Irytacja

1.4K 118 85
                                    

George był szczęśliwy.
Ten stan był obcy, całkiem nieznany. Jak wino uderzał do głowy, powodując poczucie, że teraz wszystko będzie już dobrze, czeka go tylko kolorowa droga do nieba, którą przemierzy wraz z Mortezem, jadąc na milutkim, włochatym kotku. To uczucie zdawało się wypełniać całe jego ciało i eksplodować, zmieniając gasnący lutowy dzień w najlepszą chwilę jego życia.  

Było się czym upajać! Udało mu się zatrzymać w Iluzji obcego Mastera! Uratował sytuację! Mortez powiedział "no no!" TYM tonem, który wskazywał na to, że jest z niego zadowolony. 

Radość przesłoniła wszystko inne. To był dobry moment na kawę z Maka, a może nawet loda z polewą karmelową. Spodziewał się pochwały i nagrody, spodziewał się, że twarz Morteza rozjaśni się, kiedy będzie na niego spoglądał z zachwytem, że spojrzy na niego i powie z dumą: "Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało".

Kiedy więc ponownie podjechali pod studio tatuażu, spojrzał na Pana z zaskoczeniem.
Początkowo nic nie rozumiał.

Może Mortez czegoś zapomniał?

Ale naraz przyszło zrozumienie. Wizja pochwały roztopiła się równie szybko jak lody z automatu w promieniach letniego słońca.

Pan zaparkował i wyjął kluczyki, przygotowując się do wysiadania.
George poczuł nagłą irytację.

- Już tu byliśmy - powiedział nim Mortez otworzy drzwi.

Ten zatrzymał ruch. 

- Tak - odparł - Ale jak zapewne słyszałeś, mieliśmy wrócić gdyby nie powiodło nam się z Hillemannem - zauważył zimno

- Przecież nam się z nim powiodło - powiedział George - Udało nam się uciec i...

- Udało nam się zwiać. Tym razem - rzekł Mortez znacząco  - Problemem jest twój zapach, George. To, co przed chwilą się stało, potwierdza, że bez zdecydowanej reakcji, problem będzie narastał.

Chłopak zerknął na niego z ukosa..

- Ja tego nie czuję... - powiedział

Może to wszystko kłamstwo?

- Ja też nie - rzekł szczerze Mortez - Ale patrząc jak reagują na ciebie inni, wiem, że problem jest znaczny.  

Zapadła cisza. George przygryzł wargę.

- O czym rozmawialiście? Z tym Masterem? - zapytał gniewnie

Mortez wbił wzrok w kierownicę. Przechylił głowę.

- Zaproponował, że cię kupi - powiedział spokojnie - Z testów, które przeprowadził wynika, że jesteś Servantem z urodzenia, ale bardzo wyjątkowym. Z tego, co zrozumiałem, twoja krew zneutralizowała każdą substancję, z którą ją zetknął. Masz w sobie tak duży deficyt, że nie można go łatwo zaspokoić. To oznacza, że jesteś dla niego cenny pod względem genetycznym. Chciał cię kupić abyś wyprowadzić od ciebie  czystą linię Servantów z urodzenia.

George zmarszczył brwi.

- W jaki sposób wyprowadzić?

- Chciał abyś pokrył niewolnicę.

- Zaraz! - przerwał mu George - Chciał abym miał dzieci? - zapytał nieco histerycznie

- Yhmy... Bardzo wyjątkowe pod względem genetycznym. Także bardzo uległe.

Policzki George'a poczerwieniały.

- To nie wchodzi w grę! - powiedział szybko - Nie chcę stworzyć ani jednego Servanta! Nie chcę aby ktokolwiek przeze mnie cierpiał!  Nie możesz się na to zgodzić...! - wykrzyknął

DziedzicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz