Grave wbiegł na Korytarz prowadzący do Gabinetu, przebył go w dziesięć sekund i bez pukania wbiegł do obszernego pomieszczenia. Przystanął próbując złapać dech.
- Mortez... ten dzieciak... zaatakował!!! Mortez jest nieprzytomny! Ja dostałem - złapał się za bok
Stanford pierwszy zareagował. Wstał z miejsca.
- Thomas...? - zapytał zimno, marszcząc brwi
- Nie... Ten drugi. Z czarnymi włosami. Właśnie znokautował Morteza, a potem mnie. Potrzebuję wsparcia - wykrztusił Grave bez tchu
Masterzy wymienili spojrzenia, a stojący przed nimi Matt i Sims obrócili się.
Wyraz twarzy starszego z braci zdradzał zaniepokojenie.- Travis...? Ten Servant? - dopytał sir Havrick ze zdziwieniem
- To nie jest Servant...! - zapewnił Grave - Tylko jakiś... demon!!! Ja pierdolę!!! - pochylił się do przodu - Mortez walnął głową w podłogę. Jest nieprzytomny.
- Mortez....? - dopytał Yortif, dotąd stojący za Masterami
- A kurwa kto?! - zirytował się Grave - No mówię, że Mortez!!! Przepraszam za przekleństwa - rzucił do Masterów - Ale to jest...posrane. - przymknął na chwilę oczy - Ten dzieciak zaatakował go od boku, kiedy walczył z Crossem. Walnął go z takim impetem, że stracił równowagę i przywalił głową w posadzkę. Nie mogłem go powstrzymać! Chodźcie, nim wszystkich powyrzyna...!!!
Masterowie znów spojrzeli po sobie.
- Cervet. Zostań z nimi - polecił James, wskazując głową Matta i Simsa - Mutsu, ty też.
- Nie przydam się, sir....? - zapytał Azjata spokojnie
- Słuszna uwaga - wymruczał Stanford - Niech Grand zostanie.
- Eee, ja chciałem zobaczyć! - zaprotestował ten
Stanford rzucił mu zimne spojrzenie
- Ale zostanę. Jak trzeba. - rzekł pielęgniarz szybko.
- Poczekajcie chwilę - rzekł sir Havrick do obydwu braci Leslie.
Matt skinął głową.
Po chwili grupa złożona z trzech Masterów, Grave'a, Yortifa, Mutsu i Una zmierzała w stronę Dyżurki.
- To co się stało? - zapytał sucho Stanford
- Cross chciał do łazienki. Zapytałem Morteza dokąd go wziąć. A gówniarz nagle wykopał drzwi i się rzucił na niego. Ten zablokował uderzenie, Cross padł na ziemię. Mortez kilka razy go walnął a potem chciał mu wsadzić kopa, ale wtedy nagle tamten drugi dzieciak się na niego rzucił. Potem mnie zaatakował z taką siłą, jakby wbił się we mnie rozpędzony tur...! No i wtedy pobiegłem po wsparcie.
- Nie poradziłeś sobie z jednym Servantem...? - spytał Yortif kpiąco
- Taaa... nabijaj się dalej - wycedził Grave z irytacją - Ciekawe co ty byś zrobił...!
- Cisza! - warknął Stanford - Co Mortez robił z chłopakiem kiedy Thomas pchnął drzwi...?
Grave zmarszczył brwi.
- Nie wiem. Chyba trzymał go za włosy. Czy coś takiego - rzekł - Mortez siedział na krześle. A dzieciak, nie wiem. Klęczał przed nim czy coś.
Weszli już na korytarz. Drzwi sali lekcyjnej były uchylone. Stanęli w progu. Mortez leżał w środku na podłodze, bez ruchu. Ułożony był dziwnie. Częściowo na boku a częściowo na brzuchu. Nadal był nieprzytomny. Jego oczy były wpółprzymknięte, a twarz zastygła w zdumieniu, jakby stało się coś, czego się nie spodziewał.
CZYTASZ
Dziedzic
Fiction généraleCzęść 3 serii "Druga droga" Tomy w serii: 1. Srebrna Maska 2. Łowca 3. Dziedzic