Stayin' Alive

1K 110 44
                                    

Kiedy dotarł do pokoju było prawie południe. Pod pachą trzymał książkę, którą wręczył mu Ozzy.

Stanął przy kanapie, obrócił paczkę w ręku. Rozpoznał logo jednej z dużych księgarni dla Masterów, która prowadziła sprzedaż zarówno nowych jak i używanych pozycji. 
Zdziwił się, bo nic nie zamawiał.

Był nieufny. Strony mogły być zatrute. Książka wyglądała normalnie, ale to nic nie oznaczało.  Przekartkował ją. Ze środka wysunęła się zakładka.

- Nastawić ci kąpiel...? - zapytał George, który wyszedł z sypialni.

- Chętnie - wymruczał, zdejmując buty. Położył na chwilę nogi na kanapie. Był zmęczony. Otworzył książkę na stronie oznaczonej zakładką. Tytuł rozdziału brzmiał: Ważna decyzja.

Wydął wargi. Obejrzał kopertę, ale poza pieczątką księgarni, nie znalazł żadnej adnotacji. Zastanawiał się, kto mógł mu ją wysłać. 

Zerknął na okładkę:

- Sir Wilfred Berry "O podległej naturze. Część trzecia. Canis." - odczytał na głos

Nie znał tej pozycji.

Otworzył książkę  zaznaczonym miejscu i zaczął czytać: Przed przyjęciem sługi natury canis Master musi przede wszystkim rozważyć, czy potrafić będzie zapewnić canis tyle uczucia, dotyku i uwagi, ile on potrzebuje. Częstą praktyką jest przyjęcie Servanta i zakładanie, że sprawy same  ułożą się w czasie. Nic bardziej mylnego. Jeżeli Servant będzie canis, każda rozłąka w umyśle jego postrzegana będzie jak porzucenie i doprowadzi do męczącego Mastera i samego canis emocjonalnego drżenia.

Mortez urwał. Uniósł głowę i zobaczył, że George spogląda na niego z drzwi łazienki.

- Czy zrobić dla ciebie coś jeszcze, Panie? - zapytał, kiedy ich spojrzenia się spotkały

- Kawy - powiedział Mortez - Za jakieś pół godziny, gdy wyjdę z wanny.

- Tak, Panie.

Mężczyzna wstał i ruszył do łazienki, biorąc książkę ze sobą. Położył ją na pralce i czytał podczas rozbierania się.

- Canis wciąż mierzy się z lękiem czy nadal jest przez Pana swego chciany i może różne histerie urządzać aby odpowiedniej doświadczyć atencji. Mastera to rzecz oczywista męczyć będzie i na canis będzie się gniewał, eskalując jego niepewności, lęki i poczucie odrzucenia. To może doprowadzić do falowania, emocjonalnego drżenia, a więc takiej więzi, która wciąż będzie zmienna. Raz budująca i bliska, a raz pełna złości i budząca irytację. Zmiany te następować będą po sobie niczym fale, sprawiając że ani Master ani canis nie będą czuć się w tej więzi dobrze.

Mortez urwał. Czy nie to właśnie przeżywał z George'm?

Stał nagi przy wannie i czytał dalej.

- Na szczęście recepta na wszelkie problemy z canis jest bardzo prosta. Należy traktować go zgodnie z jego naturą, widząc w nim wiernego psa, dla którego największą radością jest ciągłe przebywanie w bliskości Pana. Canis stale powinien być przy jego nodze, co wcale nie oznacza aby ciągłą obdarzać go atencją. Warto co czas jakiś ofiarować mu odrobinę czułości, gładzenia po głowie, uszach i karku (miejscach szczególnie przez canis upodobanych), ale niewiele trzeba czynić ponad to. Canis powinien bez słowa za swym Panem podążać, a Pan w tym czasie swoje powinien załatwiać sprawy. Rzecz jest bowiem taka, że Servantowi canis niewiele więcej poza stałą obecnością Pana potrzeba. Wszystko, co ponad to dostanie, nie uznawać będzie za należne, ale dodane z łaski pana.

DziedzicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz