Rozdział dziewiętnasty

3.9K 307 42
                                    

Iza spłukiwała dokładnie farbę z włosów. Co z tego, że zachciało jej się to robić w środku nocy... Wcześniej cudem dziewczynie udało się wyskoczyć z Caro do galerii, żeby kupić farbę. Po ponad dwóch miesiącach przy skórze głowy pojawiły się widoczne odrosty.

Zaczęła rozczesywać włosy. Spojrzała w lustro, przez ostatni czas znacznie jej urosły; teraz sięgały miejsca, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę. Z racji tego doprowadzenie ich do porządku było nie lada wyzwaniem. Przekonała się o tym, kiedy próbując rozczesać włosy od spodu na mokro, złamała grzebień.

- Kurwa... - zamruczała pod nosem, krzywiąc się. Dwie części grzebienia upadły na ziemię. Schyliła się, żeby poszukać jednej z nich.

- Ach, te polskie przekleństwa.

Błyskawicznie zerwała się na równe nogi. Joker stał jak gdyby nigdy nic w łazience. Znów nie miała pojęcia, kiedy się tu zjawił.

- Co ty tutaj robisz? Przecież nie jestem sama. Amy i Caroline prawdopodobnie nie śpią - wyszeptała gorączkowo.

- Spokojnie. Farbowanie twoich ślicznych długich włosków zajęło ci więcej czasu niż myślisz - zaśmiał się. - Czy to dla mnie?

- Tak, odkąd tu przyjechałam, przewidziałam, że w mieście pojawi się seryjny morderca o obsesji na punkcie fioletowego - ironicznie zauważyła Iza.

- Wiedziałem. Jak tam mój podpis? - podszedł i podwinął rękaw jej bluzki. - Widzę, że bardzo, hm, wyraźny.

- A mój?

- Musiałem go nieco... poprawić. Teraz wygląda lepiej - Joker sam pokazał Izie ślad. Wytrzeszczyła oczy. Rana była naprawdę głęboka. Choć i tak pewnie nie bolała jak jego obecne blizny na policzkach (kiedy były świeże).

- Cóż... Faktycznie? Słyszałam, co odwaliłeś tamtej nocy - dziewczyna zmieniła temat.

Joker zaśmiał się i machnął ręką.

- Nie mogłem sobie odmówić. Ta para była irytująca, a nawet dość komiczna na swój sposób. Cały czas się kłócili. Więc ich uciszyłem. Na koniec nawet się pogodzili! Nasz kochany Batman ponoć się ze wzruszeniem przyglądał.

Izę niewiele to teraz obchodziło. Miała ważniejsze sprawy na głowie. Mianowicie: psychopatę ściganego przez całe miasto w łazience, gdzie zaraz mogą wejść Caro lub Amy. Skrzyżowała ręce na piersiach.

- Nadal nie powiedziałeś, dlaczego przyszedłeś pomimo wyraźnego ryzyka, że zaraz może nas ktoś usłyszeć.

- Oh, really? Czy ja zawsze muszę mieć jakiś powód? Nie mogę cię po prostu... zobaczyć? - to mówiąc zbliżył się do dziewczyny, która stała przy ścianie. Oparł rękę tuż nad głową Izy. Poczuła, że robi jej się gorąco.

- Sam wczoraj stwierdziłeś, że nie będziesz mieć czasu w najbliższych dniach - wypaliła, oddychając płytko. On doskonale zdawał sobie sprawę, jak na nią działał. I perfidnie to wykorzystywał.

- ,,Stwierdziłeś, stwierdziłeś" - Joker celowo przedrzeźniał dziewczynę, przeciągając słowa. - No i co z tego? Teraz mam ochotę gdzieś z tobą pojechać - zajrzał jej w oczy. Stykali się nosami. Iza myślała, że będzie chciał ją pocałować. O dziwo, nie zrobił tego. Postanowiła więc przerwać ciszę.

- Motocyklem?

- Oczywiście.

- W takim razie nie mogę odmówić.

- Kochanie, nikt cię o nic nie pytał - wyszeptał.

Iza lekko odepchnęła jego rękę, pokręciła głową oraz po cichu wyszła z łazienki. Trudno, najwyżej dostanie zapalenia płuc po jeździe nie wiadomo, dokąd, motocyklem z mokrymi włosami w listopadzie. Zajrzała do Amy, a następnie Caro. Na szczęście twardo spały. Zeszła do przedpokoju. Joker już tam na nią czekał. Założyła buty i kurtkę.

Prześlizgnęli się na róg sąsiedniej ulicy, gdzie stał motocykl. Joker wręczył Izie kask, mrucząc pod nosem: ,,bezpieczeństwo przede wszystkim" oraz chichocząc, sam włożył drugi. Parsknęła. Zdanie usłyszane z jego ust brzmiało dość paradoksalnie.

Ruszyli. Joker nie pojechał główną trasą wiodącą do serca Gotham, ale skręcił w boczną ulicę. Tym samym dotarli do centrum, ale od drugiej, opustoszałej strony.

- Idziemy znów coś wysadzić?

- Zobaczę.

,,Zobaczę"? Aha?

Szła za Jokerem szybkim tempem. Motocykl zostawili w ciemnej uliczce. Iza nie przewidywała, że kiedy wrócą, będzie tu wciąż stał. Nie śmiała jednak podzielić się z Jokerem swoimi obawami. Jeśli on sądził, że to właściwe miejsce... Poza tym pewnie prędziej czy później znalazłby złodzieja i boleśnie się z nim rozprawił.

Podeszli do pierwszego napotkanego biurowca. Świecił pustkami, na parkingu ani jednego auta, światła zgaszone. Kilka wybitych szyb. Czarno - żółte taśmy przy głównym wejściu. O dziwo, wydał się jej znajomy.

Iza właśnie miała spytać, co to za budynek. W tym momencie przypomniała sobie. Pokazywali go w telewizji. Joker wdarł się tutaj około tydzień temu, gdzie zamordował kilkanaście osób.

- Sentyment?

Parsknął śmiechem.

- Trafne spostrzeżenie. Można tak powiedzieć.

Podszedł do bocznych drzwi, wpisał kod. Otworzyły się. Wyjął z kieszeni latarkę. Iza, wchodząc, zdążyła potknąć się o wysoki próg. Joker zacmokał.

- Mała kaleka. Uważaj.

- Wiesz, pomijając fakt, z kim tu jestem, sądzę, że nic specjalnego mi się nie przytrafi.

Błyskawicznie się odwrócił.

- A co, jeśli nie pominiemy tego faktu, hm?

- Lubisz straszyć ludzi?

- Nawet nie wiesz, jak bardzo.

- Cóż, jesteś w tym dobry, muszę przyznać - podeszli do windy. Joker nacisnął przycisk.

- Teraz pojedziemy sobie na dach - oznajmił, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.

Iza posłusznie weszła do windy. Po kilku minutach drzwi się otworzyły. Joker wyskoczył z niej i zaczął biegać po dachu jak małe dziecko udające samolot. Iza rozejrzała się. Znajdowali się na setnym piętrze.

- Tu jest... pięknie.

Nie zwracała uwagi na zimny wiatr. Widok panoramy miasta rozciągał się wokół, w oddali migotała rzeka, jechał pociąg. Ruch uliczny, mnogość świateł... Poczuła się jak w filmie. Ach, te romantyczne chwile z psychopatą. Joker także był wyraźnie podekscytowany. Podbiegł do Izy, pociągnął ją za rękę w stronę krawędzi, zatrzymując się dosłownie w ostatniej chwili. Następnie usiadł po turecku na dachu. Dziewczyna również.

- Genialny widok. Dzięki!

- Wiesz, dla mnie to nic nowego. Po czym pomyślałem sobie, że dla ciebie pewnie tak, dlatego cię tu zabrałem - wyszczerzył zęby.

- To miłe z twojej strony. Wspaniałomyślne.

- Moja cudna fioletowowłosa - wymruczał Izie do ucha. Drgnęła. Na pewno nie z zimna.

- Proszę bardzo - zdjął płaszcz, następnie narzucił dziewczynie na ramiona. Niemalże w nim utonęła. Zastanawiała się, czy jego właścicielowi nie będzie zimno w samej koszuli i kamizelce. Zupełnie się tym nie przejmował.

- Tylko na wszelki wypadek nie przeszukuj kieszeni. Nie wiem sam dokładnie, co tam mam, jeszcze wylecimy w powietrze - zaśmiał się. - Ach, tak, skoro już o tym mowa, zapomniałbym! Główna atrakcja naszej randki - wyjął z kieszeni (tym razem spodni) dobrze znajomy jej pilot. Objął Izę ramieniem, po czym wskazał na coś palcem. Znajdujące się na dole, po lewo. Wytężyła wzrok. Joker natomiast drugą ręką nacisnął przycisk. Budynek przypominający z góry domek z kart, wyeksplodował. Klaun roześmiał się, jakby właśnie opowiedziano mu najlepszy dowcip.

- I jak, skarbie? Podoba ci się?

Zaśmiała się.

- Postarałeś się. Nawet nie wiesz, jak bardzo.

***

Taa, zupełnie dałam się ponieść chwili. XD Chyba przez piosenkę (up↑, if you know what I mean, hehe B|), której ostatnio nie mogę przestać słuchać.

Who's next, hm?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz