~~ rok później ~~
Hekate
Wzdychając nad kolejnym wyrokiem egzekucyjnym, spojrzałam na stertę zaległych rozkazów do wykonania. Ostatnio coraz trudniej przychodziło mi skupianie się na pracy, ale nie mogłam liczyć na odpoczynek. Zbyt dużo działo się w królestwie, bym mogła choćby prosić o dzień wolny.
Odkąd w naszym gronie zabrakło Viv, lud Podziemia zaczął otwarcie buntować się przeciwko władzy Lokiego. I choć te bunty przerodziły się w prawdziwą wojnę domową, to właśnie nasz król położył kres tym walkom, niestety, wybierając przy tym najkrwawsze i najbrutalniejsze z rozwiązań. Uśmiercał każdego, kto stanął na jego drodze. Nie pytał, nie ostrzegał, po prostu mordował z zimną krwią, gołymi rękoma, czym paradoksalnie w końcu zyskał szacunek kluczowych mieszkańców Erebos. Czy raczej, nikt już nawet nie śmiał kwestionować jego panowania, bo wiązało się to z niezwykle bolesnym przesłuchaniem, a potem powolną śmiercią.
Jak w przypadku siedemnastu innych istot, których wyroki musiałam dziś zakatalogować. A i tak była to najmniejsza liczba skazanych od kilkudziesięciu cykli.
Surt tłumaczył zachowanie Lokiego jako odpowiedź na traumatyczne doświadczenia, których ten doświadczył. I choć próbowałam tak na to patrzeć, wciąż trudno było mi akceptować niektóre wybory króla.
- Brakuje cię tu - mruknęłam w przestrzeń, wiedząc, że zachowuję się irracjonalnie. Ale nie potrafiłam przestać rzucać Viv takich krótkich komentarzy, jakbym wciąż dzieliła się z nią przeżyciami z każdego dnia.
Klasycznie nie uzyskując żadnej odpowiedzi, uśmiechnęłam się do siebie, jedynie wspominając głos Viv.
I choć wiedziałam, że to, co się stało, było tragiczne, to jakoś nie mogłam wyzbyć się wrażenia, że właśnie tak miało być. Że tak było najlepiej, bo Viv przekroczyła moment, w którym jeszcze zdołałaby naprawić swoje życie. I choć jej strata bolała, wierzyłam, że mimo wszystko, w końcu zaznała spokoju, którego już nie zaznałaby za życia.
Dlatego wciąż o niej myślałam. Nawet moje serce na moment przyspieszyło, gdy usłyszałam szczęk otwieranych drzwi. Niestety, równie szybko nieprzyjemnie zakuło, rozumiejąc, że do środka nie może wejść ta, którą tak bardzo chciałoby zobaczyć.
Mimo to, udało mi się utrzymać uśmiech, bo do gabinetu wszedł Surt, nieco smętnym, nieco zmęczonym krokiem. Westchnął przeciągle, siadając na swoim fotelu, po chwili palcami przeczesując wpadające mu do oczu włosy.
- I jak poszło?- zagadnęłam, przyglądając się jego twarzy.
Mężczyzna przez chwilę po prostu wpatrywał się w bliżej nieokreśloną przestrzeń, później wzruszając ramionami.
- Dobrze - przyznał, patrząc w moje oczy.- Przynajmniej tak dobrze, jak dobrze mogła pójść publiczna egzekucja siedemnastu istnień.
- Czyli jeszcze z nim nie rozmawiałeś?- upewniłam się łagodnym głosem, na co Surt podrapał się w kark.
- Jakoś nie mogłem go złapać - odparł w końcu, wstając i podchodząc w moim kierunku. Po chwili poczułam jego dłonie otaczające moje barki, zaczynając je lekko masować.
Jak zawsze, gdy coś go martwiło.
Sama nigdy nie powiązałabym tego dotyku z potrzebą wsparcia, to Viv dopiero mnie uświadomiła o tej interpretacji. I koniec końców, miała rację. Kiedyś nawet mnie to dziwiło, teraz kompletnie to rozumiałam. Dawał innym to, co sam kojarzył ze spokojem i przyjemnością.
CZYTASZ
Bóg w dolinie gniewu || Zakończone
FanfictionCudowna rodzina, kochający mąż, sukcesy w pracy. Kto nie marzy o takim życiu? Vivece nawet się to nie śniło. A teraz, gdy to wszystko ma, docenia każdą chwilę spędzoną w towarzystwie Narviego, Hel, Lokiego i reszty gromadki. Żyje jak w bajce. Jednak...