Obietnice

1.1K 119 47
                                    

- Wyślemy Durena do kuchni, aby dopilnował wszystkiego. Z całym szacunkiem, ale ma on więcej wyczucia niż twoi Servanci - powiedział sucho sir Havrick, gdy wjeżdżali windą na górę.

James westchnął bezgłośnie.  William momentami był trudny do wytrzymania. Ta jego wyniosłość, sztywność, zakładanie, że wszystko musi potoczyć się zgodnie ze stworzonym przez niego planem. Sam James miał wrażenie, że życie w Centrum nauczyło go pokory. Kiedyś też wydawało mu się, ze wszystko można zaplanować, a tymczasem codzienne życie zweryfikowało jego myślenie. 

Chociaż prawda jest taka, że obecny weekend bije wszystkie rekordy...

Kabina brzdęknęła i drzwi rozsunęły się z lekkim skrzypieniem.

- Tutaj ważne są szczegóły. Odpowiednia zastawa, dobór menu i alkoholi... - mówił dalej wysoki mężczyzna, gdy wyszli już z windy i znaleźli się w małym łączniku prowadzącym w stronę Korytarza, James słuchał go jednym uchem - Nie możemy sobie pozwolić na żadne uchybienia. To byłaby potwarz dla naszego gościa, dlatego też dołóżmy wszelkich sta...

William gwałtownie się zatrzymał i równie nagle urwał wypowiedź. W uszach Jamesa zabrzęczało. Ponieważ kroczył tuż za wysokim mężczyzną, zderzył się z nim z impetem. Automatycznie wyjrzał zza jego pleców, aby zobaczyć co takiego go zatrzymało. Obydwaj dojrzeli młodszego Servanta sir Logana, który uniósł się z pochylenia do wyprostu. Dyszał ciężko. Wyglądało na to, że zajęty był wleczeniem czegoś ciężkiego wzdłuż Korytarza.

- Panie...! - powiedział zduszonym głosem i wytrzeszczył oczy, jakby nie spodziewał się tu nikogo zobaczyć.

James natychmiast się zachmurzył.

Jak William ma myśleć cokolwiek dobrego o mnie i moim Domu, skoro co chwila dzieje się tu coś TAKIEGO?! - pomyślał i gniewnie ściągnął usta - Sam dziś obiję wszystkich, którzy mnie zirytowali!  Do jasnej cholery!!!

Przeniósł wzrok na podłogę. To, co w półmroku początkowo wziął za ciężki worek, okazało się nieprzytomnym człowiekiem.  Zmarszczył gwałtownie brwi, dostrzegając, że wleczonym ciężarem jest nie kto inny jak bezwładny George.

- Ned! Cóż to znaczy...?! - zapytał ostro

Servant odgiął się nieco do tyłu, zapewne walcząc z bólem pleców. Był wyraźnie zdyszany.

- Panie, ja... muszę zabrać go na górę! - powiedział błagalnie - Do Morteza! Nie ma czasu do stracenia!!! Trzeba mu wlać w usta krew i spermę!!! Błagam, niech Pan mi pomoże...!     

Sir Logan zastygł. William drgnął i przekrzywił głowę. Na jego twarzy pojawił się wyraz zaskoczenia pomieszanego z obrzydzeniem. 

- NED! CZY TY POSTRADAŁEŚ ZMYSŁY?! - wycedził sir Logan, zerkając na Williama badawczo - CO TY PIERDOLISZ?!

Chłopak oblizał wargi. Zerknął na sir Havrick'a a następnie wbił wzrok w rażące gromami oczy swojego Pana. Zreflektował się, że to, co powiedział, nie zabrzmiało najlepiej. Oblizał wargi. 

- Sir Hille-Hillemann tak powiedział, Panie. Tak ka-kazał zrobić - zająknął się

- Hillemann? - sir Havrick zmarszczył brwi - Jest wybudzony...? - wycedził

James poznał go już na tyle aby wiedzieć, że takimi suchymi, pozornie ostrymi słowami maskuje niepokój i zdenerwowanie. 

- Tak Panie! - rzekł Ned - George go wybudził, a potem... zasłabł, sir - wymamrotał, przenosząc wzrok na Servanta - Ma słaby puls. Master powiedział, że to przez deficyt, Panie - powiedział z niepokojem - Ciągnę go na górę, do Morteza! 

DziedzicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz