Dziedzic

744 59 5
                                    

– Mars świeci dzisiaj niezwykle jasno. Wieje wiatr zmian.

Stojący pośrodku cichej, ciemnej polany, poważny i uroczysty Aeolus przypominał marmurowy posąg. Znajdujący się tuż obok Kosmos pokręcił wściekle głową, a grzywa ciemnych włosów poleciała na wszystkie strony. W końcu uspokoił się nieco i jedynie w jego oczach można było dostrzec odczuwaną przezeń udrękę.

– Czy postępujemy dobrze, Aeolusie? Być może powinniśmy sprzeciwić się Mrokowi...

Aeolus, wzdychając i spoglądając ponownie w niebo, rozpoczął jeszcze raz:

– Mroczny jest jak noc, nie można temu zaprzeczyć. To jego obecność spowodowała, że Saturn zmienił swoje położenie. Mrok się budzi, młodziku... Musimy zatroszczyć się o nasze stado.

I chociaż Kosmosowi naprawdę nie podobał się ten pomysł, to nie miał nic do powiedzenia w obliczu pragmatyzmu swojego przywódcy.

                          ~o.O.o~

Wiele, wiele mil od lasu, w którym żyły centaury, w majestatycznej i dumnej rezydencji, już z daleka porażającej mroczną elegancją, Harrison Maximus Riddle chował się w cieniu białej, marmurowej kolumny. Niewidoczny dla innych, cierpliwie czekał, aż ostatni śmierciożercy przejdą przez atrium i wejdą do Sali Tronowej. Dopiero wtedy zdjął rzucone na siebie kamuflujące zaklęcie.

Wyczarowawszy lustro, przejrzał się w nim krytycznie. Jego kruczoczarne włosy były jak zawsze stylowe zmierzwione. Zza srebrnej maski, skrywającej jedynie połowę twarzy, można było dostrzec błyszczące, szmaragdowe oczy, pełne usta i delikatny zarys podbródka. Nie zapiął do końca guzików eleganckiej, czarnej koszuli, którą miał na sobie, i teraz niesfornie opadała na czarne spodnie. Rękawy podwinął natomiast tak wysoko, że widoczne były jego nagie przedramiona. Szczerząc się do własnego odbicia, zastanawiał się, czy ojciec będzie w stanie powstrzymać się przed zbesztaniem go za ten delikatny luz, który zdołał wpleść do formalnego stroju, w jakim miał zaprezentować się dzisiejszego wieczoru. Czarny Pan był nieustępliwy, jeżeli chodziło o schludność wyglądu.

Jednak w tej chwili wspomniany Czarny Pan przebywał w mrocznej Sali Tronowej, rozprawiając się z ostatnimi, codziennymi sprawami, którymi zajmował się zazwyczaj na zwoływanych spotkaniach. Gdy skończył omawianie ostatniej z nich, przeszedł do najważniejszej kwestii dzisiejszego wieczoru. Powstał z czarnego, marmurowego tronu i pozwolił, by kącik jego pozbawionych warg ust nieznacznie wygiął się ku górze, kiedy zobaczył, że śmierciożercy natychmiast zaczęli ustawiać się w równych szeregach, skupiając na nim całą swoją uwagę. Napięcie, które nagle zapanowało, było wręcz namacalne; Voldemort rzadko kiedy powstawał ze swojego tronu, a gdy to robił, zazwyczaj zwiastowało to jakąś grubszą sprawę – na przykład tortury wyjątkowo beznadziejnego śmierciożercy.

Ale nie dzisiaj. Nie, dzisiejsze intencje Voldemorta były o wiele łagodniejsze.

– Moi przyjaciele – rozpoczął chłodnym, gładkim głosem, zwracając się do swoich popleczników niemal miłym tonem, tonem, którego nie używał na spotkaniach od lat. – Niektórzy z was mogli zauważyć obecność dodatkowej osoby w naszych szeregach. A co szczęśliwsi mieli także możliwość uczestniczenia wraz z nią w rajdach. To ona przypieczętowała przymierze z Greybackiem, z centaurami oraz dowodziła rajdami przeciwko Hopkirkom, Jonesom i Vance'om. – Może nie wszystko z tego, co powiedział było absolutną prawdą, ale jaki sens miało bycie Czarnym Panem, skoro nie mogło się nagiąć prawdy?

Voldemort zauważył, że niektórzy śmierciożercy zesztywnieli. Z pewnością byli zaskoczeni, że w końcu zdecydował się na ujawnienie tożsamości zagadki, która męczyła ich od lat. Do dzisiaj jeszcze nigdy nie poruszył tej kwestii – głupcy, którzy odważyli się go o to zapytać, musieli zmierzyć się z płomiennym wybuchem jego gniewu. Voldemort uśmiechnął się okrutnie, kontemplując przez chwilę te wspomnienia, po czym, odsunąwszy je od siebie, odezwał się ponownie:

Mroczny jak noc / HPOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz