Rozdział 61

111 13 5
                                    

Loki

Byłem wściekły na siebie. Viv miała rację, nie powinienem zachodzić jej od tyłu. I fakt, że naprawdę połamała mi rękę był tylko i wyłącznie moją winą. Mimo to, widziałem w jej oczach, że obwiniała za to siebie. Więc znów, zamiast jej pomóc wyjść z emocjonalnego dołka, sam ją do niego wepchnąłem.

Chciałem ją za to przeprosić, ale jak się okazało, nie znalazłem jej w sypialni.

Więc idąc za poleceniem straży pałacowej, w końcu otworzyłem drzwi od gabinetu.

Panujący w nim mrok uświadomił mnie, że nie mogło być w nim dziewczyny, przecież dalej bała się ciemności.

Dlatego widząc siedzącą na kanapie przed kominkiem postać, zachowałem się szczególnie zachowawczo. Nie mogłem od razu zidentyfikować nowego przybysza, więc zapaliłem światło, by zwrócić na siebie uwagę obcego.

I gdy tajemnicza postać w końcu odwróciła się ku mnie, nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Na kanapie faktycznie siedziała Viv. Ale widząc ją w krótkich blond włosach, nie wiedziałem, co powiedzieć?

- Chyba ci się nie podoba, co?- mruknęła bogini nieco rozbawionym głosem, jasno dając mi do zrozumienia, że zbyt długo milczałem.

- Nie tak, że mi się nie podoba - odparłem, wciąż będąc w szoku.- Po prostu mocno mnie zaskoczyłaś - dodałem, w końcu zdobywając się na uśmiech i ruszając w kierunku dziewczyny.- Bo już pomijając kolor... Hodowałaś włosy wiele wiele lat. Nie było ci szkoda?

Usiadłem obok niej, mimowolnie przeciągając dłonią po jej odsłoniętym karku. Bo fakt, Viv pasowała nowa fryzura. Już teraz udało mi się zauważyć, jak zniewalająco wyglądały je ramiona i obojczyki, gdy nie były przytłoczone kaskadą fioletowych włosów. Ale poprzednia fryzura również mi odpowiadała. Viv miała włosy do pasa i nie ukrywałem, że niezwykle mnie to pociągało, szczególnie, gdy włosy były jedynym, co zakrywało jej ciało. A teraz... miała fryzurę krótszą ode mnie. Jakoś nie mogłem się z tym pogodzić.

Bogini jednak odpowiedziała na moje pytanie zwykłym wzruszeniem ramion, jakby było jej to obojętne.

- Krótkie łatwiej układać - stwierdziła z uśmiechem.

Wciąż przyglądałem się jej sceptycznie. Bo moja Viv chyba naprawdę nigdy nie ścięłaby włosów. O farbowaniu ich, i to na blond, nie wspominając.

- Wzięłaś z rana tabletki?- zapytałem, znosząc niezadowolony wzrok dziewczyny. Bo od razu zrozumiała, co miałem na myśli.

- Tak, byłam świadoma podejmując tę decyzję - tym razem to ona spojrzała na mnie z powątpiewaniem.- Czy kiedy ścinałam włosy przed tym durnym porwaniem, też uważałeś to za przejaw psychicznej ułomności?

- Nie, ale...- tłumaczyłem.

- Więc dlaczego uważasz tak teraz?

Westchnąłem lekko. Bo miała rację. To było jej ciało i choć mi się wydawało, że nigdy by czegoś takiego nie zrobiła, to wciąż miała prawo zmienić zdanie i właśnie to zrobić. I nie musiało to oznaczać nic złego.

- Fakt - przyznałem, po czym przeczesałem jej włosy palcami, lekko odgarniając grzywkę zasłaniającą jej oczy.- Dobry wybór, swoją drogą. Pasuje ci ten kolor - dodałem, by się jakoś zrehabilitować.

- Wiem. Za czasów bycia agentką wielokrotnie byłam blondynką - przypomniała Viv, na co się jedynie uśmiechnąłem.

Naprawdę już zapomniałem, że jako szpieg Viv nabywała różne umiejętności, ale i różne wizerunki.

Bóg w dolinie gniewu || ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz