Otwierał oczy, ciemność. Zamykał, to samo. Westchnął cicho, zerkając na zabite deskami małe, wąskie okienko, przez które przemykało niewielkie światło. Nie był dzień, bo zbyt ciemno, więc mógł uznać, że jest noc. Nawet nie był pewien ile spał, ale patrząc na obandażowaną rękę oraz pękniętą wargę, musiało minąć co najmniej kilka godzin. Wiedział, że wszystko spieprzył. Wrócił zbyt późno i nie zdążył posprzątać łazienki, a szkoła poinformowała państwo o jego nieobecności. Oberwał w sumie za to, że musieli się tłumaczyć i przepraszać. Miał z głowy kolejne kilka dni. Nawet nie pamiętał, ile czasu minęło, ale przeliczając szybko w głowie i czując bolesny uścisk w żołądku, co najmniej dwa do trzech dni. Usłyszał kroki u góry, które coraz bardziej się zbliżały. Zgrzyt zamka. Zacisnął mocno powieki. Kroki na schodach. Oddychał cicho, wręcz niemal bezgłośnie.
- Peter, wstań.
Zacisnął mocniej wargi, ale posłusznie wstał z puszczoną głową. Dostrzegł skórzany pas w ręku mężczyzny i już wiedział, że nie wyjdzie przez kolejną dobę. Nie skończyli go karać, więc na co niby liczył? Jesteś żałosny Parker...
- Rozbieraj się.
Bez słowa, zdjął bluzę i koszulkę, po czym stanął przy kolumnie, chwycił ją dłońmi na wyprostowanych rękach z pochyloną głową.
Pierwszy cios.
Za niesubordynację.
Drugi cios.
Za to, że musieli się tłumaczyć.
Trzeci cios.
Za kłamanie.
Czwarty cios.
Za niedopełnienie swoich obowiązków.
W pewnej chwili przestał liczyć, a nogi się pod nim mimowolnie ugięły i padł na kolana.
- Wstawaj! Nie skończyłem cię karać, Peter.
Zaskomlał cicho, gdy znów oberwał, ale zacisnął zęby i posłusznie wstał. Oberwał jeszcze kilka razy, a na koniec musiał czekać, aż pan D zdezynfekuje jego plecy i obandażuje, w końcu nie chciał, żeby ktokolwiek wiedział. Nikt nie miał prawa wiedzieć.
- Ubierz się, za godzinę dostaniesz jedzenie.
Ostrożnie założył koszulkę i bluzę, a potem usiadł pod ścianą. Syknął cicho, czując przeszywający ból pleców. Odetchnął głęboko i podsunął kolana pod brodę. Przytknął przegub do czoła, a jego ciałem wstrząsnął niemy szloch. Przyzwyczaił się do miłego traktowania przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny przez pana Stark'a i resztę Avengers, a nie powinien. Nie zasługiwał na to, był nikim ważnym.
- Parker ogarnij się, idioto... - Skarcił sam siebie. - Jeszcze trochę...
CZYTASZ
Bo tak, a co?
FanfictionPeter próbował skontaktować się z kumplem, ale przypadkiem wpisał zły numer. I co? Nie wiem, może coś z tego wyjdzie, a może nie?