Rozdział 5

260 36 1
                                    

Po raz kolejny przesunąłem szmatką po ostrzu, by w końcu skontrolować jego połysk w blasku ognia. Dostrzegając jeszcze jedną smugę, która jakimś cudem ukrywał się przed moją dłonią, znów zamoczyłem materiał w misie z wodą destylowaną.

- Więc książę Matu wciąż tkwi w lochach?

Zerknąłem na Viv, która siedząc przy toaletce, rozczesywała sięgające bioder włosy.

- Tak - potwierdziłem, wzdychając lekko. Kończąc przecieranie miecza, kątem oka dostrzegłem, jak Viv odwraca się w moją stronę.

Udając, że nie wiem, o co jej chodzi, wsunąłem ostrze do pochwy i położyłem je obok siebie.

- No co?- mruknąłem, w końcu patrząc na nieco rozbawioną dziewczynę.

- Nic, tylko...- zawiesiła głos, odkładając szczotkę.- Nie jestem pewna, czy to odpowiednie miejsce dla nastolatka.

- Włamał się do naszej krainy.

- Ale wydaje mi się, że już zrozumiał swój błąd.

- Jeszcze wczoraj nie interesowało cię, jaki czeka go los.

- Spadaj, byłam śpiąca - zaśmiałem się lekko, słysząc tę wymówkę. Nie komentując jej jednak, chwyciłem za kolejny miecz, wyciągając go z pokrowca i odkładając obok siebie. Mocząc szmatkę w wodzie, powoli zacząłem wycierać każdy element tworzywa zabezpieczającego ostrze.

- Poza tym..- kontynuowała, spryskując włosy jakąś substancją -..to chyba nie ty podjąłeś decyzje co do jego najbliższej przyszłości.

- Nie jest moim synem.

- Ale jest w twoim królestwie - uśmiechnąłem się pod nosem, gdy Viv użyła tego argumentu. 

- Czy ty coś insynuujesz?

- Ależ skąd - zaprzeczyła dziewczyna, a gdy zerknąłem w jej kierunku, zobaczyłem iskry rozbawienia w jej oczach.

- Pozwoliłem zadecydować księciu Mamela, bo chodziło o jego poddanych - wyjaśniłem, uprzednio wzdychając.- Sam również chciałbym mieć wybór w takiej sytuacji. Poza tym, nie musimy od razu zawiązywać przymierza między naszymi krainami, ale przychylność innych władców zazwyczaj się przydaje.

- W to nie wątpię. Ale władcy się zmieniają. Przychylność jednego już masz. A co z jego następcą?- zapytała.

Zaprzestając czyszczeniu, z uniesioną brwią i rozbawieniem wypisanym na twarzy spojrzałem na Viv, po chwili wracając do przecierania czarnego pokrowca, tym razem na sucho.

- Co masz na myśli?

Viv wzruszyła ramionami.

- Matu musi czuć się koszmarnie. Jest w obcym królestwie, które wcześniej napadł, a teraz myśli, że odwrócił się od niego nawet własny ojciec. Do tego, nie wie, ile czasu spędzi w lochach - podsumowała.

- I..?- mruknąłem.

- Może powinieneś do niego zejść? Dać mu wsparcie i zrozumienie, którego teraz potrzebuje? W ten sposób zyskasz przychylność także przyszłego pokolenia władców.

- Mhm, może jeszcze zaproszę go do stołu?

- Tak, to dobry pomysł. Powinien zjeść z nami obiad.

- Viv, to ma być kara. Nie nagroda.

- Kochanie - ponownie uśmiechnąłem się, słysząc ton Viv.

- Tak, wiem, to dobry moment na manipulacje z naszej strony.

Bóg w dolinie gniewu || ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz