Rozdział 1 - Uważaj, czego sobie życzysz - część 2

1K 100 115
                                    

Większość ff będzie się opierała na wydarzeniach po tych z nowelki. Obecne rozdziały mają to, czego mi osobiści zabrakło w novelce - częściowa perspektywa Lan WangJi,ego. 

Będzie też trochę scen uwodzenia przez Wei WuXiana (w nowym wcieleniu), który chciał wówczas zniechęcić do siebie Lan WangJi'ego, sądząc, że on nie wie, kim jest.

Osobom nie znającym oryginału od razu mówię, że to nie jest żaden angst. Wei Wuxian co prawda raz już umarł, ale wróci. Po 13 latach.


Autorzy fanfików nie pobierają za swoją pracę żadnych profitów. Jeśli lubisz i szanujesz moją pracę, zostaw komentarze na temat treści. Dziękuję. 


***


– Lan Zhan, ciągle jesteś zły za tę książkę? – Wei WuXian zmarszczył zabawnie nos. – Już cię przecież przeprosiłem. Nie bądź taki sztywny. Napij się ze mną.

Lan WangJi spojrzał na niego wzrokiem, z którego nie dało się nic wyczytać.

– No weź, no! Wiesz, to ja powinienem był na ciebie zły. – Wei WuXian upił kolejny łyk. – W końcu zniszczyłeś takie dzieło sztuki – przypomniał mu moment, kiedy Lan WangJi za pomocą Bichena pociął na strzępy jedną z lepszych erotycznych książek.

– Bezwstydny – usłyszał w odpowiedzi.

– W naszym wieku znajomość takiej literatury nazwałbym raczej czymś normalnym.

– To niezgodne z zasadami Sekty Gusu Lan. Widać przepisywanie ich tyle razy niczego cię nie nauczyło.

Wei WuXian wzruszył ramionami. Odkąd pojawił się w zaciszu Obłoków, złamał już tyle zasad, że liczenie ich nie miałoby sensu. Ale kto normalny przestrzegałby trzech tysięcy reguł? Aż zrobiło mu się szkoda tutejszych uczniów. Ich życie było bardzo ograniczone. Żadnych zabaw ani rozrywki. Lan Quiren ciągle tak bardzo ich pilnował i karcił.

A może by...

Z szelmowskim uśmieszkiem, który nagle pojawił się na jego twarzy, przysunął się blisko Lan WangJi'ego. Tak blisko, że owiał ciepłych oddechem jego ucho.

– Wiesz, jeśli chcesz, to mogę nauczyć cię ukrywać pornografię – szepnął. – Dzięki temu nikt cię nie ukarze, a ty poznasz świat, o którym do tej pory nie miałeś pojęcia. Mogę załatwić więcej takich książek, a będziemy mogli wymienić się wraże...

– Wei Ying!

Lan WangJi odskoczył, ściskając w ręce Bichena. Wyglądał, jakby piorun w niego strzelił. W jasnych oczach można było zauważyć groźny błysk, a małżowiny uszne zrobiły się różowe.

Wei WuXian znów się roześmiał. Był z siebie bardzo zadowolony, czego nawet nie próbował ukrywać. Tylko on był w stanie wyprowadzić tego sztywniaka z równowagi. I tylko dzięki niemu nie wyglądał, jakby ciągle nosił żałobę.

– Wynoś się! – warknął Lan WangJi, a ostrze niebieskiego miecza rozbiło na kawałki gliniane naczynie z Uśmiechem Cesarza.

– Ej! – krzyknął Wei Wuxian, patrząc z żałością na rozlane wino. – To tak zachowuje się Drugi Panicz Lan, który powinien był elegancki i prawy? Gdzie twoje maniery?

Lan WangJi spojrzał na niego jeszcze raz, po czym schował Bichena do pochwy i odwrócił się plecami do Wei WuXiana. Po chwili ruszył do swojego Jingshi.

– Naprawdę przyjaźń ze mną ma dużo zalet.

– Zniknij mi z oczu.

– Odejdź, wynoś się, zniknij mi z oczu – mruknął niepocieszony Wei WuXian wymieniając po kolei to, co dzisiaj usłyszał. – Uważaj, czego sobie życzysz.

Lan WangJi zatrzymał się na moment, ale po chwili, nawet na niego nie patrząc, poszedł dalej.

***

Już kilka tygodni później Lan WangJi zaczął odrobinę żałować swoich słów, choć z całej siły to wypierał. A tak konkretnie stało się to w momencie, gdy nauka w sekcie Gusu Lan dobiegła końca, a Wei WuXian razem, z Jiang WanYin i Jiang YanLi opuszczali Zacisze Obłoków. Wracali do Przystani Lotosów.

Oczywiście Wei WuXian zanim opuścił górę, zdążył jeszcze zaznaczyć swoją obecność głośnym śmiechem i wygłupami i bieganiem. Lan WangJi obserwował go ukradkiem, dopóki nie zniknął mu z oczu.

– Po odejściu panicza Wei'a znowu zapanuje spokój w Zaciszu Obłoków – usłyszał głos i odwrócił głowę.

To był jego brat, który uśmiechał się lekko.

– Nigdy bym nie pomyślał, że cisza i spokój będą tu tak nienaturalne – dodał Lan XiChen. – Będzie ci go brakowało?

– Nonsens – mruknął Lan WangJi i ruszył w swoją stronę.


Los chciał, że ścieżki jego i Wei Wuxiana splotły się ze sobą jeszcze wiele razy. Choć Lan WangJi za każdym razem próbował go ignorować, Wei WuXian nie był osobą, która dawała się ignorować. Nieustannie gadał i gadał, próbując zwrócić jego uwagę. W końcu, a właściwie po tym, co zaszło w Jaskini Zagłady, Lang Wangji nie mógł już udawać, że nadal są sobie obcy.

Zwłaszcza kilka tygodni później, gdy po ataku na Przystań Lotosów, Wei WuXian zniknął na trzy miesiące. Nie wiadomo było, co się z nim stało. Zarówno on, jak i Jiang Chen szukali go przez ten cały czas, ale nie znaleźli żadnych śladów.

Kiedy Wei WuXian w końcu wrócił, zdawał się być zupełnie innym człowiekiem. Nie chciał rozmawiać o tym, gdzie był, nie nosił też swojego miecza, Suibiana. Miał za to duchowy flet, Chenqing. Jego sposób kultywacji też zupełnie się zmienił. Zrezygnował z szermierki na rzecz demonicznych praktyk.

Lang Wangji nie mógł tego zaakceptować. Próbował z nim rozmawiać, tłumaczyć, przywrócić na właściwą ścieżkę. Jednak wtedy już to Wei WuXian zdawał się go ignorować i w ogóle nie chciał słuchać. 

Role się odwróciły.

Lan WangJi czuł, że Wei WuXian wymyka mu się z rąk. Choć tego nie okazywał, miał świadomość, że jego uczucia w stosunku do niego bardzo się zmieniły. Tak bardzo, że podczas polowania na Phoenix Mountain posunął się o krok za daleko. Widząc, jak Wei WuXian leży na pniu drzewa z oczami zasłoniętymi opaską, zareagował tak, jak zareagował. Nie mógł się powstrzymać. Mimo iż wiedział, że nie powinien, przycisnął jego ręce do pnia i zaczął go... całować. Wiedział, że i tak go nie zobaczy i nie rozpozna. A potem... Sam na siebie tak się wściekł, że w tej złości rozwalił  drzewo.

Wei Wuxian, potem już tytułowany jako Patriarcha Yilling, zaczął się coraz bardziej od niego oddalać. Nadal praktykował demoniczną kultywację, stworzył z pozostałych Wenów społeczeństwo, które zamieszkiwało Kopce Pogrzebowe, odciął się od własnego klanu. Posiadał też stworzoną samodzielnie bardzo potężną broń – Amulet Tygrysa Stygijskiego oraz kontrolował Wen Ninga – Upiornego Generała, który siał postrach.

Stał się wyrzutkiem, ale na tyle potężnym wyrzutkiem, że wszystkie sekty kultywacyjne się go bały. Dlatego jego los był przesądzony. On sam przeciwko wszystkim innym. Wszystkim, nawet Jiang Chenowi. A oprócz właśnie Lan WangJi'ego.

Ten chciał go zabrać ze sobą do Zacisza obłoków i ukryć, ale Wei WuXian odmówił. Był już wtedy zdecydowanie poza jego zasięgiem.

Nawet, będąc już na skraju śmierci, gdy Lang Wangji zdołał go zabrać z Miasta Wiecznego Dnia i ukryć w grocie na terenie Kopców Pogrzebowych, był nieugięty.

Bez względu na to, jak łagodnie Lan WangJi go traktował, słyszał tylko jedno bezwzględne, zimne słowo:

– Odejdź!

Trzy lata od ich pierwszego spotkania, Wei WuXian zginął. Zawiść ludzka, nienawiść i strach doprowadziły do jego śmierci.

A Lan WangJi przez kolejne 13 lat nie mógł przestać  żyć w tęsknocie. 

Jego Wei Ying zniknął. Jego Wei Ying odszedł.

Tak jak kiedyś sobie tego życzył.

WangXianOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz