Unaocznienie

575 101 56
                                    

Minuty zmieniały się w kwadranse, a te w godziny. Un przyszedł rano, ale wyraźnie obawiał się nawet zerknąć w stronę George'a, a co dopiero zbliżyć się do niego.
Na nic się zatem nie przydał.   

Z biegiem dnia ciemne oczy George'a stawały się jeszcze większe i bardziej obce. Pod wieczór jego twarz nabrała dziwnej ostrości. Po każdym odepchnięciu Mortez przyglądał się sylwetce chłopaka i czuł, że z każdą chwilą coraz mniej go rozpoznawał.

Czy to w ogóle jest jeszcze on...? - zastanawiał się

W brzuchu mu burczało. Cały dzień nic nie zjadł. O osiemnastej Un przyniósł tylko ciepły posiłek i natychmiast uciekł, gdy George rzucił się na niego, gdy tylko znalazł się w jego zasięgu. Mortez musiał go odciągać na siłę nim chłopak zdołał wgryźć się w jego gardło. 

Zapach jedzenia wywoływał tylko irytację. Nie mógł odepchnąć od siebie chłopaka na dłużej niż pół minuty by zdołać zaspokoić głód. Gdy ból brzucha stał się nieznośny, a Servant wyjątkowo długo trwał nieruchomo, rzekł:

  - Muszę napić się wody. Może ty też skorzystaj...?

Wrogie oczy spojrzały na niego niechętnie. Mortez wstał i roztarł obolały bark, którym chwilę wcześniej uderzył w ścianę. Twarz Servanta była wroga. Mortez westchnął i ruszył do kuchni.

George zaatakował bezszelestnie, rzucając się na niego od tyłu. Starszy nie był na to gotowy.  Zachwiał się. Błyskawicznie jednak obrócił ciało i wyciągnął dłoń by pochwycić chłopaka za włosy.

- Dałbyś się nap...! - zaczął i urwał - AUŁ!!! KURWA! - wycedził i szarpnął ramieniem, bo George wgryzł mu się boleśnie w przedramię - PUSZCZAJ TO! - warknął, wyrywając dłoń.

Obejrzał ją uważnie. Białe wgłębienia zapełniły się krwią.

- ALE MNIE UŻARŁEŚ! - wycedził, śliniąc palec lewej ręki i przeciągając po ranach - KURWA! - wysyczał i przeniósł wzrok na Servanta - Nie pozwalaj sobie! - warknął

Kucający chłopak w odpowiedzi pociągnął nosem, jakby wietrząc jego zapach i obnażył zęby. Mortez pokręcił głową.

- Zachowujesz się jak pies - wycedził - Tyle z ciebie zostało, co...? - spytał niechętnie - Tylko czysty "canis"? Ciesz się, że nikt poza mną cię nie widzi. I poza Unem. Chociaż myślę, że nieprędko tu wróci po tym, co ostatnio odwaliłeś.

Westchnął na samo wspomnienie 

- I dobrze! - wysyczał George głosem należącym do Bestii - Nic tu po nim.

- O. Znów gadasz - zauważył Mortez - Już myślałem, że został tylko pies.

- Mowa jest niepotrzebna - wysyczał George - Zbędna. Wystarczy, że cię czuję.

Mortez uniósł rękę i nieco teatralnie poniuchał swoją pachę.

- Trudno aby nie było mnie czuć skoro od dwóch dni nie mogę iść się umyć - zauważył kąśliwie

George prychnął gniewnie.

- Wooń. Cieeepło. Straaach. - wycedził przeciągając samogłoski i przymknął nieco oczy - Słuuuch. Twój przyśpieszony puuuls. Twój zapaaaach... - wymruczał i urwał - Wzrooook - zamknął zupełnie oczy - Widzę cię i bez niego. Czuję jak się boisz. Czuję, że jesteś zrezygnowany i zmęczony.

Mortez przekrzywił głowę, jakby rozważał jego słowa.

- To jeszcze poczuj moją pięść zbliżającą do twojej twarzy - wymruczał zimno i obrócił się w miejscu - Zostań kundlu! - wycedził i przeszedł do kuchni.

DziedzicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz