Rozdział #20

15 2 0
                                    

Krótki rozdział ale następny postaram sie napisać dłuższy!

Takie sprostowanie od autorki; w tej książce traktuje Yodę jak takiego Boga. To znaczy on już też nie żyje ale ma wpływ na to co się dzieje. Chyba dobrze wyjaśniłam swoje przemyślenia,miłego czytania.

*Mistrz Yoda*
Dużo wydarzyło się przez ten czas cały. Luferek żyje nie. Dusza jego się po mieście błąka. Osoby,które przeżyły apokalipsę tę całą dobrze się mają. Choć wiem ja co ich dręczy,ułoży się lecz czasu wymagać będzie to. Ja mocy nie mam takiej by im pomóc oni muszą sami radzić sobie.

*Kilka tygodni później*
Miasto powli wracało do żywych. Szyby budynków zostały naprawione,produkcja żywności oraz działalność sklepów także. Zaczęto remontować szkody wyrządzone przez... No właśnie przez co? Gdy Postirol uleczył ludzi,którzy byli zombie oni nic nie pamiętali. A to dlatego,że kazano Tolmajowi do antidotum wrzucić coś co pozwoli wszystkim którzy zamienili się w zombie zapomnieć te straszne przeżycia. Pamiętał co się stało tylko Legion cienia i białe wilki. Ludzie myśleli,że po prostu przeszła jakaś katastrofa klimatyczna która wyrządziła w mieście takie wielkie zniszczenia.
Byli tacy co zastanawiali się co robili w lesie skoro to nie sezon grzybowy. Dalej nie wiedzą ale nie przejmują się tym. Żyją dalej. A nasi wrogowie? Cóż podobno córka Postirola idzie dziś na jakąś randkę. Jakiś kolega zaprosił ją do parku na piknik.
Ans i Jarma oraz Ola mają się dobrze. Udało im się wyremontować trochę dom i mieszkają razem. Smolax próbuje szukać szczęścia w miłości. Na razie marnie mu to idzie. Może dlatego,że nie ma obok ojca.

*Natella*
Dzisiaj po południu miałam się spotkać z moim nowym kolegą,który dopiero co się wprowadził do tego miasta. Na imię miał Leon. Moja przyjaciółka Nina mówiła,że chyba wpadłam mu w oko,bo po spotkaniu z nim po raz pierwszy zaprosił mnie na piknik w parku. Trzeba było znaleźć jakieś ładne ubrania w szafie. W końcu była wiosna i było całkiem ciepło na zewnątrz. Może dlatego,że pogoda dopisywała udało się odbudować miasto tak szybko.

*Po południu w parku perspektywa Leona*
Poszedłem po Natellę z koszykiem piknikowym w ręce. Wszystko miałem zaplanowane i przygotowane.
Zabawne,dopiero się tutaj wprowadziłem i już się zakochałem. Te miasto ma "to coś".
Kilka minut później oboje siedzieliśmy już na kocu i zajadaliśmy się przepyszną karpatką mojej mamy.
-Muszę przyznać,że ciasto które zrobiła twoja mama jest pyszne. Musi dać mi przepis.
-Ty też umiesz piec?
-Tak,nauczyłam się od przyjaciółki. To nie takie trudne.
Spojrzałem jej w oczy,promienie słoneczne odbijały się delikatnie od jej okularów. Rozpuszczone włosy lekko podnosił delikatny wiatr. Chciałem,by ta chwila trwała wiecznie.
-A ty chciałbyś nauczyć się piec ciasta?
-Wiesz.... Nigdy tego nie robiłem,więc zaszkodzi spróbować.
-Świetnie! Ja cię wszystkiego nauczę. Ale na to jeszcze mamy czas.
Wziąłem łyk soku pomarańczowego i zastanawiałem się,jak ją bliżej poznać.
Domyślałem się,że na pierwszym czy drugim spotkaniu nie da się poznać człowieka tak jakby się go znało całe życie.
-Masz jakieś pasje?
-Kilka. Jazda na rolkach,pieczenie ciast,czytanie książek oraz jazda na rowerze.
-Widzę na sportowo. Ja bardzo lubię rysować. Mama i tata mówią,że jeśli dalej będę rozwijał swój talent na pewno osiągnę swoje cele.
-Super! A narysowałbyś mnie?
-To będzie duże wyzwanie,podejmę się go.
Minęła następna godzina a my zdjążyliśmy zjeść resztę smakołyków z koszyka.
-Co ty na to by spalić zjedzone kalorie i przejść się na spacer?
-Odłóżmy koc i pusty koszyk,zabiorę cię w pewne piękne miejsce.

Jak powiedziała tak zrobiliśmy.

*Natella*
Przez nasze miasto przepływała rzeka. A Nad rzeką znajdowało się boisko piłkarskie oraz wieża widokowa. To tam chciałam zabrać Leo. Po kilku minutach drogi od jego domu byliśmy w wyznaczonym miejscu.
-Ta konstrukcja na pewno jest stabilna?-zapytał chłopak patrząc na wygląd starej, żelaznej wieży widkowej.
-Spokojnie jeszcze ani razu mnie nie zawiodła,nie zawali się. Chodź ze mną to nic ci się nie stanie.

Aby dodać mu pewności siebie chwyciłam go za rękę. Oboje weszliśmy po żelaznych schodach na górę. Usiedliśmy na ławkę podziwiając krajobraz.
Widok na powoli zachodzące słońce, płynącą rzekę oraz boisko do piłki nożnej na którym właśnie ktoś grał sobie w piłkę.

*Leon*
Ta chwila także mogła trwać wiecznie i ja chciałem by tak było więc zrobiłem coś czego się po sobie nie spodziewałem.
Spojrzałem dziewczynie w oczy i przybliżyłem swoje usta do jej ust. Złączyłem je w pocałunku,który trwał dość długo.
Po wszystkim na policzku Natelli pojawił się lekki rumieniec.  Teraz już wiem,że kocham tę dziewczynę. Zakochałem się od pierwszego wejrzenia.
Nie mogę się doczekać aż jej to wyznam.
Odprowadziłem ją potem do domu a sam wróciłem do siebie nie mogąc przestać myśleć co się wydarzyło tego dnia...

Legion Cienia//Żywa Śmierć//FanFictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz