Rozdział 20 - Powrót do domu

747 72 53
                                    


Autorzy fanfików nie pobierają za swoją pracę żadnych profitów. Jeśli lubisz i szanujesz moją pracę, zostaw komentarze na temat treści. Dziękuję.


*** 


Wei WuXian już dawno został określony mianem „nieokiełznany". Wynikało to głównie z tego, co robił w poprzednim życiu. Jako pierwszy kultywator odrzucił ścieżkę szermierki, jako pierwszy stał się mistrzem demonicznej kultywacji. Jednak czy w innych sferach było inaczej? Oczywiście że nie. Jawnie przeciwstawiał się Sekcie Wen, potem naraził się wszystkim innym Sektom, porzucił wygodne, dostatnie życie w Przystani Lotosów na rzecz marnej egzystencji na Kurhanach. W końcu to, w jaki sposób wyznał po raz pierwszy Lan WangJi'emu miłość. Nie zwracając uwagi na to, że ma sporą widownie – w tym bardzo młodego juniora – krzyknął na całą świątynię Guangyao: „Tej nocy naprawdę chciałem się z tobą przespać!". Wprawił tym w osłupienie wszystkich, nawet sam Lan WangJi czuł się nieco zagubiony w tej sytuacji.

Dziś jednak, po tym, co się właśnie wydarzyło, był dziwnie spokojny. Niesamowicie szczęśliwy, ale spokojny.

Nie wrócili już do gospody, od razu udali się do Zacisza Obłoków. Lan WangJi od razu chciał przedstawić w Sekcie dokument, który dostali od naczelnego mnicha. Dokument potwierdzający ich małżeństwo.

Dwóch młodych adeptów stało przy bramie. Rozmawiali o czymś cicho, ale gdy tylko zobaczyli, kto wylądował przed nimi na niebieskim mieczu, zamilkli i wyprostowali się, choć na ich twarzach widać było duże zaskoczenie.

– Hanguang-Jun – powiedzieli po chwili, składając ręce w pokłonie.

Wydawali się zszokowani. Tak, to był dobrze im znany Hanguang–Jun. Ale dlaczego miał na sobie czerwone szaty?! Jego towarzysz też!

Bichen wrócił do pochwy.

– Paniczu Mo... To znaczy Paniczu Wei. – Ten drugi otrząsnął się szybciej, rozpoznając go.

Co tu się działo? To znaczy każdy wiedział, że Drugi Panicz Lan i Panicz Wei uciekli razem, na polowaniach uczniowie z innych Sekt plotkowali, że są w zażyłym związku, ale w Sekcie Lan prawie się o tym nie mówiło. Głównie dlatego, że kiedy główny senior Sekty, Lan Qiren, słyszał: „Wei Ying", dostawał palpitacji serca.

– Czy mój wuj i brat są obecni w Zaciszu Obłoków? – zapytał Lan WangJi.

– Tak, Hanguang-Jun.

– Dobrze. – Skinął im głową. – Chodź – zwrócił się do Wei Wuxiana i położył rękę na jego plecach, popychając go delikatnie, by nie wahał się wejść z nim do swojego nowego domu. Co prawda nie nazywał się Lan, ale był teraz jego mężem.


Na trawiastym wzgórzu obok ścieżki jak zwykle znaleźli białe i – nieliczne, ale jednak – czarne puchate kulki. Króliki, widząc ich pana, od razu zaczęły się gromadzić przy jego stopach.

Wei WuXian zaśmiał się na ten widok i podniósł jednego.

– Cześć, króliczku. – Pogłaskał go za uszami. – Lan Zhan, pamiętasz, jak przyniosłem ci dwa pierwsze? Okazało się, że są samcami. Czarny i biały. Czy wtedy przewidziałem naszą przyszłość?

Lan Wangji nie zdążył odpowiedzieć, bo niedaleko pojawili się Lan Sizhui i Lan Jingyi. Obaj jedli orzeszki, ale w momencie, gdy ich dostrzegli, ręce, w których je trzymali, zamarły tuż przy ustach. Obaj patrzyli szeroko otwartymi z zdziwieniu oczami, dodatkowo Lan Jingyi zakrztusił się, przez co kolega musiał mocno poklepać go po plecach.

Lan Sizhui podszedł pierwszy. Był z nimi na trochę innej stopie zażyłości niż pozostali juniorzy. W końcu swego czasu, gdy był dzieckiem, obaj się nim zajmowali. Najpierw Patriarcha Yiling, biedny brat, hodował go jak rzodkiewkę, a potem, Hanguang–Jun, bogaty brat, zostawiał go w kolonii królików, żeby go wychowywały. O fakcie, że do Hanguang–Juna wołał nawet na placu w Yiling: „tata", próbował zapomnieć, tak go to zawstydzało.

– Hanguang-Jun, Seniorze Wei. – Ukłonił się. – Nie spodziewaliśmy się was.

– Trochę nas nie było – zaśmiał się Wei WuXian, w którym znów pojawiła się chęć do psot. – Ale musiałem porwać Hanguang–Juna, żeby wyjść za niego za mąż – wyjaśnił, chwytając rękaw Lan WangJi'ego. – Zamknąłem go w piwnicy i trzymałem, dopóki się nie zgodził.

Obaj juniorzy zarumienili się, jak zawsze w takich sytuacjach. Dobrze wiedzieli, że Wei WuXian żartuje, ale sam fakt, że mieli na sobie ślubne szaty... Że już się pobrali... Juniorzy tyle czasu z nimi spędzili, że teraz nie wiedzieli, jak mają się zachować.

Na szczęście z opresji wybawił ich Lan WangJi.

– Wei Ying, nie psoć – powiedział do niego łagodnie. – I chodź, chcę jeszcze porozmawiać z wujem. Wy wracajcie do swoich obowiązków – zwrócił się do juniorów. – A, jeszcze jedno. Na północ od Caiyi jest przydrożna gospoda. Przyprowadźcie osła.


Kiedy dotarli do Jingshi, Wei WuXian stanął przed wejściem, blokując je. Objął ramionami szyję Lan WangJi'ego i pocałował go. Mocno, namiętnie. Tak namiętnie, że po chwili ich ręce zaczęły wędrować w inne rejony.

– Poczekam na zewnątrz – mruknął, gdy w końcu oderwali się od siebie na chwilę.

– Dlaczego? – Lan WangJi nie rozumiał. – Teraz to też twój dom.

– Nie. – Wei WuXian pokręcił głową i uśmiechnął się do niego uwodzicielsko. – Najpierw musisz przenieść mnie przez próg.

– Mogę teraz.

– Nie, nie. Musisz przenieść mnie przez próg, a zaraz potem rzucić na łóżko i zacząć się do mnie dobierać – wytłumaczył Wei WuXian, obejmując go tym razem w pasie. – To nasza noc poślubna.

– Jesteś nierozsądny.

– To ty jesteś, jeżeli myślisz, że z tego zrezygnuję. W końcu nie po to trzymałem cię tyle czasu w niewoli. – Wei WuXian roześmiał się dźwięcznie, przyciągając tym samym uwagę przechodzących osób. Słów z oddali nie słyszeli, ale ich stroje widzieli na pewno.

– Dobrze – powiedział Lan WangJi, czując skubanie na swoich wargach. – Tylko bądź grzeczny.


***


Lan Qiren siedział przy niskim stoliku, pijąc świeżo zaparzoną herbatę. Wcześniej medytował, więc był w miarę zrelaksowany. Niedługo pora snu. Już nic nie będzie w stanie go zdenerwować.

– Wuju – usłyszał głos i uniósł głowę.

A potem prawie wypluł herbatę. To był jego bratanek, WangJi, którego nie widział od ponad roku. Tylko co on miał na sobie? Czerwone szaty ze złoceniami! Ślubne szaty!

– Czy... zdecydowałeś się na którąś z kandydatek? – zapytał z jeszcze jakąś tam tlącą się iskierką nadziei. Może jego bratanek poszedł do rozum do głowy?

– Nie. Już ponad piętnaście lat temu zdecydowałem się na Wei Yinga – powiedział z powagą w głosie Lan WangJi. – To dokument poświadczający, że od dzisiaj jest moim mężem. Chciałbym zamieścić to oficjalnie w naszych księgach.

– WangJi! – wzburzony Lan Qiren wstał. – Czyś ty do reszty postradał rozum? Już same niepoważne konszachty z tym chłopakiem psuły ci reputację. A teraz mąż?!

Lan Qiren zaczął przechadzać się po pokoju. Cały jego spokój w jednej chwili wyparował.

– Na pewno uda się to jakoś cofnąć – powiedział w końcu. – Przepiszesz sto razy zasady Sekty Lan. A potem będziemy rozmawiać do skutku, dopóki nie wrócisz do równowagi.

– Zasady mogę przepisać – zgodził się Lan WangJi. – Ale niczego cofać nie zamierzam. Wei Ying jest i będzie moim mężem.

Lan Qiren chwycił się za serce. Czuł, że widok przed oczami mu się rozmazuje, a nogi są jak z waty. 

WangXianOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz