Ponowne Zjednoczenie

1.1K 86 4
                                    

– Cukierka! Chcę cukierka! – wrzasnął sześcioletni Martin Potter w stronę swojej macochy. Samanta Potter wydała z siebie długie, cierpiętnicze westchnięcie.

– Marty, przecież przed chwilą wyjaśniłam ci, że nie dostaniesz słodyczy, dopóki nie zjesz wszystkiego – spojrzała w dół na bałagan, w który chłopak przemienił swój obiad. Czy ona naprawdę oczekiwała, że Martin to zje? – A gdyby tak... – wymamrotała, klaszcząc równocześnie dwukrotnie dłońmi.

Domowy skrzat, który właśnie się pojawił, skłonił się głęboko.

– Pinky jest gotowy by służyć – zakwiczał.

– Pinky, przynieść paniczowi nowe pół porcji obiadu – rozkazała Samanta. – I Halloweenowe słodycze – dodała, mięknąc pod błagalnym, szczenięcym wzrokiem, któremu nigdy nie była w stanie się oprzeć. Naprawdę, takie spojrzenia powinny zostać zakazane, pomyślała z rozbawieniem. Za każdym razem, gdy próbowała być stanowcza, wystarczyło jedno tego typu spojrzenie i miękła. A ponieważ James był zajęty pracą, w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby krytykować jej metody wychowawcze...

                            ~oOo~

Halloween. A w jego wigilię – Samhain. Kilka dni wcześniej Czarny Pan zapoznał Harry'ego z tradycjami związanymi z obchodami czarodziejskiego Halloween – dnia przypominającego o śmierci. A także zapowiadającego ciemność. Odpowiedniej nocy, by Harry mógł opłakiwać śmierć swojej matki – chociaż nie miał na to zbyt wielkiej ochoty. I idealnej okazji do ponownego zebrania śmierciożerców.

Harry domyślił się, że jego ojciec dzisiejszej nocy miał zamiar wezwać z powrotem tylko niektórych z należących do Wewnętrznego Kręgu śmierciożerców. Kilku już mieszkało w rezydencji; Bellatrix, Rabastan i Rodolphus Lestrange'owie oraz Bartemius Crouch Junior. Ten ostatni, młody, dwudziestoparoletni mężczyzna z jasno-brązowymi włosami o przystojnej twarzy, przybył do rezydencji zaledwie kilka dni temu; osłabiony, otumaniony i na wpół przytomny. Rabastan wyjaśnił później Harry'emu, że stan Bartemiusa Jr. był spowodowany zbyt długim przebywaniem pod klątwą Imeprius, rzuconą na niego przez własnego ojca.


Harry, wstrząśnięty do głębi, zastanawiał się, co za ojciec mógł tak okrutnie potraktować własnego syna. A potem zdał sobie sprawę, że jego biologiczny ojciec, James Potter, nie był o wiele lepszy. Tak więc Harry w chwili, w której usłyszał tę historię, poczuł pokrewieństwo z Bartemiusem Jr., który, po odzyskaniu pełnej sprawności, nalegał, by nazywał go Bartym.

– Jesteś synem mojego Pana – zachrypiał Barty zgrzytliwym głosem – więc zwracaj się do mnie tak jak on: Barty.

Harry się zgodził, a Barty w podziękowaniu zaszczycił go bladym uśmiechem, który zastąpił wcześniejszy, ponury wyraz twarzy. To także dzięki Barty'emu Harry obecnie znajdował się tam, gdzie się znajdował: w sekretnym przejściu prowadzącym do pomieszczenia nazywanego przez chłopaka Salą Tronową. Gdy tylko Barty opowiedział mu o ukrytym korytarzu, Harry wiedział, że wykorzysta go do szpiegowania przebiegu spotkania, organizowanego dzisiejszej nocy przez ojca.

Spoglądając przez szczelinę w ścianie, z grubsza przypominającą swoim kształtem oraz rozmiarem cegłę, Harry miał całkiem dobry widok na pomieszczenie. W oddali, po jego prawej stronie, znajdowało się podwyższenie, na którym stał wykuty w marmurze tron z wysokim oparciem. Podłoga wyłożona była ciemnym, niemalże czarnym parkietem, ściany natomiast pokrywała dostojna, staromodna tapeta utrzymana w ciemnozielonej i czarnej tonacji. Wykonane z czarnych kryształów żyrandole zwisały z sufitu, a na ścianach wisiało kilka gobelinów pogrążonych w mrocznych cieniach. Atmosfera panująca w sali była uroczysta, majestatyczna i mroczna.

Mroczny jak noc / HPOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz