Zapłata

998 113 115
                                    

George zachowywał się jak za mocno nakręcona zabawka. Ruszał się szybko, dynamicznie i z nadmiernym entuzjazmem. Stos zaległych raportów, zestawień i tabeli rósł na biurku Jamesa, a jego Asystent zdawał się nie zwalniać. Tego dnia dysproporcja między energią chłopaka a jego własną, zdawała się przytłaczająca.

Kiedy nie mógł już tego znieść, wstał od biurka i zasiadł przy jednym ze stolików. Mimo to wciąż wbijał wzrok w Servanta. Po jakimś czasie w Gabinecie pojawił się Stanford.

- Nie masz wrażenia, że coś niedobrego się z nim dzieje? - zapytał James ponuro, gdy jego brat usiadł już na sąsiednim krześle.

- Pytasz czy zauważyłem, że zachowuje się jak nastolatek na amfie? Owszem - rzekł Stanford - Raczej trudno to przeoczyć. Jak chcesz zobaczyć coś śmiesznego, spytaj go o Morteza.

James zmarszczył brwi.

- Co masz na myśli?

- Jak wypowiesz słowo "Mortez", rozświetla się jak disneyowska księżniczka. Jeszcze chwila i zacznie śpiewać. Będziemy mieli najazd ptaszków i szczurów tworzących mu strój ślubny.

- Najazd czego? - zapytał James marszcząc brwi

- Widzę, że masz braki w filmografii, mój drogi - rzekł starszy z braci - Obejrzyj sobie jakiś film o księżniczkach produkcji Disneya. "Królewnę Śnieżkę" na przykład. Ja w ostatnich latach wiele nadrobiłem. Naprawdę niezłe kino... Wszystkie tańczą i śpiewają. Pomagają im wiewiórki i zwierzątka.

James zamrugał. Nim zdołał wymyślić jakiś zgrabny, uszczypliwy komentarz, do Gabinetu wkroczył Havrick, jak zwykle pełen gracji i naturalnej wyższości. 

- Wybaczcie mi opóźnienie - rzekł, siadając na wolnym fotelu - Mój Dom zaczyna pogrążać się w chaosie, a jutro mamy spotkanie Rady Okręgu - rzekł wymownie - Obawiam się, że bez mojego nadzoru, nieodpowiednio schłodzą wina... 

- Zaiste, zbrodnia - rzekł Stanford cynicznie

Havrick lekko zmarszczył brwi i obrócił nieco twarz, zastanawiając się czy starszy z braci Logan z niego kpi czy nie. Lekko potrząsnął głową i wbił wzrok w Jamesa. 

- Dobrze, że jesteśmy w komplecie, bo chciałem poruszyć jeszcze jedną kwestię dotyczącą chłopca - rzekł -. Obserwowałem cię wczoraj. Widzę, że stosujesz się do moich rad. Jak z tą wczorajszą rezygnacją z kary... Miałeś prawo się unieść, on dobrze o tym wie. To, że okazałeś mu łaskę więcej dla niego znaczy niżbyś dochował swoich słów i go obił. Doceniam to, że zmieniłeś zdanie w trakcie, na moją prośbę. Wcześniej raczej ci się to nie zdarzało prawda?

- Nie - rzekł sucho James, czując narastającą irytację

- Dzięki nowemu podejściu, możesz zacząć budować więź z synem - wygłosił Havrick - To się nie zdarzy od razu, ale myślę, że za jakiś czas możecie obydwaj być zadowoleni, dlatego też sądzę, że już czas na następny etap zmian... Dobrze zatem się składa, że Jaston będzie nadal mieszkał w Centrum - rzekł wymownie

- Jaki etap? - James zmarszczył brwi

- Twoje codzienne spotkania z nim - rzekł William spokojnie - Najlepiej byłoby abyś zaczął od regularnego, wspólnego posiłku, na przykład kolacji, a następie...

James się skrzywił.

- Chyba aż tak gotowy to jeszcze nie jestem - przerwał mu

Jego głos był posępny i pełen irytacji.

DziedzicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz