Hogwart Rok V: Manewry

693 51 3
                                    

Harry, cichy i spięty, stał w gabinecie, podczas gdy ojciec wpatrywał się w niego swoimi zmrużonymi, czerwonymi oczami. Pomimo słońca w zenicie pomieszczenie spowijały cienie. Jak na gust Harry'ego sobota nastała zdecydowanie zbyt szybko. Po znalezieniu się w Hogsmead, zafiukał do posiadłości ojca, wykorzystując w tym celu najpierw kominek u Derwisza i Bangesa, a później u Malfoyów, co miało zmylić jego potencjalny ogon. Ponadto rozkazał bliźniakom Withers kryć swoją nieobecność, tak więc był w miarę pewien, że jego mała eskapada do domu pozostanie tajemnicą.

A przynajmniej tak miało być przy założeniu, że nie trwałaby dłużej niż trzy godziny. Powoli jednak zaczynał czuć, że nie wszystko idzie zgodnie z planem: od dwudziestu minut stał w ciszy, wciąż w tym samym miejscu. Niestety, zważywszy na okoliczności, musiał robić to, co zadowoli ojca. Poza tym lepiej niż ktokolwiek inny wiedział, by nie pokazywać po sobie zniecierpliwienia. To byłaby słabość nie do przyjęcia.

Śmiertelnie blada postać odziana w czarne szaty zabębniła długim palcem o oparcie fotela i wysyczała:

— Z pewnością jesteś w stanie przypomnieć sobie rozmowę, którą odbyliśmy przed końcem wakacji, synu. — Czarny Pan zaczekał, aż Harry sztywno skinie głową, po czym kontynuował niebezpiecznie niskim głosem: — Wytłumacz mi zatem powody stojące za twoim ostatnim nieposłuszeństwem.

Harry z trudem powstrzymał chęć przełknięcia śliny, wywołaną wyczuwalną furią w spokojnym głosie ojca. Teraz. Co ma powiedzieć, żeby jakoś wywinąć się od czekających go nieprzyjemności? Nie było gwarancji, że mu się uda, ale mógł chociaż spróbować wykręcić się od kary. Nie zacznie jednak usprawiedliwiać się bez ładu i składu, jak małe, przerażone dziecko, co to, to nie. W tej sytuacji najlepszym wyjściem było zaprezentowanie logicznej, racjonalnej postawy wymieszanej z odrobiną pokory. Nie za wielką, by nie zostało to poczytane za słabość, ale odpowiednio widoczną, by ojciec nie odebrał jego zachowania jako napastliwe i agresywne.

Harry utkwił wzrok w punkcie tuż nad głową ojca, po czym upewnił się, że jego oklumencyjne bariery są odpowiednio mocne, nim zaczął:

— Chcę uczniów z Hogwartu, ojcze. Oprócz Ślizgonów, żadni inni nie są podatni na rekrutację. A jako zwykły uczeń z wymiany nie mam narzędzi, by móc w odpowiedni sposób wpłynąć na ich umysły. Jednak bycie reprezentantem Durmstrangu otwiera przede mną wiele drzwi. To jest powód mojego nieposłuszeństwa, ale nie będę używać go jako wymówki.

Voldemort przestał bębnić palcami i popatrzył na Harry'ego w sposób, który zmroziłby krew w żyłach nawet najświętszej osoby.

— Jedyny?

Przez chwilę, która zdawała się trwać wiecznie, ojciec i syn mierzyli się spojrzeniami. I choć Harry'emu udało się zachować opanowaną pozę, to od środka zżerało go przerażenie. Jak się dowiedział? Ile powinienem wyjawić?

Ostatecznie pozwolił nieco opaść swoim ramionom.

— Ojcze, znasz mnie zbyt dobrze. Przyznaję, wizja wygranej jest zbyt silną pokusą, bym mógł się jej oprzeć. — Tak jak chęć pokazania Jasnym; Dumbledore'owi, Jamesowi Potterowi i wszystkim pozostałym, jak silną osobą stał się chłopak nazywany kiedyś Harrym Potterem. Tej ostatniej myśli nie mógł jednak wypowiedzieć na głos. Jeszcze nie był gotowy, by przyznać się przed ojcem do tego, że Jaśni mieli tak wielki wpływ na jego zachowanie. Zamiast tego odważnie odpowiedział na palące spojrzenie. Patrząc w zmrużone oczy Czarnego Pana, doszedł do wniosku, że za chłodną fasadą wciąż buzowała wściekłość. To nie wróżyło dobrze... Czas na odrobinę pokory. — Wiem, że nie powinienem ci się sprzeciwiać, ale... proszę, pozwól mi na to, ojcze. — Spuścił głowę z nadzieję, że ten pokaz uległości ułagodzi nieco Voldemorta.

Mroczny jak noc / HPOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz