem, słysząc głos SI przerywającą nasz odpoczynek. Już nie pamiętam, kiedy miałem okazję do tak bezproblemowego poleżenia z Viv w łóżku, po prostu ciesząc się jej obecnością i przytomnością, a ten głupi system jak zwykle musiał wszystko psuć. Czy Stark robił to specjalnie? Celowo programował swoje psy tak, by przeszkadzały nam w najlepszych momentach?

- Na co?- Viv jednak brzmiała równie łagodnie, co przed komentarzem Friday.

- Wanda zaprasza na śniadanie. Jeśli macie ochotę, czekają na was w jadalni.

Choć system skończył swoją odpowiedź, i tak wciąż wpatrywałem się sufit, naprawdę żałując, że programu nie da się zastraszyć. 

- Zawsze to jakiś powód, by wstać - mruknęła dziewczyna, podnosząc się do siadu.

- A ja nie jestem wystarczającym powodem, by zostać?- zapytałem bardziej podchwytliwym tonem, niż powinienem. Mimo to, Viv prychnęła rozbawiona, patrząc na mnie przez ramię. 

- Też - przyznała tylko i wbrew swojemu komentarzowi, wstała z łóżka, idąc do łazienki. 

Więc znów zostałem całkiem sam, notując w pamięci, by kazać Starkowi zmienić parametry tego swojego programu. Cokolwiek, byle tylko system miał lepsze wyczucie czasu.

~*~

Śniadanie przebiegło bohaterom w dokładnie takiej samej atmosferze, jaką zapamiętałem z czasów swojego pobytu w wieży i ich odwiedzin w Asgardzie. Rzucając między sobą niewybrednymi komentarzami, żartowali przy wspólnym stole, jednocześnie zachowując zaskakująco wysoką kulturę jedzenia. Przynajmniej jak na śmiertelników. Do pałacu i tak bym ich nie wpuścił.

Tym bardziej, że w tym całym zgiełku najwidoczniej zapomnieli, o czym raptem poprzedniego wieczora mówiła Viv. Oczywiście, bogini było to bardzo na rękę, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo cały czas była wyjątkowo rozbawiona. 

Mi jednak nie umknął fakt, że za swoje śniadanie uznała szklankę wody. I to też nie całą. 

Postanowiłem jednak nie komentować tego przy jej przyjaciołach. Pozwoliłem wszystkim zakończyć radosne posiedzenie i wrócić do swoich zajęć, zostając przy stole sam na sam z dziewczyną. I gdy ta już miała odsunąć się od niego, znacząco chrząknąłem, zwracając na siebie uwagę bogini. W jej oczach błysnęła powaga.

- Nic nie zjadłaś - zauważyłem.

- Ty też - odpowiedziała, a jej spojrzenie oddawało całą burzę w jej duszy. 

Bóg w dolinie gniewu || ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz