--<Brak nowych wiadomości>--

2.1K 92 59
                                    

Rozglądał się po gruzowisku, ledwie mogąc dostrzec cokolwiek. Słyszał ludzi krążących wokół, krzyki, głośne piski i chrobotanie maszyny. Obok leżała kobieta, a kawałek dalej mężczyzna. Ona przygnieciona gruzem niemal w całości, a on nabity na pręty budowli. Wokół niego było mnóstwo czerwonej wody. Zakaszlał cicho, gdy kurz wzbił się ponownie w górę po kolejnym chrobotaniu maszyny. Wcisnął się mocniej do niewielkiej wnęki. Próbował poukładać sobie w głowie na tyle, ile mógł, w końcu miał tylko sześć lat. Pamiętał, że jechał z rodzicami na StarkExpo, gdzie chciał zobaczyć najnowszy model repulsora Ironman'a, który skonstruował pan Stark. Byli od dawna w środku, gdy nagle została zarządzona ewakuacja. Miał rękawicę i hełm Ironman'a, więc pobiegł w tłum ratować ludzi tak jak jego bohater. Zobaczył robota, który zaczął strzelać w ściany i ludzi, więc użył swojego repulsora. Wtedy... wtedy...


- Co wtedy? - Wydusił cichutko.


Próbował przypomnieć sobie, co było następne. Pamiętał jeszcze krzyk mamy. Potem jasny promień i straszny ból w klatce piersiowej. Położył na niej rączkę, ale była tam tylko duża dziura i krew na granatowej koszulce. Kaszlnął znów krótko, gdy gruz nad jego głową poruszył się gwałtownie. Szybko wycofał się w głąb, pod uszkodzony stolik, który zaklinował się pod dwoma kawałkami części ściany. Wszystko nagle zamilkło. Słyszał rozmowy blisko siebie. Ktoś tam był, ale nie rozumiał słów. Przełknął ciężko ślinę, obawiając się odezwać słowem, ale jeżeli tego nie zrobi, to tu utknie na dobre.


- Co robić? - Szepnął cicho, patrząc na swoją rękawicę, z której jeden palec odpadł. - Co robić, panie Stark?


- Nawet bohater potrzebuje czasem wsparcia.


Podniósł gwałtownie głowę, rozglądając się dookoła, ale nikogo nie zobaczył oprócz rodziców, którzy raczej już nigdy nie wstaną. Znów spojrzał na rękawicę, którą następnie założył, wyciągnął przed siebie i nacisnął guzik. Światełko zamigotało słabo, a dźwięk wystrzału zaskrzypiał przeraźliwie, ale na tyle głośno, że głosy za gruzem umilkły znów.


- Tutaj... - Wydusił nieśmiało. Przetarł rączką powoli zbierające się łzy z oczy. - Tutaj! - Krzyknął, ile miał siły, znów kaszlnął przez kurz. Musiał być głośniejszy. Inaczej go nie znajdą. - TUTAJ!! PROSZĘ!!


- Ktoś tam jest!


- Stacy odsuń się, nie ruszysz tego!


- Tam jest kurwa dziecko!


- Cholera... Ej! Pomóżcie nam! Tu jest dziecko!


Skulił się mocniej, gdy kawałek gruzu spadł tuż obok niego. Zaciskał mocno rękawicę przed siebie w gotowości, gdyby miał się obronić. Zamknął gwałtownie oczy, zasłaniając się rękawicą, gdy nagły snop światła padł wprost na jego buzię. Niepewnie wychylił twarz zza czerwonożółtej rękawicy, wprost w błękit. Wśród gruzowiska była teraz spora dziura, z której ktoś patrzył na niego, wyciągał obie ręce. Wypełzł spod swojego schronienia i szybko podszedł na czworaka do mężczyzny. Słyszał chrobotanie i opadające kawałki ścian, ale tylko jedna myśl w nim teraz krążyła. Dotrzeć do ów mężczyzny, bo inaczej nie będzie miał szansy na ratunek. Mężczyzna wychylił się mocniej, gdy chłopiec był niemal na długość ramienia. Peter złapał za wyciągnięte ręce, a on szarpnął nim w górę i przytulił mocno, odwracając się plecami do wejścia. W tej sekundzie sufit, który był dla niego schronieniem, opadł gwałtownie, wzbijając tumany kurzu.


Wzdrygnął się z przestrachem, gdy rozgorzały wiwaty i oklaski. Nieśmiało rozejrzał się wokół. Ludzie za taśmami wiwatowali, krzyczeli pochwały i gratulacje. Nie rozumiał. Czemu byli szczęśliwi? Bo ktoś go wyciągnął? Spojrzał niepewnie na mężczyznę, który nadal trzymał go w swoich ramionach, a on uśmiechnął się pokrzepiająco. Wtulił buzię w jego granatową koszulę policyjną.


- Brawo Stacy! - Ktoś podszedł do nich i poklepał pana, który go trzymał na rękach. - Bruke, Hallynore wam również za szybką akcję.


- Joey pomóż mi, a nie bredzisz. - Warknął jego wybawca. - Ej, mały, w porządku?


- Moi rodzice tam zostali... - Mruknął cicho. - Oni nie wrócą. Nie ma po co ich odkopywać.


Ktoś z tyłu przeklął cicho. Wówczas nie rozumiał, czemu było im tak smutno. Każdy przecież kiedyś umiera, prawda? Pan Stacy zabrał go do najbliższej karetki, gdzie dostał maskę i koc. Przesiedział z nim długi czas, rozmawiali o różnych rzeczach. Dopytywał o rękawicę, którą ma i czy kupił na StarkExpo, a Peter odpowiadał śmiało i wyraźniej niż jak na sześciolatka. Po kilku minutach przybiegła blond dziewczynka w kucykach, nie zważając na krzyki kobiety z tyłu. Spojrzała uważnie na Peter'a i z uśmiechem aniołka wystawiła do niego pluszowego misia. Tak poznał Gwen.




★♡★♡★♡★♡★

Data publikacji: 20 Marca 2022

Data korekty: x-x-x

Ilość słów przed korektą: x-x-x

Ilość słów obecnie: 708

Kilka słów od Autorki:

Jest to całkowicie nowy rozdział, prolog, który oryginalnie pominęłam, bo - tu pozwolę sobie przytoczyć cytat z pierwszego oryginalnego rozdziału:

"Ogólnie... Nie wiem, co powiedzieć. Nie mam chęci ani siły na pisanie czegoś miłego, ani wesołego, a tym bardziej konkretnego, a takie dialogi wychodzą mi o dziwo płynnie, więc cóż... Nie wiem, czy będzie długie, czy też nie, ale proszę, macie dziwne coś, co stworzyłam bez większego planu czy czegokolwiek logicznego."

Myślę, że ów korekta dobrze wyjdzie temu opowiadaniu, a wy jak sądzicie?

Bo tak, a co?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz