36.

234 19 26
                                    

Mariola "w realu" była tak energiczna i sympatyczna, jak przez telefon. Przyjechała w miarę punktualnie. Zaparkowała swój samochód pod blokiem. Darek już czekał, żeby pomóc jej z bagażami. Wyskoczyła z wozu, uśmiechnęła się i podała mu rękę:
- Witaj! Darek? - upewniła się.
- Tak. Witaj, Mariola - on też się uśmiechnął.

Pomógł jej z rzeczami, oddał do dyspozycji salon, przygotował kolację. Mariola była świetną rozmówczynią. Od razu przypadła mi do gustu. I chyba wzajemnie - pomyślał, patrząc na jej zaangażowanie w dyskusji, uśmiechy i spojrzenia, którymi go obdarzała:
- Niech tak będzie - skapitulowała z uśmiechem. - Co prawda wolę spotykać się z uczestnikami sama i sama kończyć spotkanie, ale jeśli ci tak bardzo zależy, to możesz wejść na ostatnie 10 minut i porozmawiać z nimi. Ale tylko o swojej sprawie. To, co wyjdzie podczas warsztatów, zostaje pomiędzy nimi i mną. Ok?

Popatrzyła na niego wyzywająco. Nie mogła pozwolić, żeby wmieszał się w jej metody pracy obcy; nawet tak fajny, jak ten młody nauczyciel.
- Ok. - zgodził się.
Pokazał jej wszystko, zabrał na kolację do baru, upewnił się, że dziewczyna niczego nie potrzebuje:
- Będę się zbierał. Gdyby coś, masz do mnie numer - przypomniał.
- Jasne. - przytaknęła. Omiotła go spojrzeniem na pół wyzywającym, na pół kpiącym:
- A swoją drogą, odważny jesteś. Zaoferować własne mieszkanie obcemu czlowiekowi i wyjść sobie? Nie boisz się, że cię okradnie albo coś zniszczę?

- Nie odważny, tylko biedny i oszczędny - roześmiał się. - Dzięki temu, że zamieszkasz u mnie, będę mógł ci zapłacić za te dodatkowe konsultacje, o których mówiliśmy. A zostawię cię samą, żebyś mogła spokojnie wypocząć przed zajęciami. Co do kradzieży lub zniszczeń... Tu nie ma nic cennego, co możnaby ukraść. A nie sądzę, żebyś przejechała taki kawał drogi, żeby zniszczyć mieszkanie wynajmowane przez ubogiego nauczyciela..

Roześmieli się oboje. Mariola klepnęła go w rękę:
- Ostatnie zdanie zabrzmiało jak żywcem wyjęte z pozytywistycznych powieści o ciężkim losie ubogiego inteligenta, którego los zesłał do szkoły, by niósł kaganek oświaty.... No to leć do tej swojej dziewczyny, pewnie nie może się ciebie doczekać. Ja sobie poradzę. A jutro rano spotkamy się w szkole....

***
Inżynier wracał właśnie z Białegostoku, gdzie odwiedzał żonę w szpitalu. Rozwiązanie miało nastąpić w ciągu najbliższych dwóch tygodni, siłami natury lub wywołane przez lekarzy. Nie mógł się już doczekać. Będzie miał syna. Jego syn! Jego własny, nie przybrany jak Julka. I żona wróci do domu, zajmie się wszystkim jak zawsze.

Zmęczyły go te ostatnie miesiące, kiedy była w szpitalu. Nikt o niego nie zadbał tak, jak on lubi. Owszem, Julka się starała, ale to nie to. No i w sypialni od dawna był sam. Najpierw żona bywała zmęczona ciążą, więc niespecjalnie chętnie odpowiadała na jego karesy. Potem poszła do szpitala i został sam. No nie sam - poprawił się - tylko z Julką. Smarkata dała mu kosza.

Jemu, takiemu mężczyźnie! Który opiekował się nią i jej matką od tylu lat. Mała kręciła się po domu, uśmiechała do niego, a wyrosła naprawdę na ładną i zgrabną dziewczynę. Cóż w tym złego, że chciał od niej trochę ciepła? Nic by się smarkatej nie stało, gdyby dopuściła go do siebie. A on rozładowałby emocje, poczuł się chciany i nie taki samotny. No i smarkata jest taka ładna, szczupła, zgrabna. Same ręce się wyciągają, żeby ją dotknąć. Nie to, co jej matka, w ostatnich miesiącach gruba i ciągle zmęczona... A tu nic, musiał sobie radzić w inny sposób.
"Dobrze, że są inne chętne do miłej zabawy" - pomyślał z zadowoleniem.

Telefon powiadomił brzęczykiem, że dostał maila. Rzucił okiem i zbladł. Mail był bez treści, zawierał tylko załączniki: zdjęcia dwóch faktur, na których podpisał się na prośbę swojej szefowej oraz jakiś większy plik, którego nie był w stanie teraz otworzyć. Zaintrygowany, zatrzymał samochód na poboczu, włączył światła awaryjne i dokładnie przejrzał pocztę.

Miłość z problemami. Kłopoty w małym miasteczku / 18+ / ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz