Świeta

538 61 1
                                    

To były najgorsze święta w życiu Harry'ego. Oczywiście nie licząc tych spędzonych z Dursleyami; ale ich chyba żadne nie mogły prześcignąć na liście „najgorszych świąt w życiu".

To właśnie w te święta miał się odbyć planowany od dawna, planowany drobiazgowo i skrupulatnie, powrót Czarnego Pana. Trzeciego dnia od rozpoczęcia przerwy świątecznej Mroczny Lord osobiście stanął na czele licznej grupy śmierciożerców, prowadzonej wprost na Azkaban. Celem rajdu było wyswobodzenie tych popleczników Voldemorta, którzy nadal byli tam więzieni. Od czasu swojego odrodzenia, Czarny Pan nie ustawał w ukradkowych próbach uwolnienia swoich zwolenników, wykorzystując przy tym polityczne wpływy. A teraz zamierzał oswobodzić resztę.

Oczywiście to właśnie miała być główna atrakcja nocy, jej najważniejsze przedstawienie, ale oprócz tego Czarny Pan zdecydował, że wyśle także Lucjusza i Harry'ego na dwie oddzielne misje. Malfoy miał przewodzić rajdowi przeciwko Tyberiuszowi Ogdenowi, jednemu z członków Wizengamotu, który wciąż wspierał Dumbledore'a. Natomiast Harry'emu, w towarzystwie Bellatriks i szóstki innych śmierciożerców, przypadło poprowadzenie ataku na Emmelinę Vance, utalentowaną członkinię Zakonu Feniksa.

– Chcę, by wszyscy byli martwi, moi przyjaciele. Wszyscy; żadnych żywych – wysyczał lodowato Voldemort podczas odprawy śmierciożerców.

Harry, skrywający swoją twarz za srebrną maską, skwapliwie i ochoczo zaakceptował rozkazy ojca.

                          ~o.O.o~

To był już drugi rajd, któremu przewodził. Pełen pewności siebie i tłumionego podekscytowania raz dwa poradził sobie z czarami ochronnymi, bez trudu się przez nie przełamując. Dopiero później dotarło do niego, że nieco za łatwo mu wtedy poszło...

Ale póki co jedynie wysłał Bellatriks i połowę przydzielonych mu sił na tyły, sam zaś wtargnął do środka przez frontowe drzwi, z których wcześniej zdjął wszystkie blokady. Roztoczył też wokół domu barierę uniemożliwiającą aportację, wsparł ją też odpowiednimi runami. Emmelina Vance była starą panną i mieszkała z dwójką braci i ich żonami. Wszyscy byli zdolnymi magami, Harry zauważył to, patrząc na ich aury, ale to Vance posiadała największą moc. Tak więc, uśmiechając się dziko, rozkazał towarzyszącym mu śmierciożercom zapędzenie w róg pozostałych czarodziejów, sam zaś przystąpił do ataku na członkinię Zakonu.

Pojedynek był szybki i wściekły. Zażartość potyczki mogłaby oszołomić pozostałych popleczników Czarnego Pana, gdyby ci akurat nie byli zajęci i mieli czas, by popatrzeć. Harry unikał i rzucał zaklęcia z zabójczą prędkością, często ciskał tym, co pierwsze przyszło mu na myśl. Vance była naprawdę dobra, nie dawała mu ani chwili wytchnienia, ani odrobiny czasu na pomyślenie pomiędzy kolejnymi ruchami. Oboje mieli lotne, bystre umysły i działali bez zastanowienia, Vance miała jednak przewagę w postaci lat doświadczenia. A jednak Harry nie zostawał w tyle dzięki swojemu szerokiemu repertuarowi rzadkich i mrocznych ofensywnych klątw.


Wkrótce Harry wpadł w rausz – śmiertelny amok – jak to często miało miejsce w tego typu sytuacjach. Jego świat zwęził się do stojącej naprzeciwko przeciwniczki i jej najbliższego otoczenia. Wszystkie swoje umiejętności skupił na jednym celu – pokonaniu czarownicy. A gdy ich taniec stał się jeszcze bardziej zawiły i śmiercionośny, uśmieszek na jego twarzy przeobraził się w okrutny grymas.

Poruszali się tam i z powrotem, zupełnie jakby odtwarzali skomplikowaną choreografię jakiegoś zawiłego tańca. Nagle Vance popełniła fatalny błąd – rzuciła w jego kierunku serię następujących po sobie zaklęć, równocześnie starając się odciągnąć potyczkę jak najdalej od bratowej, znajdującej się niebezpiecznie blisko linii ognia. Niestety okazało się to dla Vance tragiczne w skutkach – Harry, zamiast wznieść ochronną tarczę, zrobił szybki unik i, nurkując pod przelatującymi klątwami, posłał w jej stronę Mordercze Zaklęcie. Czarownica zginęła natychmiast.

Mroczny jak noc / HPOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz